poniedziałek, 22 września 2014

Gmina Poświętne we mgle - relacja z wycieczki.

    Cześć! Oto moja pierwsza relacja z wycieczki rowerowej.
    Na początku mały wstęp. Od drugiej połowy lipca wpadłem na pomysł, by stworzyć tabelkę z miejscowościami powiatu wołomińskiego dzieląc je na gminy. Do tej pory zwiedziłem wszystkie miejscowości na rowerze z 9 gmin na 12. Pozostały mi 3 gminy: Tłuszcz, Strachówka i Jadów. To była świetna wiosna i lato. Szkoda, że nie będzie notek z tamtych wycieczek, bo bardzo mało zdjęć robiłem. Na szczęście po założeniu tego bloga, załapałem się na tę oto wycieczkę.
  
    Wczoraj (21.09) wybrałem się w końcu do gminy Poświętne. To była moja 9 gmina. Miałem jechać około 2 tygodnie temu. Jednak ze względu na sprzedaż podręczników oraz na silny wiatr musiałem poczekać i ustalić jak najbardziej dogodną datę na wycieczkę. Niedziela wydała się dobrym dniem. Wiatr wiejący 4-7 km/h i zero opadów. Tak więc pora jechać! Moim celem jest zwiedzić wszystkie 28 miejscowości tej gminy czyli by zaliczyć je wszystkie za jednym zamachem. Wyruszyłem o 9. Przewidywany dystans to 114 km.
    Ruszyłem z Warszawy. Wziąłem ze sobą jaskrawą koszulkę termoaktywną, czarne spodenki, przeciwdeszczowy, odblaskowy pokrowiec na plecak. W plecaku miałem kurtkę przeciwdeszczową, dętki, pompkę i bluzę. W sakwie na kierownicę miałem batony, klucze, łyżki do opon, komórkę i aparat. Byłem zaskoczony mgłą i widocznością około 20 metrów. Na zdjęciu widać, że widoczność jest większa. Nie wiem dlaczego. Podczas jazdy okulary mi zaparowały więc musiałem jechać bez nich.

Słaba widoczność sprawiła, że zniechęciłem się do dalszej jazdy.

Poranna jazda po mglistym lesie. To jest to! (las w Zielonce)

Linie niskiego napięcia pomiędzy Turów, a Ossów. Nadal kiepska widoczność.

Na drodze spotykałem kolegów rowerzystów, którzy również zdecydowali się na jazdę w taką pogodę :-). 


Staram się unikać dróg polnych, ale musiałem tędy jechać, by dojechać do Nadbiela. Nieźle się upaprałem. Piasek całkowicie mnie zatrzymał i musiałem iść pieszo. Z powodu brudu z roweru wydobywały się dziwne dźwięki.


Nowe Ręczaje - na tej wsi rozgrywały się sceny z filmu Kogel Mogel II. Nie tylko tu bo również w 
Roszczepie 12 km stąd. Jak widać, mgła zaczęła już znikać.

Nie odbyło się także bez przejazdów kolejowych. Szkoda, że nic nie jechało.

Przy Cygów można zaobserwować 3 turbiny wiatrowe w swoim naturalnym środowisku. Nie kręciły się.
       
Zauważyłem, że w powiecie wołomińskim prędzej natkniesz się na konie niż na krowy.

Wierzby również.


Minąłem Poświętne, w której znajduje się siedziba gminy Poświętne. Nie zrobiłem zdjęcia bo ludzie stojący przed kościołem na mszy św. dziwnie się na mnie gapili. Ich wzrok przeszywał duszę, więc odpuściłem sobie zrobienia zdjęcia kościołowi i pojechałem dalej.

Spodobał mi się ten widok. Dojazd do Krubki-Górki.
Małków. Po lewej stronie (nie widać) stoi przystanek gdzie można poczytać sobie fajne wierszyki.
(Majdan).
                                                       - Hej, byłem dziś w Majdanie.
                                                       - Ooo i jak tam zamieszki?
                                                       - Jakie zamieszki?

To jest na tyle z mojej wycieczki. Wyszło 110 km. Chciałbym zwiedzić cały świat, ale na tyle mnie stać jak na początek. Trasę zapisałem na kartce. Widać, że jesień już się zbliża. To już nie lato :-/. Planuję kolejne wycieczki. Jednak nie będą już takie dalekie ze względu na to, że niedługo rozpocznę studia. Jeszcze nie wiem jak to będzie z tym blogiem.

3majcie się!

piątek, 19 września 2014

Moje początki z dwoma kółkami.

    Żadnych pomysłów na napisanie nowego posta? W takim razie pora na plan B, a mianowicie napiszę coś o moich początkach jazdy na rowerze i o tym dlaczego wybrałem ten sport, a nie inny. Możliwe, że to będzie 'ględzenie część 2", ale po tym zamierzam wstawiać tu fotorelacje z wycieczek.
    Od przedszkola zacząłem jeździć na rowerze. Koledzy nie wierzyli mi, że umiem jeździć bez dwóch dodatkowych kółek. Przejechałem się by im pokazać, ale zmyli się. Zdarzało mi się jeździć na dość wysokich rowerach. Właśnie wtedy dowiedziałem się jak ciężko się jechało z włączonym dynamem. Dostałem swój rower po rodzeństwie o nazwie "Reksio". Był białego koloru:


    Przy każdej jeździe wydobywał się z niego koncert różnych piskliwych i świszczących dźwięków. Raz się z nim przejechałem do lasku Bielańskiego z rodzicami. Mój drugi rower, tym razem kupiony w Carrefourze to typowy makrokesz. To nie jest dokładnie ten rower, ale wyglądał podobnie. Mój był zielonego koloru:



    Jaki widać, to już wyższy level. Rower górski 26" bez amortyzatorów i za wysoką ramą jak na sam początek. Nie przypominam sobie żadnych poważnych usterek. Raz się zdziwiłem jak rozregulowały się hamulce v-brake. Jeździłem nim tu i tam. Potem sam zdecydowałem się na rower więc ten oddałem koledze. Swoją drogą, ciekawe czy wciąż nim jeździ :-D. O ile wiem to kolega nim jeździł bez przerwy na niskich przełożeniach. Kręcił nogami jak szalony przy 15 km/h.
    W sierpniu 2007 (przed I gimnazjum) kupiłem kolejny górski rower. Tym razem był to Rockrider 6.0:

  Tu zacząłem poważniej podchodzić do rowerów. Już nie do końca jako dziecko jeżdżące po podwórku. Wybrałem ten rower dlatego, że kompletnie się na nich nie znałem i to był pierwszy lepszy. Rower nie sprawiał żadnych problemów. Jazda po lasach, wybojach i dziurach była przyjemna z powodu tylnego i przedniego amortyzatora, a zwłaszcza tylnego. Co jakiś czas wydawałem pieniądze na akcesoria: sakwę na kierownicę, nóżkę, światła, licznik, kask, opony, nowa manetka, rękawiczki, rączki do kierownicy. Przez bardzo długi czas miałem scentrowane tylne koło i ciężko mi się jeździło. Rower był strasznie ciężki, ważył 16 kg, a ja wtedy połowę więcej :-D. I właśnie nim zacząłem jeździć troszkę dalej. Główne miejscowości jakie nim zwiedziłem to: Marki, Ząbki, Zielonka, Legionowo, Nowy Dwór Mazowiecki, Nieporęt, Serock, Truskaw, Konstancin-Jeziorna i Miński Mazowiecki. Tak więc 100 km na takim rowerze wymaga większego wysiłku, ponieważ nie jest przeznaczony na asfalt. Do tego czasu chciałem go przerobić na trekking i żałowałem tego, że nie miał normalnej ramy.
    Nadszedł czas na nowy rower. Tamten stał się dla mnie za mały. Tym razem po bardzo długim zastanowieniu się i przetrząsaniu sklepów zdecydowałem się na Kross Evado 3.0. Kupiłem go w maju 2013 roku:


    Lżejsza waga, brak tylnego amortyzatora, normalna rama, 28 cali - to jest to, co lubię. Jeżdżę nim do dzisiaj. Z wyposażenia ma licznik, miejsce na bidon, błotniki, sakwę na kierownicę, światła, tylny odblask i dojdzie jeszcze lemondka (PATRZ: strona "O mnie"). Zdecydowanie polecam jeśli ktoś lubi trekking, płaskie nawierzchnie, ale chciałby przeciąć polną, leśną, wyboistą żwirową drogę na skróty. Myślę, że to tyle jeśli chodzi o moją historię z rowerami. Dalsza część historii zapisuje się tu na waszych oczach ;)
    A co z innymi sportami? NIe kręci mnie piłka nożna i inne podobne sporty odbywające się na boisku. Można sobie zatem wyobrazić jak kiepsko radziłem sobie na wf-ach. Żaden z kolegów nie miał sprawnego roweru. Każdy miał jakiś zepsuty po bracie w piwnicy. Za to mieli szeroki wybór piłek. W dzieciństwie nie grałem w żadną piłkę. Miałem rower, hulajnogę, kamienie (kredy) itd. Miałem nieprzyjemność zagrać w piłkę nożną w IV klasie szkoły podstawowej na pierwszym wf-ie czyli bez nauczania zintegrowanego, bo w nauczaniu zintegrowanym na każdym wf-ie były ćwiczenia gimnastyczne. W tamtej chwili wszyscy z klasy mieli w głowach wprogramowaną znajomość gry w nogę. Nie miałem żadnego pojęcia o co chodzi. Niejeden raz dotykałem rękoma piłki. Podczas gry nikt mi nie podawał i nigdy nie strzeliłem gola. Zawsze byłem ostatni w składzie i stałem na obronie. Bałem się jak ktoś podbiegał z piłką i szykował się do mocnego strzału. Od razu się odsuwałem, bo co? Po co mam zbierać siniaki. Wszyscy mieli pretensję :-D. Grali tak jakby zależało od tego ich życie. Raz w gimnazjum postanowiłem odpierać ataki i służyć za tarczę jak na przystało obronę. Zarobiłem tyle siniaków, a wszyscy za każdym razem mówili "oł, to bolało". No super, to ciekawe czy nadal mam tak bronić czy się odsuwać jak wcześniej. Oprócz roweru lubię jeździć na rolkach i ogólnie dużo chodzić.
    Wychodziło na to, że po szkole nie przychodziłem na boiska by pograć i pogadać z innymi rówieśnikami. Och, cóż... :-D. Więc dlaczego wybrałem rower? Zastępuje inne pojazdy, trenujesz nogi i ogólnie całe ciało pod kątem aerobowym, dojedziesz do punktu B o własnych siłach. Super ważny powód jest taki, że w samochodzie mijasz miejscowości z zawrotną prędkością, że aż wszystko się rozmazuje i siedzisz za szybą. Na rowerze dokładniej obbadasz każde miejsce, zatrzymasz się gdzie chcesz i czujesz, że tu jesteś.

poniedziałek, 15 września 2014

Hej, to może mała "introdukcja"?

    Założyłem ten blog by spopularyzować ciekawe miejsca w województwie mazowieckim. Moja historia rowerowa zaczyna się od około 2008 roku, czyli okresu gimnazjum. Wtedy zacząłem bardziej angażować się w jazdę na rowerze. Przejechałem swoje pierwsze 50 km do Nieporętu i z powrotem. Od zawsze nie wychodziło mi nawiązywanie kontaktów z ludźmi, więc najczęściej jeździłem sam.
    Mam jednego kolegę. Nie widujemy się często, ale okej. Tak jak ja, również interesuje się rowerami, więc od I technikum zaczęliśmy jeździć od czasu do czasu. Chciałem wtedy zwiedzić najbliższe miejscowości takie jak Legionowo, Marki, Nieporęt czy Otwock. Bałem się samemu wyjeżdżać z Warszawy więc jak chciałem pojechać do konkretnej miejscowości to tylko z kolegą. Jeździłem z nim też po to by w razie jakiegoś wypadku, usterki pomógł mi, bo mało wiedziałem od strony technicznej. Nie umiałem nawet napompować dętek :D Były takie dni, w którym nikt nie chciał wyjść, a było słonecznie, a tych dni było mnóstwo w wiosnę i lato. Siedziałem wtedy w domu z myślą by pojechać dokądś. Miałem tak przez wiele lat. Samemu byłem w stanie pojechać gdzieś na max. 20 km. Lubiłem jeździć do jeziorek Czerniakowskich i do lasku Bielańskiego.
    W końcu się stało. Przestałem myśleć „głupio tak samemu wychodzić”. Naszła zmiana. W jesień zrobiło się chłodniej więc jeździłem wciąż na max. 20 km. Nie chciało mi się też chodzić na spacery. Więc w grudniu zacząłem wychodzić gdziekolwiek. Miałem większą motywację by wyjść wieczorem gdy na dworze bywa pusto i zwykle spotyka się ludzi z psami i biegaczy. Na Google Earth robiłem sobie trasy którędy pójdę. Właściwie to w grubej kurtce, w kapturze i rękoma w kieszeniach mogłem iść wszędzie! Moje spacery wyewoluowały na 20 kilometrowe marsze! Chodziłem pieszo z Warszawy do Ząbek i Marek. Zachęciłem raz kolegę na 26 km spacer. Spacery sprawiły, że się nie nudziłem i robiłem tak co weekend (z powodu roku szkolnego). Brałem plecak z prowiantem i wychodziłem z domu. Zacząłem uczyć się jak zmieniać dętkę i jak naprawić jakąś usterkę. Jednak do dzisiaj nie umiem wszystkiego, ale uczę się na błędach. To sprawiło, że w maju po maturach przejechałem się samemu w głąb Marek, bez kolegi. Spodobało mi się to i potem przejechałem się do Zegrza na 50 km. Zaznaczam, że i tak już kiedyś jeździłem z kolegą średnio 50-60 km i raz 100 km bez zmęczenia. Zacząłem tę trasę powtarzać. Dwa razy złapałem gumę. Za pierwszym razem zawaliłem. Nie umiałem przykleić łatki. Za drugim razem wymieniłem odpowiednio dętkę, ale bałem się, że źle to zrobiłem, więc i tak wracałem pieszo z rowerem. Okazało się, że dobrze zmieniłem :D. Przejechałem się bez problemu trasami, którymi jechałem z kolegą (nie wszystkimi).
    Obecnie jeżdżę po wsiach na wycieczki 80 -150 kilometrowe. Jak wyznaczam trasę i widzę, że jest tylko 80 km to myślę sobie, że będzie łatwo. Czasami, jeśli kolega ma chęć i czas, jadę z nim, ale chyba spadła mu forma. Wiem, że to mało i, że 240 km to jest już COŚ. Jednak najważniejsze jest nieporównywanie się i docenianie własnych celów w własnym zakresie. Motywacja przywrócona!

Moje dalsze wpisy będą o moich wycieczkach rowerowych i spostrzeżeniach na różne tematy (mam nadzieję). Będę musiał przyzwyczaić się do robienia większej ilości zdjęć. Wszystkie wycieczki piszę na bieżąco, zwykle dzień po jeździe. Nie są archiwalne!