piątek, 19 września 2014

Moje początki z dwoma kółkami.

    Żadnych pomysłów na napisanie nowego posta? W takim razie pora na plan B, a mianowicie napiszę coś o moich początkach jazdy na rowerze i o tym dlaczego wybrałem ten sport, a nie inny. Możliwe, że to będzie 'ględzenie część 2", ale po tym zamierzam wstawiać tu fotorelacje z wycieczek.
    Od przedszkola zacząłem jeździć na rowerze. Koledzy nie wierzyli mi, że umiem jeździć bez dwóch dodatkowych kółek. Przejechałem się by im pokazać, ale zmyli się. Zdarzało mi się jeździć na dość wysokich rowerach. Właśnie wtedy dowiedziałem się jak ciężko się jechało z włączonym dynamem. Dostałem swój rower po rodzeństwie o nazwie "Reksio". Był białego koloru:


    Przy każdej jeździe wydobywał się z niego koncert różnych piskliwych i świszczących dźwięków. Raz się z nim przejechałem do lasku Bielańskiego z rodzicami. Mój drugi rower, tym razem kupiony w Carrefourze to typowy makrokesz. To nie jest dokładnie ten rower, ale wyglądał podobnie. Mój był zielonego koloru:



    Jaki widać, to już wyższy level. Rower górski 26" bez amortyzatorów i za wysoką ramą jak na sam początek. Nie przypominam sobie żadnych poważnych usterek. Raz się zdziwiłem jak rozregulowały się hamulce v-brake. Jeździłem nim tu i tam. Potem sam zdecydowałem się na rower więc ten oddałem koledze. Swoją drogą, ciekawe czy wciąż nim jeździ :-D. O ile wiem to kolega nim jeździł bez przerwy na niskich przełożeniach. Kręcił nogami jak szalony przy 15 km/h.
    W sierpniu 2007 (przed I gimnazjum) kupiłem kolejny górski rower. Tym razem był to Rockrider 6.0:

  Tu zacząłem poważniej podchodzić do rowerów. Już nie do końca jako dziecko jeżdżące po podwórku. Wybrałem ten rower dlatego, że kompletnie się na nich nie znałem i to był pierwszy lepszy. Rower nie sprawiał żadnych problemów. Jazda po lasach, wybojach i dziurach była przyjemna z powodu tylnego i przedniego amortyzatora, a zwłaszcza tylnego. Co jakiś czas wydawałem pieniądze na akcesoria: sakwę na kierownicę, nóżkę, światła, licznik, kask, opony, nowa manetka, rękawiczki, rączki do kierownicy. Przez bardzo długi czas miałem scentrowane tylne koło i ciężko mi się jeździło. Rower był strasznie ciężki, ważył 16 kg, a ja wtedy połowę więcej :-D. I właśnie nim zacząłem jeździć troszkę dalej. Główne miejscowości jakie nim zwiedziłem to: Marki, Ząbki, Zielonka, Legionowo, Nowy Dwór Mazowiecki, Nieporęt, Serock, Truskaw, Konstancin-Jeziorna i Miński Mazowiecki. Tak więc 100 km na takim rowerze wymaga większego wysiłku, ponieważ nie jest przeznaczony na asfalt. Do tego czasu chciałem go przerobić na trekking i żałowałem tego, że nie miał normalnej ramy.
    Nadszedł czas na nowy rower. Tamten stał się dla mnie za mały. Tym razem po bardzo długim zastanowieniu się i przetrząsaniu sklepów zdecydowałem się na Kross Evado 3.0. Kupiłem go w maju 2013 roku:


    Lżejsza waga, brak tylnego amortyzatora, normalna rama, 28 cali - to jest to, co lubię. Jeżdżę nim do dzisiaj. Z wyposażenia ma licznik, miejsce na bidon, błotniki, sakwę na kierownicę, światła, tylny odblask i dojdzie jeszcze lemondka (PATRZ: strona "O mnie"). Zdecydowanie polecam jeśli ktoś lubi trekking, płaskie nawierzchnie, ale chciałby przeciąć polną, leśną, wyboistą żwirową drogę na skróty. Myślę, że to tyle jeśli chodzi o moją historię z rowerami. Dalsza część historii zapisuje się tu na waszych oczach ;)
    A co z innymi sportami? NIe kręci mnie piłka nożna i inne podobne sporty odbywające się na boisku. Można sobie zatem wyobrazić jak kiepsko radziłem sobie na wf-ach. Żaden z kolegów nie miał sprawnego roweru. Każdy miał jakiś zepsuty po bracie w piwnicy. Za to mieli szeroki wybór piłek. W dzieciństwie nie grałem w żadną piłkę. Miałem rower, hulajnogę, kamienie (kredy) itd. Miałem nieprzyjemność zagrać w piłkę nożną w IV klasie szkoły podstawowej na pierwszym wf-ie czyli bez nauczania zintegrowanego, bo w nauczaniu zintegrowanym na każdym wf-ie były ćwiczenia gimnastyczne. W tamtej chwili wszyscy z klasy mieli w głowach wprogramowaną znajomość gry w nogę. Nie miałem żadnego pojęcia o co chodzi. Niejeden raz dotykałem rękoma piłki. Podczas gry nikt mi nie podawał i nigdy nie strzeliłem gola. Zawsze byłem ostatni w składzie i stałem na obronie. Bałem się jak ktoś podbiegał z piłką i szykował się do mocnego strzału. Od razu się odsuwałem, bo co? Po co mam zbierać siniaki. Wszyscy mieli pretensję :-D. Grali tak jakby zależało od tego ich życie. Raz w gimnazjum postanowiłem odpierać ataki i służyć za tarczę jak na przystało obronę. Zarobiłem tyle siniaków, a wszyscy za każdym razem mówili "oł, to bolało". No super, to ciekawe czy nadal mam tak bronić czy się odsuwać jak wcześniej. Oprócz roweru lubię jeździć na rolkach i ogólnie dużo chodzić.
    Wychodziło na to, że po szkole nie przychodziłem na boiska by pograć i pogadać z innymi rówieśnikami. Och, cóż... :-D. Więc dlaczego wybrałem rower? Zastępuje inne pojazdy, trenujesz nogi i ogólnie całe ciało pod kątem aerobowym, dojedziesz do punktu B o własnych siłach. Super ważny powód jest taki, że w samochodzie mijasz miejscowości z zawrotną prędkością, że aż wszystko się rozmazuje i siedzisz za szybą. Na rowerze dokładniej obbadasz każde miejsce, zatrzymasz się gdzie chcesz i czujesz, że tu jesteś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz