Żadnych pomysłów
na napisanie nowego posta? W takim razie pora na plan B, a mianowicie napiszę
coś o moich początkach jazdy na rowerze i o tym dlaczego wybrałem ten sport, a
nie inny. Możliwe, że to będzie 'ględzenie część 2", ale po tym zamierzam
wstawiać tu fotorelacje z wycieczek.
Od przedszkola
zacząłem jeździć na rowerze. Koledzy nie wierzyli mi, że umiem jeździć bez
dwóch dodatkowych kółek. Przejechałem się by im pokazać, ale zmyli się.
Zdarzało mi się jeździć na dość wysokich rowerach. Właśnie wtedy dowiedziałem
się jak ciężko się jechało z włączonym dynamem. Dostałem swój rower po
rodzeństwie o nazwie "Reksio". Był białego koloru:
Przy każdej jeździe wydobywał
się z niego koncert różnych piskliwych i świszczących dźwięków. Raz się z nim
przejechałem do lasku Bielańskiego z rodzicami. Mój drugi rower, tym razem
kupiony w Carrefourze to typowy makrokesz. To nie jest dokładnie ten rower, ale
wyglądał podobnie. Mój był zielonego koloru:
Jaki widać,
to już wyższy level. Rower górski 26" bez amortyzatorów i za wysoką ramą
jak na sam początek. Nie przypominam sobie żadnych poważnych usterek. Raz się
zdziwiłem jak rozregulowały się hamulce v-brake. Jeździłem nim tu i tam. Potem
sam zdecydowałem się na rower więc ten oddałem koledze. Swoją drogą, ciekawe
czy wciąż nim jeździ :-D. O ile wiem to kolega nim jeździł bez przerwy na
niskich przełożeniach. Kręcił nogami jak szalony przy 15 km/h.
W sierpniu 2007
(przed I gimnazjum) kupiłem kolejny górski rower. Tym razem był to Rockrider
6.0:
Tu zacząłem poważniej
podchodzić do rowerów. Już nie do końca jako dziecko jeżdżące po podwórku.
Wybrałem ten rower dlatego, że kompletnie się na nich nie znałem i to był
pierwszy lepszy. Rower nie sprawiał żadnych problemów. Jazda po lasach,
wybojach i dziurach była przyjemna z powodu tylnego i przedniego amortyzatora,
a zwłaszcza tylnego. Co jakiś czas wydawałem pieniądze na akcesoria: sakwę na kierownicę,
nóżkę, światła, licznik, kask, opony, nowa manetka, rękawiczki, rączki do
kierownicy. Przez bardzo długi czas miałem scentrowane tylne koło i ciężko mi
się jeździło. Rower był strasznie ciężki, ważył 16 kg, a ja wtedy połowę więcej
:-D. I właśnie nim zacząłem jeździć troszkę dalej. Główne miejscowości jakie
nim zwiedziłem to: Marki, Ząbki, Zielonka, Legionowo, Nowy Dwór Mazowiecki,
Nieporęt, Serock, Truskaw, Konstancin-Jeziorna i Miński Mazowiecki. Tak więc
100 km na takim rowerze wymaga większego wysiłku, ponieważ nie jest
przeznaczony na asfalt. Do tego czasu chciałem go przerobić na trekking i
żałowałem tego, że nie miał normalnej ramy.
Nadszedł czas na
nowy rower. Tamten stał się dla mnie za mały. Tym razem po bardzo długim
zastanowieniu się i przetrząsaniu sklepów zdecydowałem się na Kross Evado 3.0.
Kupiłem go w maju 2013 roku:
Lżejsza waga,
brak tylnego amortyzatora, normalna rama, 28 cali - to jest to, co lubię.
Jeżdżę nim do dzisiaj. Z wyposażenia ma licznik, miejsce na bidon, błotniki,
sakwę na kierownicę, światła, tylny odblask i dojdzie jeszcze lemondka (PATRZ:
strona "O mnie"). Zdecydowanie polecam jeśli ktoś lubi trekking,
płaskie nawierzchnie, ale chciałby przeciąć polną, leśną, wyboistą żwirową
drogę na skróty. Myślę, że to tyle jeśli chodzi o moją historię z rowerami. Dalsza część historii zapisuje
się tu na waszych oczach ;)
A co z innymi sportami? NIe kręci mnie piłka nożna i inne podobne sporty odbywające się na boisku. Można sobie zatem wyobrazić jak kiepsko radziłem sobie na wf-ach. Żaden z kolegów nie miał sprawnego roweru. Każdy
miał jakiś zepsuty po bracie w piwnicy. Za to mieli szeroki wybór piłek. W
dzieciństwie nie grałem w żadną piłkę. Miałem rower, hulajnogę, kamienie
(kredy) itd. Miałem nieprzyjemność zagrać w piłkę nożną w IV klasie szkoły
podstawowej na pierwszym wf-ie czyli bez nauczania zintegrowanego, bo w nauczaniu zintegrowanym na każdym wf-ie były ćwiczenia gimnastyczne. W tamtej
chwili wszyscy z klasy mieli w głowach wprogramowaną znajomość gry w nogę. Nie
miałem żadnego pojęcia o co chodzi. Niejeden raz dotykałem rękoma piłki.
Podczas gry nikt mi nie podawał i nigdy nie strzeliłem gola. Zawsze byłem
ostatni w składzie i stałem na obronie. Bałem się jak ktoś podbiegał z piłką i
szykował się do mocnego strzału. Od razu się odsuwałem, bo co? Po co mam
zbierać siniaki. Wszyscy mieli pretensję :-D. Grali tak jakby zależało od tego
ich życie. Raz w gimnazjum postanowiłem odpierać ataki i służyć za tarczę jak
na przystało obronę. Zarobiłem tyle siniaków, a wszyscy za każdym razem mówili
"oł, to bolało". No super, to ciekawe czy nadal mam tak bronić czy
się odsuwać jak wcześniej. Oprócz roweru lubię jeździć na rolkach i ogólnie dużo chodzić.
Wychodziło na to,
że po szkole nie przychodziłem na boiska by pograć i pogadać z innymi rówieśnikami.
Och, cóż... :-D. Więc dlaczego wybrałem rower? Zastępuje inne pojazdy, trenujesz nogi i ogólnie całe ciało pod kątem aerobowym, dojedziesz do punktu B o własnych
siłach. Super ważny powód jest taki, że w samochodzie mijasz miejscowości z zawrotną prędkością, że aż wszystko się rozmazuje i siedzisz za szybą. Na rowerze dokładniej obbadasz każde miejsce, zatrzymasz się gdzie chcesz i czujesz, że tu jesteś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz