niedziela, 7 stycznia 2018

Brwinów

    Minął pochmurny listopad i grudzień. Po świętach zaczęło od czasu do czasu robić się słonecznie. Mimo, że mogłem wykorzystać te dwa miesiące na rower, to po prostu mi się nie chciało. Miałem większą ochotę się przejść i przejechać na rolkach. W końcu ten okres minął. Pojawił się nowy rok. Pojechałem na drugą wycieczkę do powiatu pruszkowskiego. Postanowiłem przejechać gminę Brwinów. Znajduje się na zachód za Pruszkowem. To dosyć daleko. Trasa wydała mi się za długa jak na styczeń. Jednak trzeba spróbować. To chyba będzie mój pierwszy raz, kiedy przejadę 100 km w styczniu!

Zapomniałem, że mamy krótkie dni.
Wyszło 112,7 km. Przebieg:

Warszawa>Piastów>Pruszków>Domaniew>Domaniewek>Moszna Wieś>Moszna-Parcela>Krosna-Parcela>Krosna-Wieś>Koszajec>Biskupice>Czubin>Milęcin>Kotowice>Falęcin>Grudów>Brwinów>Parzniew>Pruszków>Nowa Wieś>Kanie>Otrębusy>Podkowa Leśna>Owczarnia>Żółwin>Terenia>Stara Wieś>Nadarzyn>Kajetany>Wolica>Janki>Raszyn>Warszawa


    Wymieniłem baterię od licznika na nową. W listopadzie liczby już się słabo wyświetlały. Wyjechałem o około 7:05. Na dworze było ciemno. Już pokazywało się granatowe niebo na wschodzie. Od dawna mam tę starą, niedziałającą prawidłowo latarkę przednią. Kiedy ją włączę, działa tylko przez 30 sekund. Po wyłączeniu mogę odczekać parę sekund i znów się zaświeci na krótko. Więc włączałem ją, kiedy mijałem skrzyżowania lub zakochane pary na ścieżkach rowerowych. I tak było jasno z powodu latarń. Tym razem do powiatu pojechałem inną drogą. Pojechałem mostem Gdańskim i jechałem cały czas ścieżką rowerową przez Arkadię aż do okolic mojej uczelni. Na wszystkich ulicach było pusto. Miałem zatem ochotę jechać ulicami, ale kiedy są obok ścieżki, to trzeba nimi jechać. Na rondzie Radosława zauważyłem jak zgasły wszystkie latarnie. Było już jaśniej. Kiedy ścieżka rowerowa się skończyła przy cmentarzu, pojechałem drogami osiedlowymi przez podwórka. Wtedy na drodze 580 wjechałem na kolejną ścieżkę rowerową. O nie! Ulica zablokowana z powodu budowy drugiej linii metra! Wiedziałem, że budują ją na tej ulicy, ale myślałem, że znacznie dalej (dlatego narysowałem trasę tak, by zaraz z tej drogi zjechać). Jednak nie było problemu przejechać przez podwórka i po skrzyżowaniu skręcić na południe. Niedaleko parku Powstańców zauważyłem, że jest budowana ścieżka rowerowa, więc z chęcią zjechałem na ulicę. Zauważyłem, że pierwsze 10 km pokonałem w godzinę :(. Takie uroki czekania na światła, przechodzenia na drugą stronę, mijania remontów. Na ulicy Połczyńskiej wybudowali nowy odcinek ścieżki rowerowej. Gdybym miał pojechać ulicą, musiałbym jechać środkowym pasem, bo są te pasy dla autobusów po prawej stronie, grr. Przejechałem przez tory kolejowe i potem następne. Ciągle miałem ścieżkę. Zaraz jechałem pasem rowerowym. Szkoda, że tylko on był zabłocony. Przejechałem pod S8 i po około 20 km skończyła się Warszawa.

Osiedla w Piastowie
    Nie wjeżdżałem głębiej do Piastowa i Pruszkowa. Jechałem drogą serwisową autostrady A2. Cieszę się, że styczeń w tym roku wypada cieplej. W tamtym roku 1 stycznia był ciepły, a już drugiego dnia pojawił się śnieg, gołoledź i trwał aż do drugiej połowy lutego.

Widzę znajomy kościół w Pruszkowie w oddali
Początek gminy Brwinów
    Zaczęła się gmina Brwinów. Pierwsze miejscowości to Domaniew i Domaniewek. Przejechałem nad rzeką Utrata. Tam jest ciąg pieszo-rowerowy.

Tu mieszczą się pozostałości elektrociepłowni

    W końcu mam okazję zobaczyć z bliska i najbliżej jak tylko mogę komin w Mosznie!

Komin elektrociepłowni w Mosznie. Ma 256 metrów wysokości.
    O co chodzi z tym miejscem? Tu miała powstać elektrociepłownia Pruszków II. Prawie ją do końca wybudowano, lecz w latach 90-tych została sprzedana innej firmie. Nigdy nie została oddana do użytku. Od około 2004 roku cała elektrownia zaczęła być rozbierana. Budynki elektrociepłowni zostały rozebrane w 2008 roku. W pobliżu komina zostały w ostatnich latach wybudowane różne nowoczesne magazyny i jakieś siedziby firm. Na starych mapach satelitarnych było widać samą wysoką trawę i gruz. To dobrze, że sprzątają po tym miejscu i nie czynią z tego miejsca widmo. Komin jednak pozostał. Mierzy 256 metrów wysokości. Służy tylko jako wieża z antenami. Przez całą wycieczkę miałem świetny sygnał radia i coś czuję, że to zasługa komina.
    Tereny następnych wsi były szare i brązowe. Niektóre pola były zielonawe. Nie czułem się jakby to był styczeń, a bardziej jak luty i marzec. Wiatr wiejący z zachodu dawał coraz bardziej w kość. Kieruję się na południe. Wiedziałem, że przez cały powrót do domu będę miał z wiatrem.

Kto się lubin, ten się czubin!
    W Czubinie miałem 40 km za sobą. Zjadłem batona i banana. Czasami mijałem ludzi uprawiających jogging. Przejechałem wiaduktem nad autostradą w Kotowicach.

Trochę zielono
Kotowice
    Zobaczyłem dwóch szosówkarzy. To chyba pierwsze osoby na rowerach, które widziałem tego dnia. Jeden mnie pozdrowił. Jakoś podobała mi się jazda przez Falęcin. Było tak odludnie i słyszałem na niebie myszołowa. Dojechałem do Brwinowa. Od razu pojawiła się widoczna granica między łąką, a miejskimi osiedlami. W 1406 roku usłyszeliśmy o niej po raz pierwszy i nazywała się Brwinowo. Nazwa może pochodzić od "borowy nów". Stała się miastem w 1950 roku.

Centrum Brwinowa
    W centrum Brwinowa zauważyłem wiele kamienic, ciekawy układ dróg (wygląda na pierwszy rzut oka skomplikowanie), kościół i skwerek z tablicami i fontanną. Na drodze pod torami jest zakaz jazdy rowerem, więc poszedłem po chodniku. Zaraz wsiadłem z powrotem i kontynuowałem jazdę. Jechałem przez niedługi czas na wschód, by dojechać do Parzniewa i Kań. Wzdłuż torów kolejowych pojawiły się pola z fajnym szerokim, asfaltowym ciągiem pieszo-rowerowym. Nie brakowało ludzi na rowerach i jednej osoby na rolkach.

Lokomotywa Siemens Vectron
    W Parzniewie widziałem reklamę cyrku Zalewskich. Kojarzę skądś ten cyrk. Jechałem ścieżką rowerową przy polach Parzniewskich. Na chwilę wjechałem do Pruszkowa i skręciłem na południe.

Pomnik wyzwolicielom
    Pojechałem drogą 719. Była nieco ruchliwa, lecz było w porządku. W Kaniach odłączyłem się od tej drogi. Jechałem obok torów kolejowych. Jeżdżą tu pociągi Warszawskiej Kolei Dojazdowej. Są w kolorach biało-czerwono-niebieskich. Akurat przyjechał pociąg na stację.

EN57 od polskiej firmy Pesa. Pierwszy egzemplarz, bo -001.
    Wyjechałem na krótko z powiatu pruszkowskiego. To dlatego, że gmina Brwinów jest podzielona na dwa obszary, niesąsiadujące ze sobą. Pomiędzy tymi obszarami mieści się Podkowa Leśna w powiecie grodziskim. Pora przez nią przejechać.

Leśne tereny Podkowy Leśnej
    Podkowa Leśna istnieje od 1925 roku, a miastem jest od 1968 roku. Powitał mnie witacz, gdzie jest napisane, że to miasto-ogród. Tereny przypominają mi Magdalenkę. Wszędzie jest las i dużo willi. Niebawem, jadąc dalej na południe, wjechałem do gminy Brwinów. Pora na ostatnie trzy miejscowości. Od razu zaczęła się Owczarnia i od razu zaczęło się robić... tak fajnie cicho, słonecznie i spokojnie. Mijałem dużo ciekawych wypasionych działek i rowerzystów.

Żółwin to nie autostrada!
    Miałem trochę pod górę i nogi mnie trochę bolały, nieprzystosowane do 100 km w styczniu. Po Żółwinie zaczęła się ostatnia miejscowość - Terenia. Dużo mieszkańców wychodziło na spacer. Było naprawdę sielankowo.

Terenia
Pola w Tereni
    Od tego momentu jadę już do Warszawy. To oznacza jazdę z wiatrem, hurra! Do Warszawy wjadę oczywiście zupełnie inną drogą i od innej strony. Zaczęła się przez pewien czas niewygodna droga gruntowa z wieloma wybojami. Dziwnie to wyglądało wśród nowoczesnych domów. Widać było jak samochody męczyły się i pociły na tych drogach, jadąc z prędkością 4 km/h.

9 km stąd stoi komin w Mosznie. Obserwuje mnie i wzmacnia sygnał radia.
    W Starej Wsi minąłem fabrykę zabawek Wader. Zbliżałem się do drogi 8-E67, więc pojechałem przez Nadarzyn.

Kościół św. Klemensa w Nadarzynie
    Po Nadarzynie zobaczyłem remont tej drogi szybkiego ruchu, więc przeszedłem na drugą stronę przez tymczasowe przejścia dla pieszych. Zrobiłem zaplanowany objazd przez Kajetany. Rysując trasę, miałem właśnie problem z narysowaniem powrotu do domu. Chodziło o to, żeby mijać ekspresówki, a właśnie wzdłuż nich droga powrotna byłaby najlepsza. Niedaleko Walendowa widziałem niezłe osiedle bogatych białych domów. Są nowe, choć zbudowane w starym stylu. Budują kolejne. Zbliżałem się do 80 km. Zaczęła się ścieżka rowerowa nad drogą krajowo-europejską. Obiecana droga serwisowa była po drugiej stronie. Takimi można jechać na rowerze i iść na piechotę. Musiałbym zrobić objazd, by do niej dojechać. Postanowiłem wjechać na skrzyżowanie. O nie! Ta droga prowadzi prosto na ekspresówkę! To na tą po lewej stronie. O nie, to pod prąd! Szybko zatrzymałem się na wysepce i od razu zmyłem się na ten tradycyjny objazd. Otrząsłem się, przeszedłem przez trawę i wjechałem na drogę serwisową, uff. Przez nieuwagę bym wjechał na S8. Widziałem myszołowa siedzącego na małym drzewie, jednak zwiał, kiedy chciałem mu zrobić zdjęcie. Jechało się bardzo wygodnie. Przejechałem przez kładkę, poskręcałem tu i tam. Jak widać, wszystko zaplanowałem jak wyjechać z tego labiryntu ;)

Widać wieżowce 15 km stąd.
    Przez inne tereny dojechałem do innej drogi, która powinna być ruchliwa, a właśnie była spokojna. Mimo wszystko, jak chciała trasa, pojechałem boczną drogą przez osiedla. W Jankach pewien miły Azjata za pomocą słownika spytał się mnie gdzie jest jakieś miejsce motoryzacyjne, gdzie może przybić pieczątkę w prawie jazdy. Dobrze, że udało mi się wskazać to miejsce i powiedzieć jak brzmi pieczątka po polsku. Jechałem ciągiem pieszo-rowerowym wzdłuż 8 i E77. Potem już jechałem spokojną drogą przez osiedla domków jednorodzinnych w Raszynie. Niedaleko znajduje się lotnisko. Kiedy przejechałem wiaduktem nad 10-pasmową drogą, dojechałem do Warszawy. Często słyszałem głośny huk samolotów pasażerskich. Jeszcze tylko ostatnia prosta i wjechałem na ścieżkę rowerową, która dosłownie poprowadzi mnie do domu. Tak więc już jest luźno. Robiło się coraz ciemniej, jednak mi to nie przeszkadza, bo zapalą się latarnie i będzie jasno na ścieżkach. Myślałem, że wrócę do domu o 12-13, a jednak o 16 :(.

Ścieżką... autostradą rowerową do domu
    W pewnym miejscu nastąpiło takie zjawisko, które powinno mieć swoją nazwę. Chodzi o to, że ktoś rozkojarzony jedzie sobie powoli, powraca do rzeczywistości, widzi rowerzystę, dostaje stracha Aa!!, bo tak się zagapił, że nie wie czy ten rowerzysta jedzie szybko, powoli czy nawet stoi. Wtedy nie ma czasu na ocenienie tego, dmucha na zimne i hamuje jak tylko może. Może nawet specjalnie się przewrócić. Właśnie taki jeden rowerzysta się przewrócił, a ja jechałem sobie powoli, bo widziałem w oddali czerwone światła i skrzyżowanie ścieżek rowerowych. Nawet nie byłem blisko. Widziałem to nie raz - jechałem powolutku, ktoś ciągle patrzył się za siebie, odwrócił się, zobaczył mnie i położył się. Nic mu się nie stało. Nawet za chwilę mnie wyprzedził :D.
    Przejechałem przez Pole Mokotowskie, gdzie miałem 100 km na liczniku. Po niedługim czasie dojechałem do zjazdu w Agrykoli. Zatrzymałem się, by podziwiać świecący się autobus.

Magiczny autobus
    Wróciłem do domu. Wycieczka się udała. Było 9'C. Na dworze tak jak w lutym i marcu. Ciekawe czy jakiś śnieg w ogóle się pojawi. Dobrze, że mam Brwinów za sobą. To dosyć daleko, a najdalej będzie w gminie Nadarzyn, gdzie wolałbym pojechać w marcu. W styczniu i w lutym powinienem odwiedzić Michałowice i Raszyn. Sąsiadują z Warszawą i są to mniejsze obszary, więc będzie łatwiej i luźniej.

1 komentarz:

  1. Pogoda sprzyja dystansom... choć ja czekam na prawdziwą wiosnę :)

    OdpowiedzUsuń