niedziela, 15 kwietnia 2018

Nadarzył się Nadarzyn

    Zrobiło się bardzo ciepło. Pojawił się weekend, więc poza praktykami miałem okazję wybrać się na rower. W końcu pojechałem do gminy Nadarzyn. To już ostatni obszar do zwiedzenia w powiecie pruszkowskim! Przejadę się również środkiem tego lasu, który jest na skraju powiatu i powrócę do domu, jadąc przez Piaseczno i Kabaty.

"Hmm, a może rzucić to wszystko i polecieć do Nadarzyna? - pomyślał bażant."
Wyszło 114,5 km. Przebieg:

Warszawa>Opacz-Kolonia>Opacz Mała>Wypędy>Sokołów>Pęcice Małe>Granica>Strzeniówka>Paszków>Walendów>Szamoty>Rusiec>Żabieniec>Młochów>Rozalin>Urzut>Rozalin>Krakowiany>Wola Krakowiańska>Garbatka>Jastrzębiec>Wola Mrokowska>Szczaki>Złotokłos>Wólka Pracka PGR>Baszkówka>Głosków>Gołków>Kamionka>Piaseczno>Julianów>Kierszek>Warszawa


    Wyjechałem o godzinie szóstej z minutami. Jak zbliżałem się do Wisły, robiło się coraz mgliściej. Na moście Świętokrzyskim nie było widać niczego, oprócz nawierzchni, barierek, latarni i lin, prowadzących do pylonu. Poczułem się jakbym był na szczycie jakiejś góry w chmurach.

Most Świętokrzyski
    Po opuszczeniu mostu, nie jechałem już we mgle. Tak więc wyjechałem z Warszawy dokładnie tą samą drogą co do Piastowa i Pruszkowa. Cieszyłem się, że po raz ostatni tamtędy jechałem. Po tym, kiedy ścieżka rowerowa się skończyła na rondzie Reagana, standardowo pojechałem ulicą Jutrzenki, gdzie znacznie niżej i głośniej przelatują samoloty. Po tym, ścieżkami rowerowymi przejechałem nad drogami szybkiego ruchu i jechałem już drogą serwisową.

Koniec Warszawy
    Przez prawie kilometr gonił mnie czarny piesek. Śmiesznie przyspieszał razem ze mną. Za to jaki kulturalny, bo biegł po chodniku, a ja jechałem ulicą. Jechałem po gminie Michałowice. Przejechałem przez ten park ze stawem w Pęcicach Małych. Tym razem zastałem wędkarzy. Niebawem dojechałem do Granicy.

Granica
    Przez las prowadziła asfaltowa ścieżka rowerowa. Szkoda, że niektórzy z niej nie chcieli korzystać :(. Zaczęła się gmina Nadarzyn. W Strzeniówce są ciągi pieszo-rowerowe.

Początek Strzeniówki
    Skręciłem do Paszkowa. Skończył się asfalt i jechałem wyboistą drogą gruntową.

Droga do Paszkowa
Ach, trochę wiejsko
To chyba rzeka Utrata
    Nagle droga zmieniła się w nowoczesny asfalt ze ścieżką rowerową. Wjechałem na wiadukt. Widać jakieś hale jak PTAK Expo, McDonald's i inne. Byłem na tym wiadukcie poprzednio w styczniu, kiedy jechałem po gminie Brwinów i wracałem przez Nadarzyn.

S8 i E67
    Znów minąłem osiedla tych fajnych, nowych, białych domów w Walendowie. Dopiero teraz zauważyłem, że wyglądają klasycystycznie. W Walendowie od razu pojawiła się asfaltowa ścieżka rowerowa przy łące i rzędzie drzew. Mijałem bażanty na polach i sierpówki na liniach niskiego napięcia. Znalazłem się na gruntowej drodze wśród pól.

Ciągnik Fendt Favorit... chyba 816
    W Szamotach zobaczyłem siłownię na dworze. Wjechałem na niewygodną drogę gruntową o nazwie ulica Sportowa. To był ten odcinek, którego się obawiałem. Droga za domami na szczęście się nie skończyła. Miałem nadzieję, że doprowadzi mnie do Ruśca.

Po śladach sądzę, że będzie git
    Dojechałem bez problemu do Ruśca. Jest tu nawet ładnie. Głównie widać nowe domy jednorodzinne i nawet są budowane ścieżki rowerowe.

Szkoła podstawowa w Ruścu
    Kolejna miejscowość to Młochów, którą w całości przejechałem ścieżką rowerową. No... może potem ludzie kładli kostki brukowe, więc zjechałem.

Młochów
    Od Rozalina pojechałem na północ, by zobaczyć kościół i jak wygląda modernizacja drogi szybkiego ruchu. Dobrze, że nie musiałem tam przejeżdżać na drugą stronę, bo za bardzo nie ma jak. Na tej wycieczce nie byłem w Nadarzynie, bo przez samo centrum przejechałem w styczniu i nie po drodze.

Kościół NMP Wspomożenia Wiernych w Kostowcu (sołectwo Urzut)
    Powróciłem do Rozalina. To już koniec jazdy na południowy zachód i zacznę się już zbierać na powrotny kierunek. Dobrze, bo wiatr zmienił kierunek i powinno mi się teraz jechać lepiej. Na skraju gminy Nadarzyn jest całkiem duży las. To rezerwat Młochowski Grąd. Niektóre drzewostany mają po 180 lat.

Las Młochowski
    Droga niestety była posypana kamieniami, więc czasami szedłem. Na początku było brązowo i brzydko. Zaraz potem pojawiło się więcej drzew liściastych z zielonymi kropkami zamiast liści. Usłyszałem głośny odgłos myszołowa. Patrzę w górę, a to przecież sójka. Odleciała, wydając ten sam odgłos. Nie wiedziałem, że sójki umieją naśladować odgłos myszołowa.


    Mijałem tablice z ciekawostkami na temat tego rezerwatu. Po minięciu osady, droga była już wygodniejsza. Skończył się las w Krakowianach i od razu zaczął się staw.

Staw w Krakowianach
    Od teraz już jadę na północny wschód. Do końca jazdy około 53 km. Bardzo fajnie się teraz jechało. Czuć to gorąco i tę zieleń. 

W prawo Tarczyn za 6 km
    A cóż to mamy? Ostatnią miejscowość powiatu pruszkowskiego! Wola Krakowiańska! Hurra!

Początek Woli Krakowiańskiej - ostatniej przejechanej miejscowości w powiecie pruszkowskim!
Wola Krakowiańska
    Po Woli Krakowiańskiej wjechałem w powiat piaseczyński. Szkoda, że nie będę jechać przez Prażmów i Czachówek, ale to nie po drodze. Teraz kieruję się do Piaseczna. Będę chciał przejechać to miasto bocznymi, spokojniejszymi drogami, by dotrzeć do Kabat w Warszawie.

Początek powiatu piaseczyńskiego, gminy Lesznowola
    Nie robiłem za specjalnie żadnych zdjęć. Następne zdjęcie zrobiłem dopiero tuż przed Kabatami. W Jastrzębcu minąłem po raz drugi Instytut Genetyki i Hodowli Zwierząt. Przypomniało mi się to miejsce. Dojechałem do znanego mi Złotokłosa. Powoli coraz więcej rowerzystów widziałem. W Gołkowie zacząłem jechać ruchliwą drogą. Na szczęście trasa za jakiś czas skręca w prawo na spokojne drogi między działkami. Jestem już w Piasecznie. Teraz muszę ominąć jego centrum i drogę krajową. Przejechałem bez problemu. Ojej, jaka zapchana droga krajowa. Przez Julianów jechałem non stop ciągiem pieszo-rowerowym.

Ropucha szara
    Wjechałem do Kabat, a to oznacza początek Warszawy. Nagle licznik przestał pokazywać prędkość. Czasem pokaże 3 km/h, mimo, że jechałem 21 km/h. Musiałem zdjąć licznik... znowu :(. Nie widzę, żeby coś było nie tak z magnesem. Bardzo dużo osób na rowerach. Nie lubię jak niektórzy wyprzedzają, mimo, że z naprzeciwka właśnie ktoś jedzie i omal się nie ocierają o siebie. Można porównać to z przejechaniem samochodu przez przejazd kolejowy centymetry przed nadjeżdżającym pociągiem. Na szczęście mniejszość osób tak robi. Po Kabatach od razu pojechałem na wschód nad Wisłę. Zobaczyłem po drodze jakiś staw.

To jednak jest jezioro Lisowskie
Trznadel
    Wkrótce wjechałem na wał Zawadowski, który prowadzi do mostu Siekierkowskiego. Od razu pojawiła się kostka brukowa na szczycie wału. Ciężko mi się jechało pod wiatr i też dlatego, że się zmęczyłem. Dojechałem do mostu Siekierkowskiego i przejechałem na drugą stronę Wisły i po przejechaniu wału Miedzeszyńskiego i minięciu mostu Świętokrzyskiego niebawem dojechałem do domu.
    Tak więc wszystkie 71 miejscowości powiatu pruszkowskiego zostały przejechane na rowerze i to była ostatnia wycieczka w tamtych terenach! To akurat był najmniejszy powiat. Udało mi się spełnić postanowienie, żeby nie wybierać się tamtędy pociągiem.

Oto siatka przejechanych dróg po powiecie pruszkowskim. Być może potem zaznaczę miejsca godne uwagi i te niegodne ;)

    Zbliża się maj, a ja bardzo prawdopodobnie nie będę zbyt aktywny na rowerze. Trzeba na serio ogarnąć pracę dyplomową. Przynajmniej pod koniec kwietnia ukończę praktyki. Mam nadzieję, że mimo to znajdę czas na wycieczki. Jeśli tak, to skupiłbym się na północy.

2 komentarze: