Zrobiło się bardzo ciepło.
Pojawił się weekend, więc poza praktykami miałem okazję wybrać się na rower. W
końcu pojechałem do gminy Nadarzyn. To już ostatni obszar do zwiedzenia w
powiecie pruszkowskim! Przejadę się również środkiem tego lasu, który jest na
skraju powiatu i powrócę do domu, jadąc przez Piaseczno i Kabaty.
"Hmm, a może rzucić to wszystko i polecieć do Nadarzyna? - pomyślał bażant." |
Wyszło 114,5 km.
Przebieg:
Warszawa>Opacz-Kolonia>Opacz Mała>Wypędy>Sokołów>Pęcice Małe>Granica>Strzeniówka>Paszków>Walendów>Szamoty>Rusiec>Żabieniec>Młochów>Rozalin>Urzut>Rozalin>Krakowiany>Wola Krakowiańska>Garbatka>Jastrzębiec>Wola Mrokowska>Szczaki>Złotokłos>Wólka Pracka PGR>Baszkówka>Głosków>Gołków>Kamionka>Piaseczno>Julianów>Kierszek>Warszawa
Wyjechałem o godzinie szóstej z
minutami. Jak zbliżałem się do Wisły, robiło się coraz mgliściej. Na moście
Świętokrzyskim nie było widać niczego, oprócz nawierzchni, barierek, latarni i
lin, prowadzących do pylonu. Poczułem się jakbym był na szczycie jakiejś góry w
chmurach.
Most Świętokrzyski |
Po opuszczeniu mostu, nie
jechałem już we mgle. Tak więc wyjechałem z Warszawy dokładnie tą samą drogą co
do Piastowa i Pruszkowa. Cieszyłem się, że po raz ostatni tamtędy jechałem. Po
tym, kiedy ścieżka rowerowa się skończyła na rondzie Reagana, standardowo
pojechałem ulicą Jutrzenki, gdzie znacznie niżej i głośniej przelatują
samoloty. Po tym, ścieżkami rowerowymi przejechałem nad drogami szybkiego ruchu
i jechałem już drogą serwisową.
Koniec Warszawy |
Przez prawie kilometr gonił
mnie czarny piesek. Śmiesznie przyspieszał razem ze mną. Za to jaki kulturalny,
bo biegł po chodniku, a ja jechałem ulicą. Jechałem po gminie Michałowice.
Przejechałem przez ten park ze stawem w Pęcicach Małych. Tym razem zastałem
wędkarzy. Niebawem dojechałem do Granicy.
Granica |
Przez las prowadziła asfaltowa
ścieżka rowerowa. Szkoda, że niektórzy z niej nie chcieli korzystać :(. Zaczęła
się gmina Nadarzyn. W Strzeniówce są ciągi pieszo-rowerowe.
Początek Strzeniówki |
Skręciłem do Paszkowa. Skończył
się asfalt i jechałem wyboistą drogą gruntową.
Droga do Paszkowa |
Ach, trochę wiejsko |
To chyba rzeka Utrata |
Nagle droga zmieniła się w
nowoczesny asfalt ze ścieżką rowerową. Wjechałem na wiadukt. Widać jakieś hale
jak PTAK Expo, McDonald's i inne. Byłem na tym wiadukcie poprzednio w styczniu,
kiedy jechałem po gminie Brwinów i wracałem przez Nadarzyn.
S8 i E67 |
Znów minąłem osiedla tych
fajnych, nowych, białych domów w Walendowie. Dopiero teraz zauważyłem, że
wyglądają klasycystycznie. W Walendowie od razu pojawiła się asfaltowa ścieżka
rowerowa przy łące i rzędzie drzew. Mijałem bażanty na polach i sierpówki na
liniach niskiego napięcia. Znalazłem się na gruntowej drodze wśród pól.
Ciągnik Fendt Favorit... chyba 816 |
W Szamotach zobaczyłem siłownię
na dworze. Wjechałem na niewygodną drogę gruntową o nazwie ulica Sportowa. To
był ten odcinek, którego się obawiałem. Droga za domami na szczęście się nie
skończyła. Miałem nadzieję, że doprowadzi mnie do Ruśca.
Po śladach sądzę, że będzie git |
Dojechałem bez problemu do
Ruśca. Jest tu nawet ładnie. Głównie widać nowe domy jednorodzinne i nawet są
budowane ścieżki rowerowe.
Szkoła podstawowa w Ruścu |
Kolejna miejscowość to Młochów,
którą w całości przejechałem ścieżką rowerową. No... może potem ludzie kładli
kostki brukowe, więc zjechałem.
Młochów |
Od Rozalina pojechałem na
północ, by zobaczyć kościół i jak wygląda modernizacja drogi szybkiego ruchu.
Dobrze, że nie musiałem tam przejeżdżać na drugą stronę, bo za bardzo nie ma
jak. Na tej wycieczce nie byłem w Nadarzynie, bo przez samo centrum
przejechałem w styczniu i nie po drodze.
Kościół NMP Wspomożenia Wiernych w Kostowcu (sołectwo Urzut) |
Powróciłem do Rozalina. To już
koniec jazdy na południowy zachód i zacznę się już zbierać na powrotny
kierunek. Dobrze, bo wiatr zmienił kierunek i powinno mi się teraz jechać
lepiej. Na skraju gminy Nadarzyn jest całkiem duży las. To rezerwat Młochowski
Grąd. Niektóre drzewostany mają po 180 lat.
Las Młochowski |
Droga niestety była posypana
kamieniami, więc czasami szedłem. Na początku było brązowo i brzydko. Zaraz
potem pojawiło się więcej drzew liściastych z zielonymi kropkami zamiast liści.
Usłyszałem głośny odgłos myszołowa. Patrzę w górę, a to przecież sójka.
Odleciała, wydając ten sam odgłos. Nie wiedziałem, że sójki umieją naśladować
odgłos myszołowa.
Mijałem tablice z ciekawostkami
na temat tego rezerwatu. Po minięciu osady, droga była już wygodniejsza.
Skończył się las w Krakowianach i od razu zaczął się staw.
Staw w Krakowianach |
Od teraz już jadę na północny
wschód. Do końca jazdy około 53 km. Bardzo fajnie się teraz jechało. Czuć to
gorąco i tę zieleń.
W prawo Tarczyn za 6 km |
A cóż to mamy? Ostatnią
miejscowość powiatu pruszkowskiego! Wola Krakowiańska! Hurra!
Początek Woli Krakowiańskiej - ostatniej przejechanej miejscowości w powiecie pruszkowskim! |
Wola Krakowiańska |
Po Woli Krakowiańskiej
wjechałem w powiat piaseczyński. Szkoda, że nie będę jechać przez Prażmów i
Czachówek, ale to nie po drodze. Teraz kieruję się do Piaseczna. Będę chciał
przejechać to miasto bocznymi, spokojniejszymi drogami, by dotrzeć do Kabat w
Warszawie.
Początek powiatu piaseczyńskiego, gminy Lesznowola |
Nie robiłem za specjalnie
żadnych zdjęć. Następne zdjęcie zrobiłem dopiero tuż przed Kabatami. W
Jastrzębcu minąłem po raz drugi Instytut Genetyki i Hodowli Zwierząt.
Przypomniało mi się to miejsce. Dojechałem do znanego mi Złotokłosa. Powoli
coraz więcej rowerzystów widziałem. W Gołkowie zacząłem jechać ruchliwą drogą.
Na szczęście trasa za jakiś czas skręca w prawo na spokojne drogi między działkami.
Jestem już w Piasecznie. Teraz muszę ominąć jego centrum i drogę krajową.
Przejechałem bez problemu. Ojej, jaka zapchana droga krajowa. Przez Julianów
jechałem non stop ciągiem pieszo-rowerowym.
Ropucha szara |
Wjechałem do Kabat, a to
oznacza początek Warszawy. Nagle licznik przestał pokazywać prędkość. Czasem
pokaże 3 km/h, mimo, że jechałem 21 km/h. Musiałem zdjąć licznik... znowu :(.
Nie widzę, żeby coś było nie tak z magnesem. Bardzo dużo osób na rowerach. Nie
lubię jak niektórzy wyprzedzają, mimo, że z naprzeciwka właśnie ktoś jedzie i
omal się nie ocierają o siebie. Można porównać to z przejechaniem samochodu
przez przejazd kolejowy centymetry przed nadjeżdżającym pociągiem. Na szczęście
mniejszość osób tak robi. Po Kabatach od razu pojechałem na wschód nad Wisłę.
Zobaczyłem po drodze jakiś staw.
To jednak jest jezioro Lisowskie |
Trznadel |
Wkrótce wjechałem na wał
Zawadowski, który prowadzi do mostu Siekierkowskiego. Od razu pojawiła się
kostka brukowa na szczycie wału. Ciężko mi się jechało pod wiatr i też dlatego,
że się zmęczyłem. Dojechałem do mostu Siekierkowskiego i przejechałem na drugą
stronę Wisły i po przejechaniu wału Miedzeszyńskiego i minięciu mostu
Świętokrzyskiego niebawem dojechałem do domu.
Tak więc wszystkie 71
miejscowości powiatu pruszkowskiego zostały przejechane na rowerze i to była
ostatnia wycieczka w tamtych terenach! To akurat był najmniejszy powiat. Udało
mi się spełnić postanowienie, żeby nie wybierać się tamtędy pociągiem.
Oto siatka przejechanych dróg
po powiecie pruszkowskim. Być może potem zaznaczę miejsca godne uwagi i te
niegodne ;)
Zbliża się maj, a ja bardzo
prawdopodobnie nie będę zbyt aktywny na rowerze. Trzeba na serio ogarnąć pracę
dyplomową. Przynajmniej pod koniec kwietnia ukończę praktyki. Mam nadzieję, że
mimo to znajdę czas na wycieczki. Jeśli tak, to skupiłbym się na północy.
Gratuluję ukończenia powiatu Pruszkowskiego! Fajna wycieczka :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
Usuń