piątek, 12 lipca 2019

50 km na rolkach

    To jest akurat nowość na tym blogu. W ten weekend wiał silny wiatr na wschód i nie chciało mi się jechać na rowerze. Dodatkowo, różne czynniki uniemożliwiały mi przygotowanie się do jakiejś grubszej wycieczki rowerowej. Postanowiłem wybrać tym razem rolki i przejechać na nich swoje pierwsze 50 km! Mój poprzedni rekord wynosił 30 km z któregoś tam Nightskatingu. Do przejechania takiego dystansu zainspirowały mnie Nightskatingi Extreme, gdzie uczestnicy pokonują ponad 50 km. Wtedy pomyślałem, że skoro istnieją ludzie, którzy po tyle jeżdżą, to nic nie stoi na przeszkodzie, żebym też mógł się stać do tego zdolny.
    Jak moja trasa ma wyglądać? Muszą być koniecznie chodniki, bo rolkarz według kodeksu drogowego jest pieszym. Wiatr wieje na wschód, więc narysowałem w tamtym kierunku trasę. Wyjadę z Warszawy, potem będę jechać ciągiem pieszo-rowerowym wzdłuż drogi krajowej przez Dębe Wielkie, Mińsk Mazowiecki i jeszcze trochę dalej na wschód aż do stacji kolejowej we wsi Barcząca. Będę mieć wtedy około 47,5 km. Wrócę pociągiem do Warszawy. Do domu pozostanie mi jeszcze 3,5 km i 50 km gwarantowane. Wzorowałem się na pieszej trasie do Mińska Mazowieckiego, tylko zamiast leśnego odcinka narysowałem objazd lasu chodnikami i dociągnąłem do tej wsi Barcząca dalej na wschód od Mińska Mazowieckiego.

No to w górę.
Wyszło 50,9 km. Przebieg:

Warszawa>Zakręt>Nowy Konik>Stary Konik>Brzeziny>Wielgolas Brzeziński>Wielgolas Duchnowski>Dębe Wielkie>Kobierne>Choszczówka Stojecka>Stojadła>Mińsk Mazowiecki>Targówka>Budy Barcząckie>Barcząca

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1dwyx2WrEF3T9ZWppHNd-uCfmV66qfq-o&usp=sharing


    Mam zwykłe, rekreacyjne rolki, więc nie są to jakieś szybkie ani takie do skakania. Koła mają 80 mm. Rolki być może mają już 10 lat. Do tej pory ileś razy wymieniałem kółka, gdyż kauczuk się ścierał aż do plastiku/metalu. Nie noszę ochraniaczy :D, ale kask rowerowy i rękawiczki tak.
    Wyjechałem o 9:00. Na początku nie byłem pewien czy jechać, bo w nocy padało i rano wciąż było mokro. Postanowiłem ocenić sytuację po 2 km. Jeśli nadal będzie mokro, to zawrócę do domu. Okazało się, że było całkiem sucho, choć zdarzało mi się omijać kałuże na wyboistych przejściach dla pieszych. Pojechałem wzdłuż ulicy Targowej i potem Grochowskiej. Wciąż remontują tory tramwajowe. Było całkiem pusto i nawet ruch samochodowy prawie znikomy. Ciszę przerywało terkotanie kółek po niewygodnej kostce brukowej. Po 10 km dojechałem do ronda Mościckiego. Tam się kończy ulica Grochowska. Przejechałem wiaduktem nad torami kolejowymi, gdzie w pobliżu jest stacja Warszawa Wawer. Po zjeździe czekały na mnie wąskie, piaszczyste i obsrane morwami chodniki. Musiałem zwalniać do niemal zerowej prędkości, żeby do łożysk nic się nie dostało. Dojechałem do początku lasu i skręciłem w prawo na ulicę Michała Kajki. Rozpoczyna się 10 km objazd lasu. Tu akurat są gładkie chodniki z większych płyt.


    Po minięciu ronda Braci Skurów zaczął się wyboisty chodnik, więc jechałem bardzo powoli. Minąłem po prawej stronie jakiś ogromny szpital. Jest to Centrum Zdrowia Dziecka. Zaczyna mi się przypominać, że chyba byłem w tym budynku, kiedy chodziłem do przedszkola. Nie wiem z jakiego powodu. Wjechałem wtedy windą na ostatnie piętro, by zobaczyć jak wysoko jest i rety, przeraziłem się. Nie wiem czy to ten budynek czy inny.

Centrum Zdrowia Dziecka
    Zrobiło się leśno. Pojawiła się też asfaltowa ścieżka rowerowa. Robiło się coraz ładniej.

Kusiło mnie jechanie po asfaltowej ścieżce.
    Wjechałem do dzielnicy Wesoła. Jest tu bardzo ładnie i spokojnie. Domów szeregowych tu w bród.

Kościół św. Hieronima w Warszawie Wesołej.
    Po 19 km w końcu dojechałem do najciekawszej części trasy, czyli jazdą ciągiem pieszo-rowerowym wzdłuż drogi krajowej aż do Mińska Mazowieckiego. Nawierzchnia składa się z gładkiej, czerwonej kostki brukowej, więc jedzie się nieźle. Jeszcze tylko przejadę przez stację benzynową i zaraz tam będę.

W końcu będzie gładko i prosto.
    Tak płasko to jednak nie było. Co chwila przejeżdżałem przez bardzo wypukłe wjazdy do posesji i firm. Naliczyłem tylko trzech rowerzystów do tej pory.

Trochę piachu w Nowym Koniku.
    W pobliżu mijałem teren budowy kolejnego odcinka autostrady A2. Do tej pory istniejący odcinek autostrady zaczynał się przed Mińskiem Mazowieckim i kończył przed Kałuszynem. Ma tylko 20 km :/. Teraz budują odcinek od Warszawy do Mińska Mazowieckiego.

Budowa Autostrady Wolności.
O, w końcu wiejskie widoki. To chyba Wielgolas Brzeziński.
    Docieram do małej przeszkody. Jest nią przejazd kolejowy na stacji Dębe Wielkie. Wiadukt nad torami nie ma chodników o czym kiedyś się przekonałem, idąc tam na piechotę. Dołem jednak jest przejście, ale żwirową drogą. Na szczęście spodziewałem się tego. Zdjąłem rolki, założyłem buty i przeszedłem te 400 metrów. Na stacji jest legalne przejście przez tory. Dotarłem do chodnika i założyłem ponownie rolki. W Dębem Wielkim jechałem boczną, spokojną ulicą. Czasami nie było chodników.

Nie ma chodników na tym odcinku, ale jest spoko. Była nawet jedna osoba na rolkach.
"Muuu!"
Nic nie jechało.
    W końcu dojechałem do Mińska Mazowieckiego. Pojawiło się trochę więcej osób na rowerach. Pojawiła się niestety również wyboista, szara kostka brukowa. Mijałem tereny centrów handlowych. Fajnie wyglądają. Szkoda, że puste, bo niedziela niehandlowa.

Mińsk Mazowiecki wita!
    Jechało się niewygodnie. Na złość miałem ciągle zielone światła na przejściach dla pieszych, a chciałem odpocząć na czerwonych. Jednocześnie nie chciało mi się szukać ławek do siedzenia. To już koniec jazdy wzdłuż drogi krajowej. Skręciłem w prawo na ulicę Dąbrówki niebawem po minięciu placu, gdzie naprzeciwko ulicy stoi biały kościół. Skończył się Mińsk Mazowiecki i zaczęła się Targówka.

Targówka
    Chodnik wciąż jest obecny. Ach, dawno tu nie byłem. Dobrze wspominam 2017 rok. Wtedy chodnik kończył się tam gdzie kończyła się Targówka. Teraz na mapie satelitarnej można zobaczyć jak chodnik został przedłużony do tej stacji kolejowej Barcząca. Cisza i spokój na tej wsi. Trochę surrealistycznie się czułem, jadąc tu na rolkach.

Coraz bardziej wiejsko, choć to już ostatnia prosta do mety.
    Spodziewałem się, że 100 metrów przed stacją kolejową chodnik się skończy, jak pokazuje mapa satelitarna z 2018 roku. Jednak chodnik dalej się ciągnął! Wydaje mi się, że może biec do Cegłowa. Stację już widzę. Zatem nie zdejmowałem rolek i wjechałem ośmiokołowcem na peron. Pociąg będzie dopiero za około 45 minut. Na stacji Barcząca nie ma biletomatu. Jest kasa biletowa, ale nieczynna w weekendy o czym wiedziałem. Kupię bilet na początku pociągu. W międzyczasie usiadłem na ławce, zdjąłem rolki i założyłem buty. Nie miałem gdzie schować rolki, więc trzymałem je w ręku na widoku, by ludzie nie zastanawiali się dlaczego mam na sobie kask, a roweru brak :D. Stopy mam poobijane. Skóra jest podrażniona przez skarpetki.

Stacja Barcząca
    Przyjechał Stadler Flirt. I tak oto dojechałem do stacji Warszawa Stadion. Założyłem znów rolki, kiedy zszedłem ze stacji i wróciłem do domu po 3,5 km. Fajnie było się sprawdzić na takim dystansie na rolkach. Więcej tak daleko nie będę jeździć. Raz się tak przejechałem i mi wystarczy. Chociaż nie wiadomo jak zmieni mi się podejście za tydzień czy miesiąc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz