Ta wycieczka to 1/2 drogi na
wschód do granicy Polski z Białorusią przy Czeremchy. Planem jest pojechanie
rowerem do Małkini Górnej i powrót pociągiem do domu. Innego dnia dojechanie do
Małkini Górnej już pociągiem i stamtąd rowerem na wschodnią granicę Polski i
dłuuugi powrót pociągiem. Na razie z kolegą wybrałem się rowerami do Małkini
Górnej. Małkinia Górna to miejscowość położona w powiecie ostrowskim. Jest
oddalona od Warszawy w odległości 83 km w kierunku północno-wschodnim. Znajduje
się tam stacja końcowa Kolei Mazowieckich, jednak wciąż w województwie
mazowieckim.
Stare dobre Rżyska. |
Wyszło 110,9 km.
Przebieg:
Warszawa>Marki>Kobyłka>Czarna>Helenów>Rżyska>Stary Kraszew>Rasztów>Wola Rasztowska>Roszczep>Krusze>Kozły>Wólka Kozłowska>Rysie>Fiukały>Mokra Wieś>Wężówka>Jadów>Zawiszyn>Owsianka>Łochów>Łopianka>Ostrówek>Majdan>Ogrodniki>Zagrodniki>Księżyzna>Mrozowa Wola>Sokółka>Kołodziąż>Orzełek>Złotki>Prostyń>Treblinka>Małkinia Górna
Wczoraj wiał silny
(21 km/h) wiatr w kierunku północnym, więc częściowo mieliśmy z wiatrem i
wiatrem bocznym. W poprzedni wtorek zachorowałem i wczoraj jeszcze nie
wyzdrowiałem do końca. Mimo to dałem radę. Wciąż jeszcze kaszlę, ekhu ekhu!
Spotkałem się z kolegą przy Carefourze Wileńskim i pojechaliśmy ścieżkami
rowerowymi wzdłuż drogi 634. Niebawem ścieżka się skończyła i trzeba
było jechać ulicą. Jak zwykle mnóstwo pojazdów przejeżdżało. Pewien autokar
minął mnie na milimetry! Miał obok dużo miejsca. Na pewno zrobił to złośliwie.
Podczas jazdy to ja
wyjątkowo jechałem pierwszy. Ustalałem stałe i normalne tempo. W głębi Marek,
za parkiem Briggsów skręciliśmy w prawo do lasu Markowego.
Las Markowy |
Wzdłuż lasu
oczywiście biegnie droga 631 od strony Zielonki, którą jechałem wiele razy
raniutko 3 lata temu. Po drugiej stronie drogi widnieje znak zakazu wjazdu z
powodu budowy obwodnicy Marek. W 2015 roku pojechałem tym samym skrótem, by
ominąć drogi o wysokim natężeniu i Wołomin. Wtedy to była normalna leśna droga.
Teraz tam budują brakujący odcinek S8. Ta droga ekspresowa przerywa się przy M1
w Markach i zaczyna z powrotem dopiero w Radzyminie. Zamierzają dobudować tę
przerwę w tym lesie. Jako, że kolega chciał jechać, to zignorowaliśmy znaki
zakazu i pojechaliśmy w nieogrodzony plac budowy. Nie jedźcie tam, dopóki nie
skończy się budowa obwodnicy. Podobno ukończą ją w wakacje. Plac budowy miał
dużo przestrzeni i był prawie pusty. Zaraz wyjechaliśmy z niego po drugiej
stronie.
Teraz trzeba
przejechać przez cały powiat wołomiński na wskroś. Oj, przypomniał mi się 2014
i 2015 rok. Zdarzą się mimo to dwa nieznane mi odcinki. Za Kobyłką droga była
naładowana dziurami i czasem szkłem. Poczułem zbyt miękki grunt i bicie w
tylnym kole. Złapałem gumę :(. W wymianie wykorzystałem ostatnią zapasową
dętkę. W dodatku z nielubianym przeze mnie wentylem presta. Miły pan w BMW
spytał się czy pomóc, czy mamy potrzebne narzędzia, ale wszystko mieliśmy.
Rżyska |
W Rżyskach z którejś działki
dało się słyszeć odgłosy ptaków drapieżnych. Jestem takiej myśli, że ktoś
puszcza nagrane odgłosy, by odstraszyć jakieś szkodniki.
Las w Rasztowie |
W
lesie mieści się jakiś spory teren przemysłowy. Widocznie produkują tu benzynę.
Przyjeżdżają tu bialo-zielono-pomarańczowe cysterny. Po lesie jest przejazd
kolejowy. Akurat przejeżdżał ET22 w malowaniu Cargo.
Początek Woli Rasztowskiej |
Droga 636 |
Parę
razy już przejeżdżałem przez Roszczep i pisałem, że zamierzam uchwycić dom z
filmu "Kogel Mogel". Za każdym razem nie mogłem znaleźć tego domu i
nie miałem konkretniejszych informacji. W końcu udało mi się go uchwycić :D.
Widać, że miał za sobą otynkowanie.
Dom z polskiej komedii "Kogel Mogel"! |
Komedia z 1988
roku, znana bardzo dobrze u mojej rodziny. Druga część też. Około 29 lat temu z
tego małego okna nad balkonem Kasia uciekła za pomocą liny. Z tego okna
wieczorem słyszała jak jej niedoszły pijany narzeczony śpiewał "Daj mi
tę noc...". Za domem odbyło się niedoszłe wesele. Dom wtedy był z
czerwonej cegły. No dobra, pora jechać dalej.
Szynobus VT-627 jadący w kierunku Wyszkowa. |
Na
drodze czasami się widziało słupy z bocianimi gniazdami. Niektóre były bardzo grube, tak,
że mogą ważyć 500 kg. Wieś Kozły oznaczały wjazd do gminy Tłuszcz.
Mokra Wieś |
Od Mokrej Wsi odcinek drogi 636 jest mi nieznany, aż do Jadowa. Prowadzi na drugą stronę torów
kolejowych i przez dwa ładne lasy. Lasy liściaste jak na kwiecień już tak
brzydko nie wyglądają według mnie. Jest już w jakimś procencie zielono.
Do Nowinek |
W Jadowie zrobiliśmy krótką
przerwę na skwerku. Przy kościele odbywał się pogrzeb. Zaraz już pojechaliśmy
dalej na wschód, w kierunku drogi krajowej.
Pola za Jadowem |
No i pora na drogę 50. Ech, takie
nieprzyjazne rowerzystom. Tiry, furgonetki i samochody zasuwają kolumnami. Nie
ma poboczy. Żeby uniknąć 970 metrów stresu, wybrałem drogę przez Zawiszyn. Wtedy już
trzeba było wjechać na drogę krajową. Nie było innego wyjścia, bo trzeba
przedostać się na drugą stronę rzeki Liwiec. Już się ustawiły pojazdy sznurkiem
za nami.
Rzeka Liwiec. |
Drogi krajowe są na wyższym
levelu. Jest lepsza nawierzchnia, oznakowanie, droga na nasypie, nawet
wyświetlacze z prędkością i ostrzeżeniami na temat pogody. Niestety jazda nie wydaje się być przyjazna dla rowerzystów. Po 1,7 km udręki odbiliśmy w prawo spokojną drogą
na przedmieście Łochowa.
Inna strona Łochowa |
To
mój drugi raz w Łochowie. Choroba, która jeszcze w pełni mi nie znikła, dała o
sobie znać. Stałem się senny i miałem ochotę się położyć. Jeszcze do końca nie
wyzdrowiałem, ech. Wkroczyliśmy w nieznany mi powiat węgrowski. Trzeba przez
niego przejechać na wskroś, ale tylko po jego szerokości. Na pewno mnie ciekawi
i intryguje ten rejon, jednak póki co, nie myślę jeszcze o jego zwiedzaniu.
Majdan |
Kościół NMP Królowej Polski |
Zachmurzyło się na
tyle, że do końca dnia już słońce nie wyjrzało. Mijaliśmy ładne ogródki działkowe w Łochowie. Po Ostrówku znów wjechaliśmy na tę
samą drogę krajową. Odcinek prowadzi przez Ogrodniki i Zagrodniki. Tym razem na
3,3 km. Po prawej stronie rozciągają się ładne łąki. Jechało się nawet
spokojnie. To są tereny zabudowane, więc kierowcy musieli się opanować. Często nic nie jechało.
Droga 50 w Zagrodnikach |
Zaczął
się duży las i wyjechaliśmy z drogi krajowej. Jest tam stacja kolejowa o nazwie Topór.
Pojechaliśmy drogą gruntową wzdłuż torów. Wciąż dało się słyszeć wyjące tiry za
drzewami. W GoogleStreetView z 2012 roku widać, że ta droga była wąską,
zarośniętą drogą polną. Stacja pamiętała poprzednią epokę. Teraz bardzo ładnie
zmodernizowali całą linię Warszawa>Małkinia Górna. Wydaje mi się, że każda
stacja jest świetnie zmodernizowana z ekranami, wysokimi peronami, latarniami,
itp.
Jest szeroka droga. |
Droga gruntowa skręca w prawo
na las. Jesteśmy w gminie Stoczek. Zaraz się już zaczyna asfalt w Księżyźnie.
Tereny z lasami dookoła coraz bardziej wydają się być odludne. Siły mi
powróciły i czułem się jakbym już wyzdrowiał :D.
Rzeczka Ugoszcz |
Mrozowa Wola, kolejny las i
Sokółka minęły szybko. Od Sokółki zaczęła się gmina Sadowne. Kolega miał ochotę
zrobić przerwę na poboczu w Kołodziążu. Tak więc zrobiliśmy. Miałem na liczniku
około 90 km. Gdybym jechał sam, nie opłacałoby mi się już robić przerwy. Było
cicho i mocno wiało z południa. Ani żywej duszy na ulicy. Stoją sobie murowane
i drewniane domy. Niektóre drewniane mają ładne i duże ganki. Decyzja kolegi
nie okazała się taka zła, bo w oddali dostrzegłem dwa żurawie.
Żurawie! |
Warto wiedzieć, że żurawie są
większe od bocianów. Po paru minutach ruszyliśmy dalej. Towarzyszył nam boczny
wiatr.
Ładne czerwone okno. Powód dla którego zrobiłem to zdjęcie :D |
Coraz bardziej odludnie. |
A niech to! Do tej pory nie
złapałem żadnego sygnału radiowego. Będę musiał faktycznie kupić nowe
słuchawki. Te już miały parę razy lutowany kabel i zmienianą wtyczkę. Przy
okazji rozglądałem się przy obrzeżach lasów czy może trafiłbym na czarnego
bociana. Nie trafiłem :(. Na niebie nisko przeleciał czerwony jedno- lub
dwupłatowiec.
Nie ma czarnego bociana, ale za to jest Orzełek. |
Ale mokro! |
Po lesie i Orzełkach
przejechałem przez Złotki. Wieś leży na małym wzniesieniu. Jak zwykle nikogo
nie widzieliśmy.
Opuszczam Złotki |
W oddali zobaczyłem
kościół w Prostyniu. Wydaje się być wysoki i przypomina Pałac Kultury i Nauki.
Wjechaliśmy w powiat ostrowski. Na niebie przeleciał duży szary ptak. Odgadłem,
że to czapla, bo w locie miała skrzywioną szyję. Ten kościół to nawet bazylika!
Został wybudowany w 1946 roku, czyli zaraz po II wojnie światowej. Oczywiście w
tym samym miejscu stały starsze jego wersje. Pierwszy kościół drewniany został
wybudowany w 1344 roku w innym miejscu. Ten pierwszy właściwy wybudowano w 1511
roku i w 1547 roku odwiedziła go Królowa Bona. W 1657 roku niedobrzy Szwedzi
podpalili kościół. W 1750 świątynie odbudowano. W 1799 rozebrano i w 1808 znów
wybudowano. W 1812 w kościół uderzył piorun i niewiele z niego zostało. W 1858
roku znów wybudowano. W 1944 niedobrzy Niemcy wysadzili kościół. W końcu w 1946
wybudowano następny, który stoi do dziś. W 2012 roku stał się mniejszą
bazyliką.
Bazylika Trójcy Przenajświętszej i św. Anny w Prostyni. |
Robotnicy jechali ciągnikiem z obładowanymi obiema przyczepami i zbierali
różne meble, graty pozostawione na poboczach przez mieszkańców.
Następna miejscowość to Treblinka. Być może wiecie, że w tych okolicach
stał drugi najgorszy niemiecki obóz zagłady zaraz po Auschwitz-Birkenau.
Istniał w latach 1942-1943 r. Wywożono tam ludność żydowską z Warszawy. Zginęło
około 850 000 osób. Obóz nadzorowało 20-30 Niemców, 80-120 Ukraińców.
Więźniowie byli traceni w komorach gazowych, do których nie wpuszczano cyklonu,
a tlenek węgla. W sierpniu 1943 r. wybuchł bunt więźniów. Dostali się do
amunicji i wybuchła strzelanina po całym obozie. Podczas strzelaniny zginęło
800 więźniów, 25 Niemców i 66 Ukrainców. Tylko 68 więźniom udało się uciec z
obozu w trakcie buntu i nawet przeżyć wojnę. Po buncie obóz zaczęto likwidować.
W listopadzie 1943 r. obóz już nie istniał. Teraz gdzieś w pobliżu stoi muzeum
i pomnik.
Treblinka |
Zbliżaliśmy się już do rzeki
Bug. Jest to czwarta najdłuższa rzeka w Polsce. Wjechaliśmy na bardzo ładną,
zmodernizowaną drogę 627. Od razu pojawiła się ścieżka
rowerowa z chodnikiem po lewej stronie. Super porobili, że droga jest na
wzniesieniu, są latarnie, nowy niebieski most nad Bugiem.
Bug! Widok na północ. |
Było tak miejsko na moście i
ścieżce że poczułem się jak w Warszawie. Niezabudowane leśne tereny w czterech
kierunkach świata dodawały surrealizmu.
Ale różowo! |
Nie było nikogo, oprócz jednego
lokalnego rowerzysty w kapturze. Na ulicy też coś pusto. Latarnie jeszcze się nie świeciły.
Zaraz... dni są długie i słońce wciąż jest wysoko. To przez te gęste
zachmurzenie jest tak ciemno jak o 15-stej w grudniu.
Małkinia Górna! |
No i zaczęły się tereny
zabudowane Małkini Górnej. Minęliśmy stację kolejową po lewej stronie. Kolega
chce jeszcze pojechać w głąb miejscowości, by zjeść kebaba. Planował to od
początku wycieczki :D. Znalazł na mapie "Pokusa Kebab" na ulicy
Leśnej przy blokach, więc tam pojechaliśmy. Ja i tak miałem swój prowiant, więc
nie jadłem. Po tym wróciliśmy na stację kolejową.
Tak - jest to końcowa stacja
Kolei Mazowieckiej w kierunku północno-wschodnim. Dalej już KM-ki się nie
wybierają. Możesz wybrać InterCity i pojechać do np. Białegostoku. Kupiliśmy
bilet w biletomacie, który stoi przy budynku stacji. Pociąg będzie za jakieś 40
minut. Parę minut temu odjechał poprzedni. Widać, że jeszcze tutaj perony są
stare i niskie, a przecież stare pociągi miały wysoko wejścia. Krakały gawrony.
Od peronu do peronu chodził pijany mężczyzna w niebieskiej czapce z daszkiem.
Dookoła niego kręciły się dwa młode przyjazne kundelki. Biegały w dwójkę po
torach. Pijany facet ze szklaną butelką coś mamrotał. Toczył się coraz bliżej
torów i się przewrócił. Jego głowa wystawała poza peron. Na oko z 6 osób
pojawiło się na peronie. Oczekują nie na nasz pociąg, a na InterCity. Właśnie
przyjechała biało-niebieska Pesa Dart. Jest to najnowszy pociąg od Pesy. Łał,
ale w środku musi być elegancko. Pociąg przyjechał z Białegostoku i kieruje się
do Warszawy. Kontroler jak zwykle wysiadł na peron, rozejrzał się czy wszyscy już
wsiedli/wysiedli. Zauważył leżącego na peronie pijanego mężczyznę z wystającą
głową nad torami poza peron. Usłyszałem jak mówił do krótkofalówki
"przyślijcie... leży na torze czwartym...". Na początku pomyślałem,
że przyjdą sokiści, a za chwilę zjawili się w pomarańczowych luminescencyjnych
ubraniach ratownicy. Powiedzieli przyjaźnie "Znowu piłeś?" i
poprowadzili go do karetki. Za chwilę się wrócili po jego czapkę, a pieski im
towarzyszyły. Jeszcze wcześniej przyjechał nasz pociąg, ale zatrzymał się za stacją,
by za parę minut zawrócić na peron. Wtedy już wsiedliśmy z rowerami. Uff,
wysoko te wejścia, bo są tak nisko perony. W długim pociągu było oczywiście
pusto. Powtórzę to zdanie: "W końcu kto się po południu wybiera do
Warszawy? :D".
Stacja kolejowa w Małkini Górnej |
Minęło jeszcze parę minut zanim pociąg ruszył. W tym czasie zdążyłem
połazić sobie po całym przedziale i wstąpić do toalety. Przedział dla
rowerzystów (jeden z czterech) oferował wyjątkowo też wygodne siedzenia,
ustawione przodem do kierunku jazdy. Były też te zwykłe rozkładane, na których
siedzi się bokiem. Tak więc cała jazda była bardzo wygodna. Tylko parę
pojedynczych osób wsiadło i zaraz przy jakiejś wsi wysiadali. Zauważyłem, że
mimo całego pustego wagonu do dyspozycji i tak siadali na tych rozkładanych
siedzeniach w przedziale dla rowerzystów tuż przy nas... Nie rozumiem dlaczego
tam się zbierają i zabierają miejsca przyszłym pasażerom z rowerem!
Na zachodzie było naprawdę ciemno. Włączyły się światła w pociągu. Na
dworze zaczęło padać.
Przy Warszawie dołączył jeden rowerzysta. Naliczyłem dwa
pioruny :D. Dojechaliśmy na stację końcową Warszawa Wileńska. Wtedy w Warszawie
dosyć mocno padało i w kurtce przeciwdeszczowej z pokrowcem na plecak wróciłem
szybko do domu.
Małkinia Górna okazała się być naprawdę ładną miejscowością z tętniącym życiem i na pewno
do niej wrócę. Kiedy będzie dobra okazja, dojadę tam z kolegą tym razem
pociągiem i stamtąd rowerami ruszymy do Czeremchy. Jest to miejscowość tuż przy
granicy Polski z Białorusią i tam chciałbym zobaczyć te magiczne słupki i być
może odsłonięte od drzew tereny poza Polską. Dystans by wyszedł podobny do 110
km. Wtedy byśmy wrócili szynobusem do Siedlec i z Siedlec drugim pociągiem do
Warszawy Stadion. Kiedy będzie okazja - być może za tydzień, albo nawet za
miesiąc - to tam pojedziemy. Póki co dalej będę realizować swoje wycieczki
samemu ;).