Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 84 km. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 84 km. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 kwietnia 2017

Gmina Wieliszew - geocaching przy drodze 631

    Nie jest to jakaś długa wycieczka w nowe miejscowości, a przejażdżka po znanym mi terenie. Co prawda były nowe, pojedyncze miejsca, niedaleko odbiegające od drogi. Wybrałem się tego dosyć zimnego i pochmurnego dnia na przejażdżkę po gminie Wieliszew. Wybieram się tam od czasu do czasu, jadąc od Nowego Dworu Mazowieckiego, drogą 631, przez Wieliszew i po Nieporęcie do domu. Tym razem moim celem będzie znalezienie 7 skrzynek. Znalazłem je jakiś czas temu na mapie i załadowałem do GPSa. Zobaczymy jak sprawdzą się znów moje umiejętności znajdowania skrzynek. Jestem dopiero żółtodziobem z 12 znalezionymi skrzynkami na koncie.
    Wyruszyłem gdzieś o 8:15. Tego dnia był śmigus-dyngus, więc nie wiedziałem czy powinienem spodziewać się ataku wodnego. Jeszcze tego by brakowało, żebym mokry dygotał. Pojechałem wałem nad Wisłą na prawym brzegu aż do Jabłonny. Potem już jechałem ulicą Modlińską do Nowego Dworu Mazowieckiego. Do pierwszej skrzynki jeszcze daleko. Zatrzymałem się na małym parkingu leśnym. Usłyszałem odgłosy podobne do jastrzębia. Okazało się, że to jednak odgłosy dzięcioła czarnego. Widziałem jak wylądował na drzewie i zaraz odleciał, a za nim jeszcze kolejne. Jest to największy gatunek dzięcioła w Europie. Jest czarny i ma czerwoną "czapkę" na głowie. Jadąc, zobaczyłem sarnę tuż przy drodze, która stała i się nie ruszała. Mogłem zrobić zdjęcie, heh, ale nie chciało mi się już zatrzymać. Dojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego. Na pierwszym skrzyżowaniu skręciłem w prawo. Pusto, wszystkie sklepy pozamykane. Niebawem już wjechałem na moją ulubioną drogę wojewódzką i pojechałem na wschód.

Skrzynka #1
    Oto skrzynka #1. Znajduje się przy samotnym drzewie wśród pól. Do drzewa prowadzi polna droga. Dobrze, że nie ma żadnych gospodarstw w pobliżu i nikt się nie kręcił. Według opisu skrzynka jest zakopana w dziupli drzewa. W dziupli faktycznie jest grząska ziemia. Dookoła drzewa leżą śmieci i patyki. Wziąłem jednego i próbowałem kopać. Zanurzałem patyk w ziemi i nie poczułem żadnej skrzynki. W końcu spojrzałem na najnowsze komentarze. Tak się fajnie składa, że skrzynki pobieram w formacie .gpx. Taki plik zawiera opis, wskazówkę i nawet najnowsze komentarze ułożone chronologicznie. Jednak nie mogę oglądać zdjęć. Okazało się, że trzy ostatnie osoby nie mogły znaleźć skrzynki. Uff, a myślałem, że jestem taki kiepski w szukaniu. Ba, skrzynka została zarchiwizowana w lutym! Plik pobrałem już jakiś czas temu i wtedy była jeszcze aktywna. No nic, jedziem dalej.

Konie w Olszewnicy Nowej
    Przejechałem przez Górę, Janówek Pierwszy, Krubin, Olszewnicę Nową i Kałuszyn. W Skrzeszewie dojechałem do kolejnej skrzynki. Według mnie powinna być pod wiaduktem. No właśnie! Tam jest wiadukt pod którym nie ma żadnej rzeki, torów, drogi, żadnej przeszkody. Po co zatem to zbudowano? Do opisu skrzynek zwykle dołączają historię tego miejsca. Wiadukt wybudowano w 1939 roku. Pod nią stały tory i przejeżdżały pociągi z linii Legionowo>Nasielsk. W czasie II Wojny Światowej Polacy wyburzyli most nad Narwią, żeby Niemcy się tak łatwo nie dostali i linia przestała funkcjonować. W latach 60-tych ponownie ją uruchomiono. Wtedy budowano elektrownię wodną w Dębem. Potem rozebrano tory. Przebudowano wiadukt na nowy gdzieś w 2010 roku. PKP mówiło, że w przyszłości być może powstanie znów ta linia i dlatego wiadukt nadal tu stoi. Rozejrzałem się.

Wiadukt nad niczym w Skrzeszewie
    Skrzynka #2 jest przyczepiona na magnes. Być może jest w którymś miejscu, gdzie betonowa ściana się kończy i zaczyna się metal? Jest tam jakaś przestrzeń. Beton ma 2 metry wysokości, więc musiałem stawać na rowerze. W niektórych miejscach leżały kamienie. Sprawdziłem pod każdym i nic. Grr, czyżby moje umiejętności zawiodły? Po powrocie do domu okazało się, że zdjęcia (które mój GPS nie odtworzy) pokazują schodki po drugiej stronie, prowadzące na górę, na ulicę. Być może to tam znajduje się skrzynka. Szkoda, że o tym dowiedziałem się dopiero w domu po jeździe. Spróbuję innym razem.
    Skrzynka #3 jest w pobliżu. Przeszedłem się od wiaduktu do opuszczonej stacji kolejowej tejże już nieistniejącej linii. Do dziś można zobaczyć zarośnięty peron i opuszczony budynek stacji.

Nieczynna stacja kolejowa linii Legionowo - Nasielsk.
Opuszczony budynek stacji.
    Budynek po wojnie służył za siedzibę władz gminnych, przychodni i na koniec komisariatu. Długo nie szukałem. Po zobaczeniu niebieskiego worka na buty, przykrytego podejrzanie wyglądającymi kamieniami znalazłem skrzynkę :D. Skrzynka jest od tego samego wójta gminy Wieliszew, co rok temu w maju, kiedy wybrałem się na poszukiwanie po innych miejscach i znalazłem je pięć.

Skrzynka na opuszczonej stacji.
    Jakiś ciekawy łup? Nieee. Jest długopis, logbook z ołówkiem, odblaskowa ozdoba, jakaś pikselowana zabawka, coś w stylu choinki zapachowej Euro 2012. Nic ciekawego jak dla mnie. Niczego nie wziąłem i nie zostawiłem. Wpisałem się do logbooka. Wróciłem na asfalt i jechałem dalej na wschód. Zaraz już skręciłem w prawo na południe i po raz pierwszy wjechałem do lasu Legionowskiego. Jechałem po nieczynnym nasypie kolejowym. Nigdy w tym lesie nie byłem. Kiedy zwiedzałem wszystkie miejscowości tego powiatu, jakoś tak się złożyło, że trasy omijały ten las. Biegnie tu Wieliszewska Trasa Crossowa. Są ładnie oznakowane szlaki piesze i rowerowe.

Las Legionowski
    Jechało się dosyć niewygodnie, bo na ścieżce były ślady chyba koni. Zostawiały widoczne dziury. Dojechałem do miejsca ukrycia skrzynki #4. Jest ukryta przy wjeździe do lasu. Jest tam szlaban i po jego obu końcach rosną dwa dęby, które są pomnikami przyrody. Miałem szukać pnia. Szukałem i nie znalazłem. Przejrzałem najnowsze komentarze. Poprzednicy oznajmili, że pień już został wycięty, ale skrzynka nie zmieniła swojego położenia. No ciekawe jak teraz znajdę ślad po pniu. Przetrząsałem łapami liście, patyki, gałęzie i niczego nie znalazłem. Moje umiejętności znów zawiodły. Właśnie tu spędziłem trochę czasu na szukaniu. Postanowiłem odpuścić i pojechać dalej.
    Skrzynka #5 jest przy Wieliszewskiej Trasie Crossowej. Kręciło się trochę ludzi. Od wiaty turystycznej wkroczyłem w las i oddaliłem się od ścieżki. Zrobiło się słonecznie. Skrzynka miała być ukryta pod jednej z powalonych brzóz.

Tam gdzie przewrócone brzozy.
    Poodkrywałem wszystkie patyki, gałęzie, kory i nie znalazłem :(. Było około 6 powalonych brzóz. Jest to druga skrzynka wójta na tej przejażdżce. Szkoda mi było, że nie znalazłem. Być może ktoś ją ukradł. Poprzednia osoba zjawiła się tam 16 sierpnia. Wyjechałem z lasu na północ z powrotem na asfalt.
    Skrzynka #6 ukryta przez wójta znajduje się w lesie niedaleko ronda. Jest to dawne miejsce dworu Poniatów z 1801 roku. W II Wojnie Światowej Niemcy przejęli budynek. Mieszkańcy dworku w 1944 zostali rozstrzelani. Po wojnie dworek wyburzono. Teraz widziałem same drzewa i ruiny mostku nad rzeką. Aha! Widzę charakterystyczny niebieski worek na buty po drugiej stronie rzeki. Przeszedłem na drugą stronę po przewróconym drzewie, zostawiając przewrócony rower po drugiej stronie.

Dobrze, że to ja się nie przewróciłem.
    Co zastałem? Pusty worek, który na widoku wisiał na patyku. Pamiętam chociaż zdjęcie ukrycia skrzynki i poszukałem pod liśćmi w charakterystycznym miejscu. Ech, co się dzieje? Nie znalazłem. Wróciłem na drugą stronę i pojechałem do Wieliszewa. Czy jestem aż taki kiepski w tym? Uwaga - teraz ciekawa sprawa. Po powrocie do domu zajrzałem do Internetu i okazało się, że właśnie tego dnia skrzynki nie było. W jeszcze poprzednią niedzielę ktoś zastał zniszczoną skrytkę. Wójt więc obwieścił w tym dniu, w którym pojechałem, że skrzynka jest nieaktywna. Znalazłem się na miejscu gdzieś o 12-13, a wójt o 14 pojawił się i położył skrzynkę z powrotem na miejsce i obwieścił, że znów jest aktywna i przeniesiona parę kroków dalej. Tu akurat trafił mi się pech, a nie brak umiejętności. Uff, czyli nie jest aż taki kiepski. Zajrzę tu innym razem i muszę przed wyjściem czytać najnowsze komentarze.

Ładne tereny w Wieliszewie.
    Dojechałem do miejsca ukrycia skrzynki #7. Jest to już ostatnia skrytka na dzisiaj. Znalazłem się tuż za osiedlami w Wieliszewie, kiedy rozpoczyna się ciąg pieszo-rowerowy przy ulicy. Zaraz za supermarketem i ładnym osiedlem brązowych domków jest spora łąka z jeziorem Kwietniówką. Geokesz powinien być ukryty przy dębie z namalowanym oznaczeniem czerwonej ścieżki rowerowej. Nie było problemu z jej znalezieniem :D.

Skrzynka #7
    Przykryta za drzewem kamieniami i niebieskim workiem na buty. Niestety też nic ciekawego w niej nie znalazłem. Jakaś sześcienna zabawka, logbook z ołówkiem, coś fioletowego i niedziałająca latarka. Na początku pomyślałem, że to laserek, a bardzo by się przydał dla kota. Jak zwykle niczego nie zabrałem i nie zostawiłem. Rozejrzałem się po okolicy. Przelatywały sójki i kruk. Jest tu naprawdę ładnie. Zaparkowane dwa samochody, pojawiający się ludzie na rowerach i z wózkami dziecięcymi. Szukanie skrzynek doprowadza mnie do ciekawych miejsc.

Łąki w Wieliszewie
    To już jest koniec na dzisiaj. Zatrzymałem się tradycyjnie na plaży w Nieporęcie. Mimo zimnej temperatury, było dużo osób na plaży. Oto podsumowanie: Wyszło 84,4 km. Podjąłem próbę znalezienia 7 skrytek, z czego znalazłem 2. Pozostałe 5 nie znalazłem, z czego 2 były nieaktywne, a do 3-ech dałem ciała. Nauczyłem się, żeby sprawdzać nowe wieści na temat tych keszy w tym samym dniu, w którym wyruszam, by je znaleźć. Wgranie zdjęć jako wskazówki na komórkę powinno mi bardzo pomóc w ich znalezieniu.

Zalew Zegrzyński
    Zastanawiałem się nad napisaniem tej notki. Jednak co mi tam. Miałem tego dnia pojechać do Małkini Górnej z kolegą, bo chce dojechać do granicy Polski z Białorusią i taka trasa byłaby 1/2 drogi. 2/2 drogi by się zrealizowało innego dnia jadąc już tam pociągiem i rowerem do granicy. Nie miał czasu, więc postanowiłem pojechać od Wyszogrodu i zdałem sobie sprawę, że sklepy są zamknięte na święta. W takich miejscowościach może się pojawię następnym razem.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Łaskarzew

    Fiu, fiu, ale się ociepliło! Jest 16-22'C. Chodzę już jak w lato i większość osób też. Jednak ciągle widuję osoby grubo ubrane na rowerach. Muszę powiedzieć, że w mojej okolicy młodzieży (no dobra, sam do niej chyba należę) nie widziałem od wielu miesięcy! Dopiero kiedy się ociepliło, ulice wypełniły się młodymi ludźmi. Rodzi się w głowie pytanie: gdzie oni siedzieli przez jesień i zimę!?
    Kolega chce wrócić do formy, żeby móc ponownie wytrzymać 100 km i dlatego zaproponował i narysował trasę na przyjazny dla niego dystans. Trasa wiedzie przez nieznane tereny południowo-wschodnie przez Otwock do Łaskarzewa. Dlaczego do Łaskarzewa? Dlatego, że jest tam stacja kolejowa z biletomatem i dystans jest w sam raz dla niego.

Czekają całkiem dobre wzniesienia jak na województwo mazowieckie.
Wyszło 84,4 km. Przebieg:

Warszawa>Józefów>Otwock>Karwacz>Tabor>Podbiel>Osieck>Pod Rudnikiem>Osieck pod Górą>Łucznica>Krystyna>Wola Rębkowska>Rębków>Parcele Rębków>Izdebnik>Budel>Izdebno>Izdebno-Kolonia>Łaskarzew

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1nOz_my-H_TIUzI3woasxH_xgbc8&usp=sharing

    Trasa wiedzie na wskroś przez cały powiat otwocki (co oznacza, że przez Mazowiecki Park Krajobrazowy też) i wjeżdża w powiat garwoliński. Tak więc spotkałem się z kolegą w okolicach mostu Siekierkowskiego. Trzeba było najpierw wydostać się z Warszawy, jadąc wałem Miedzeszyńskim i drogą 801 o wkurzająco dużym natężeniu ruchu.

Wał Miedzeszyński w Warszawie
    Fajnie tak było pojechać na południe w jedną stronę. Można było zauważyć zieleniejące się krzaki i mniejsze drzewa, zieleńszą trawę i dużo śpiewających szpaków. Po niedługim czasie skończył się wał i trzeba było wjechać na drogę wojewódzką. Jest to ta sama droga, którą jechałem z nim nie jeden raz do Świder. Był duży korek na przeciwnym pasie, uff. Po naszej stronie raz na jakiś czas coś nas wyprzedzało. W końcu dojechaliśmy nad rzekę Świder. Jest to miejsce w którym kolega w młodości przyjeżdżał z rodzicami. Teraz stał tylko jeden samochód. Było dużo porozrzucanych śmieci.

Rzeka Świder
    Popatrzyło się, wróciliśmy na drogę i dojechaliśmy do Otwocka. Trzeba było jechać po ścieżkach rowerowych. Nie brakowało ich. Kolega zajechał do Biedronki, żeby kupić sobie coś na drogę. Niebawem wyjechało się z Otwocka i wjechało do Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. Jest to spory las na południowy wschód od Warszawy, który ma 157 km kwadratowych.

Karczew i koniec nawierzchni asfaltowej.
Piękny ten las.
    Było cicho, spokojnie, przelatywały sójki i gołębie grzywacze. Minęło się tylko jedną osobę na rowerze.

Jechało się wygodnie.
Leśnictwo Torfy
    Dojechało się na Leśnictwo Torfy. Przypomniało mi się, że jestem tu już po raz drugi. Otóż w gimnazjum mieliśmy wycieczkę autokarową do Mazowieckiego Parku Krajobrazowego. W budynku obejrzeliśmy prezentację i potem musieliśmy w parach chodzić po plenerze, szukając porostów na drzewach i sklasyfikować je. Nic z tego nie rozumiałem i nie lubię pracy w parach, bo to ja jestem tą osobą, która nic nie daje z siebie :D. Praca samemu mnie zmusza, żebym jednak ruszył cztery litery. Potem szliśmy przez drewniany podest, gdzie po lewej stronie były tabliczki z informacjami na temat runa leśnego. Następnie doszliśmy na jezioro Torfy. W tym właśnie leśnictwie pokazano nam wilki na wybiegu. Teraz wracamy do roku 2017 i jestem tu po raz drugi w życiu z kolegą. Zebrało się na wspomnienia, heh. Okej, jedziemy dalej na południe.

    
    Trasa na całej swojej długości się powoli wznosi. Od 90 m n.p.m. w Warszawie do 158 m n.p.m. w Łucznicy.

Linia wysokiego napięcia w lesie.
    Zbliża się wieś Tabor. Teraz zacznie się odcinek asfaltowy przez tereny zabudowane. Zanim do tego dojdzie, trzeba przejechać pod linią wysokiego napięcia w lesie. Linie wiszą wyjątkowo nisko! Wydobywa się z nich bardzo głośne bzyczenie, zwane wyładowaniem koronnym. Przejeżdżając pod liniami, czułem jakby źródło tego dźwięku znajdowało się wszędzie, np. tuż za uchem lub nawet pode mną. Koledze zjeżyły się włosy. Dotknąłem metalową klamkę hamulcową i "bzyyk bzyyk bzyyk!" Auć! Kopnęło mnie. Dobra, wynośmy się stąd. Chyba prąd wisi w powietrzu :D. Nie wiem co to za zjawisko, ale było fascynujące. Przejechaliśmy na drugą stronę drogi krajowej 50. Po terenach zabudowanych znowu zaczął się las. Tym razem jechało się gładką drogą asfaltową.

Podbiel
Ciągle pod górkę.
    Las się skończył i zarazem Mazowiecki Park Krajobrazowy. Podjazd okazał się być wiaduktem nad torami kolejowymi, ale i tak naturalnym wzniesieniem. Ze wzniesienia rozpościerał się piękny krajobraz pól, w oddali Osiecka i na horyzoncie następnych lasów!

W oddali kościół w Osiecku (2,1 km stąd).
    Zjazd był szybki i przy okazji dostrzegłem lecącego bociana. To mój pierwszy bocian, którego zobaczyłem w tym roku. Dojechaliśmy do Osiecka. To wciąż powiat otwocki.

Kościół św. Bartłomieja Apostoła i św. Andrzeja w Osiecku.
    Minęliśmy ładne centrum Osiecka. W nim jest skwerek i urząd gminy, przystanek autobusowy. Chyba tu w przyszłości zajrzę nie raz. W końcu w którymś okresie zimowym będę infiltrować powiat otwocki. Teraz już jechaliśmy przez jeszcze spokojniejsze tereny.

Wieś spokojna, wieś wesoła.
    Na innym pagórku zrobiłem w powiększeniu zdjęcie horyzontu w kierunku zachodnim i zauważyłem w oddali zamek w Czersku! Zamek jest oddalony o 13,7 km. Widać pomarańczowe wieże zamku i po prawej stronie wieżę białego kościoła.

Na horyzoncie widać zamek w Czersku. Jest pomiędzy dwiema sosnami.
    W kolejnym lesie zobaczyło się rzeczkę i porozrzucane białe wiadra i opony na poboczu. Dzięcioły stukały w drzewa. Wkroczyliśmy w powiat garwoliński. Następna wieś to Łucznica na wzniesieniu. Po lewej stronie jest widoczny spadek wysokości terenu. Coś jak skarpa. Po prawej stronie jest las z jakimś terenem kempingowym lub działek letniskowych. Był mały zjazd drogą asfaltową pomiędzy polami i po terenach zabudowanych skończył się asfalt.

Łucznica
    Znów zaczął się las. Na początku iglasty i super, bo jest całkiem zielono! Na tym odcinku była najbrzydsza nawierzchnia i czasami trzeba było przejść parę metrów na piechotę. Hmm zapomniałem powiedzieć, że często towarzyszył nam niebieski szlak rowerowy. Trasa kolegi tak naprawdę została narysowana przez Google Maps. Widocznie uwzględnia szlaki rowerowe.

Zielono!

    Niebawem las zmienił się na liściasty, co oznaczało, że zrobiło się brązowo i brzydko. Droga zmieniła się na niewygodną drogę polną. Zaraz w końcu zaczął się asfalt i zaczeła się miejscowość o ciekawej nazwie...


Krystyna!
    W Krystynie było bardzo ładnie. Stoją kolorowe domy, są rowy i dzieciaki na rolkach i rowerach. Ktoś miał po prawej stronie dekorację ze sztucznymi bocianami.

Krystyna.
    Przejechaliśmy przez tory kolejowe, gdzie za nimi zaczęła się Wola Rębkowska. Chyba się domyśla, że mam jakiegoś bloga, że tyle zdjęć robię.

Wola Rębkowska
    Na chwilę jechaliśmy drogą krajową 76. Już się ustawiały samochody za nami. Przynajmniej ze zjazdem miało się 40 km/h. W Parceli Rębków jest podjazd z drogą z kocich łbach. Na horyzoncie dostrzegłem Garwolin. Jednak do niego się nie wybieraliśmy.

W oddali widać kościół w Garwolinie (6,1 km stąd).
    Na drodze kolega zobaczył trzy porzucone kineskopy po telewizorach. Dlaczego ludzie tak śmiecą? Wyobraźcie sobie mieszkańca wsi, który jedzie jakimś samochodem dostawczym, specjalnie się zatrzymuje i kładzie na poboczu trzy duże kineskopy. Po czym zadowolony zaciera ręce, otrze czoło z potu i pojedzie dalej. Teraz zaczęła się jazda w kierunku wschodnim. Izdebno wygląda na ciekawą wieś, bo prawie z każdej strony jest otoczona lasem. Nie zabrakło starych drewnianych domów.

Izdebno
Stary dom w Izdebnie.
Kapliczka w Izdebnie.
    Po Izdebnie zaczął się ostatni las. W nim już zobaczyliśmy znak miejscowości Łaskarzew! Jest taki jeden blog, w którym kolarz wiesza swój rower na znakach miejscowości.. Kolega chciał to sprawdzić na moim rowerze. Wolnego sobie :D.

Łaskarzew!
    Łaskarzew to miasto w powiecie garwolińskim o liczbie ludności 4893 (według danych z 2009 roku). Jest tu kościół, skwerek, bloki, itp. Akurat przed kościołem był pogrzeb, więc z wiadomego powodu zrobiłem zdjęcie kościoła ze skwerku. Po tym już skierowaliśmy się na wschód do stacji kolejowej już przy granicy miasta. Najbliższy pociąg za 15 minut o 13:55. Nigdy z linii Kolei Mazowieckich "Warszawa>Dęblin" nie skorzystałem. Jechały długie standardowe, odnowione EN57. Pociągiem wracało się półtorej godziny. Dosyć długo jak na 70 km. Z moich okolic do Ciechanowa pociągiem jest 90 km i jedzie się godzinę i 23 minuty. Dodatkowo możesz trafić na pociąg ekspresowy i nim dojedziesz w równo godzinę :D.

Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego z 1884 r. w Łaskarzewie.
    No dobra. Dojechaliśmy do Łaskarzewa. Było bardzo fajnie, dużo lasów i były nawet jakieś wzniesienia. Przede wszystkim jechało się po nieznanych terenach, coraz dalej się oddalając. Po tym jak zwiedziłem w marcu gminę Kampinos, pojechałem z kolegą pociągiem od Sochaczewa i stamtąd wróciliśmy z wiatrem do domu. Jest już na tyle ciepło, że mogę jeździć w letnich rękawiczkach. Być może jutro pójdę na piechotę do zalewu Zegrzyńskiego (z tego notki raczej nie będzie). Wracając do trasy kolegi - polecam ją każdemu.