Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nieporęt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nieporęt. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 1 marca 2020

Jak dojechać nad Zalew Zegrzyński - poradnik na 2020 rok

    Zalew Zegrzyński jest świetnym miejscem na wypoczynek. Ten zbiornik o powierzchni 33 km kwadratowych (jest większy od wielu jezior w Polsce) sprawia wrażenie, jakby było się nad dużym jeziorem lub nad morzem... jeśli jest dostatecznie mgliście na tyle, żeby nie było widać brzegów po przeciwnych stronach.

W mglistą pogodę
    A co jakby tam dojechać na rowerze? Jak by tu wrócić inną drogą, żeby nie przewijać wycieczki od końca? A jak uniknąć ruchliwych, hałaśliwych dróg? Po to chciałem podzielić się moją wiedzą i napisać tę notkę (również z tego powodu, że nie wiem co tu pisać). Obecnie w tym roku na niektórych drogach między Warszawą a Nieporętem mamy pewne utrudnienia w postaci remontów. Ulica Płochocińska z roku na rok coraz bardziej robi się zapchana, a sytuacja na drodze krajowej, przebiegającej przez Legionowo i Michałów-Reginów stała się nieciekawa. Wiem jak ominąć te stresujące drogi. Wiem, po których drogach prawie nic nie jeździ, a będą wygodne na rower na tyle ile to możliwe.

poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Stopniowe odbudowywanie kondycji

    Dużo czasu minęło od poprzedniej informacyjnej notki, którą zamieściłem dzień po obronie w grudniu. Tak sobie obiecałem, że dopiero po obronie zacznę ponownie jeździć na rowerze, czyli kiedy miałbym już spokojną głowę. Jednak jeszcze nie czułem się spokojny. Potrzebowałem "rehabilitacji" po tym całych studiach. Zatem jeszcze nie jeździłem, a wychodziłem na piesze wycieczki. Pod koniec stycznia odebrałem swój dyplom ze studiów, bo dopiero wtedy go wydrukowali. Szukanie pracy jak na razie idzie bezowocnie, ale mniejsza o to, bo jeszcze zaraz powstanie cała długa ściana tekstu. W połowie lutego, kiedy stopniał śnieg i lód, zabrałem rower do serwisu na naprawienie hamulców. Okazało się, że takich starych i tanich hamulców nie warto ratować, bo to by kosztowało więcej niż nowe. Zatem kupiłem nowe hydrauliczne tarczowe. Kiedy rower był gotów do jazdy, następnego dnia przejechałem się na 20 km. Oj, jak mnie nogi bolały. Czyżbym aż tak się cofnął z kondycją? Nie planowałem zwiedzania żadnych gmin, powiatów póki co. Wolałem na początku odświeżyć swoje stare 20 km przejażdżki. Tak więc zdziwiłem się moim spadkiem kondycji. Zacząłem jeździć po 20 km. Potem po 30-40 km. Moje tempo było wolniejsze niż zwykle. Wyprzedzał mnie rowerzysta każdego typu. Wybierałem się między innymi do Lasu Legionowskiego (tej Choszczówki), przy okazji po nowe skrzynki. Oj, jak mnie nogi bolały na ostatnich kilometrach, kiedy miałem już prawie 40 km. Wybrałem się też na Warszawską Masę Krytyczną. Kiedyś uwielbiana, a teraz nagle wszyscy zgodnie zaczęli ją nienawidzić. W marcu przejechałem 50 km nad Zalew Zegrzyński, a to jest już mocny kamień milowy. I do tego czułem się dobrze. Nie wiem jaki jest mój limit - być może 70-80 km. Fakt, że fajnie jest jeździć dla przyjemności, a nie dla statystyk, ale wiele moich ulubionych miejsc wymaga czasem umiejętności przejechania 80-90 km.
    Wracając do teraźniejszości, wczoraj wybrałem się sprawdzić jak będę się czuć po przejechaniu swoich pierwszych 60 km po tak długiej przerwie.

Dawno nie byłem w Lesie Drewnickim.

wtorek, 18 kwietnia 2017

Gmina Wieliszew - geocaching przy drodze 631

    Nie jest to jakaś długa wycieczka w nowe miejscowości, a przejażdżka po znanym mi terenie. Co prawda były nowe, pojedyncze miejsca, niedaleko odbiegające od drogi. Wybrałem się tego dosyć zimnego i pochmurnego dnia na przejażdżkę po gminie Wieliszew. Wybieram się tam od czasu do czasu, jadąc od Nowego Dworu Mazowieckiego, drogą 631, przez Wieliszew i po Nieporęcie do domu. Tym razem moim celem będzie znalezienie 7 skrzynek. Znalazłem je jakiś czas temu na mapie i załadowałem do GPSa. Zobaczymy jak sprawdzą się znów moje umiejętności znajdowania skrzynek. Jestem dopiero żółtodziobem z 12 znalezionymi skrzynkami na koncie.
    Wyruszyłem gdzieś o 8:15. Tego dnia był śmigus-dyngus, więc nie wiedziałem czy powinienem spodziewać się ataku wodnego. Jeszcze tego by brakowało, żebym mokry dygotał. Pojechałem wałem nad Wisłą na prawym brzegu aż do Jabłonny. Potem już jechałem ulicą Modlińską do Nowego Dworu Mazowieckiego. Do pierwszej skrzynki jeszcze daleko. Zatrzymałem się na małym parkingu leśnym. Usłyszałem odgłosy podobne do jastrzębia. Okazało się, że to jednak odgłosy dzięcioła czarnego. Widziałem jak wylądował na drzewie i zaraz odleciał, a za nim jeszcze kolejne. Jest to największy gatunek dzięcioła w Europie. Jest czarny i ma czerwoną "czapkę" na głowie. Jadąc, zobaczyłem sarnę tuż przy drodze, która stała i się nie ruszała. Mogłem zrobić zdjęcie, heh, ale nie chciało mi się już zatrzymać. Dojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego. Na pierwszym skrzyżowaniu skręciłem w prawo. Pusto, wszystkie sklepy pozamykane. Niebawem już wjechałem na moją ulubioną drogę wojewódzką i pojechałem na wschód.

Skrzynka #1
    Oto skrzynka #1. Znajduje się przy samotnym drzewie wśród pól. Do drzewa prowadzi polna droga. Dobrze, że nie ma żadnych gospodarstw w pobliżu i nikt się nie kręcił. Według opisu skrzynka jest zakopana w dziupli drzewa. W dziupli faktycznie jest grząska ziemia. Dookoła drzewa leżą śmieci i patyki. Wziąłem jednego i próbowałem kopać. Zanurzałem patyk w ziemi i nie poczułem żadnej skrzynki. W końcu spojrzałem na najnowsze komentarze. Tak się fajnie składa, że skrzynki pobieram w formacie .gpx. Taki plik zawiera opis, wskazówkę i nawet najnowsze komentarze ułożone chronologicznie. Jednak nie mogę oglądać zdjęć. Okazało się, że trzy ostatnie osoby nie mogły znaleźć skrzynki. Uff, a myślałem, że jestem taki kiepski w szukaniu. Ba, skrzynka została zarchiwizowana w lutym! Plik pobrałem już jakiś czas temu i wtedy była jeszcze aktywna. No nic, jedziem dalej.

Konie w Olszewnicy Nowej
    Przejechałem przez Górę, Janówek Pierwszy, Krubin, Olszewnicę Nową i Kałuszyn. W Skrzeszewie dojechałem do kolejnej skrzynki. Według mnie powinna być pod wiaduktem. No właśnie! Tam jest wiadukt pod którym nie ma żadnej rzeki, torów, drogi, żadnej przeszkody. Po co zatem to zbudowano? Do opisu skrzynek zwykle dołączają historię tego miejsca. Wiadukt wybudowano w 1939 roku. Pod nią stały tory i przejeżdżały pociągi z linii Legionowo>Nasielsk. W czasie II Wojny Światowej Polacy wyburzyli most nad Narwią, żeby Niemcy się tak łatwo nie dostali i linia przestała funkcjonować. W latach 60-tych ponownie ją uruchomiono. Wtedy budowano elektrownię wodną w Dębem. Potem rozebrano tory. Przebudowano wiadukt na nowy gdzieś w 2010 roku. PKP mówiło, że w przyszłości być może powstanie znów ta linia i dlatego wiadukt nadal tu stoi. Rozejrzałem się.

Wiadukt nad niczym w Skrzeszewie
    Skrzynka #2 jest przyczepiona na magnes. Być może jest w którymś miejscu, gdzie betonowa ściana się kończy i zaczyna się metal? Jest tam jakaś przestrzeń. Beton ma 2 metry wysokości, więc musiałem stawać na rowerze. W niektórych miejscach leżały kamienie. Sprawdziłem pod każdym i nic. Grr, czyżby moje umiejętności zawiodły? Po powrocie do domu okazało się, że zdjęcia (które mój GPS nie odtworzy) pokazują schodki po drugiej stronie, prowadzące na górę, na ulicę. Być może to tam znajduje się skrzynka. Szkoda, że o tym dowiedziałem się dopiero w domu po jeździe. Spróbuję innym razem.
    Skrzynka #3 jest w pobliżu. Przeszedłem się od wiaduktu do opuszczonej stacji kolejowej tejże już nieistniejącej linii. Do dziś można zobaczyć zarośnięty peron i opuszczony budynek stacji.

Nieczynna stacja kolejowa linii Legionowo - Nasielsk.
Opuszczony budynek stacji.
    Budynek po wojnie służył za siedzibę władz gminnych, przychodni i na koniec komisariatu. Długo nie szukałem. Po zobaczeniu niebieskiego worka na buty, przykrytego podejrzanie wyglądającymi kamieniami znalazłem skrzynkę :D. Skrzynka jest od tego samego wójta gminy Wieliszew, co rok temu w maju, kiedy wybrałem się na poszukiwanie po innych miejscach i znalazłem je pięć.

Skrzynka na opuszczonej stacji.
    Jakiś ciekawy łup? Nieee. Jest długopis, logbook z ołówkiem, odblaskowa ozdoba, jakaś pikselowana zabawka, coś w stylu choinki zapachowej Euro 2012. Nic ciekawego jak dla mnie. Niczego nie wziąłem i nie zostawiłem. Wpisałem się do logbooka. Wróciłem na asfalt i jechałem dalej na wschód. Zaraz już skręciłem w prawo na południe i po raz pierwszy wjechałem do lasu Legionowskiego. Jechałem po nieczynnym nasypie kolejowym. Nigdy w tym lesie nie byłem. Kiedy zwiedzałem wszystkie miejscowości tego powiatu, jakoś tak się złożyło, że trasy omijały ten las. Biegnie tu Wieliszewska Trasa Crossowa. Są ładnie oznakowane szlaki piesze i rowerowe.

Las Legionowski
    Jechało się dosyć niewygodnie, bo na ścieżce były ślady chyba koni. Zostawiały widoczne dziury. Dojechałem do miejsca ukrycia skrzynki #4. Jest ukryta przy wjeździe do lasu. Jest tam szlaban i po jego obu końcach rosną dwa dęby, które są pomnikami przyrody. Miałem szukać pnia. Szukałem i nie znalazłem. Przejrzałem najnowsze komentarze. Poprzednicy oznajmili, że pień już został wycięty, ale skrzynka nie zmieniła swojego położenia. No ciekawe jak teraz znajdę ślad po pniu. Przetrząsałem łapami liście, patyki, gałęzie i niczego nie znalazłem. Moje umiejętności znów zawiodły. Właśnie tu spędziłem trochę czasu na szukaniu. Postanowiłem odpuścić i pojechać dalej.
    Skrzynka #5 jest przy Wieliszewskiej Trasie Crossowej. Kręciło się trochę ludzi. Od wiaty turystycznej wkroczyłem w las i oddaliłem się od ścieżki. Zrobiło się słonecznie. Skrzynka miała być ukryta pod jednej z powalonych brzóz.

Tam gdzie przewrócone brzozy.
    Poodkrywałem wszystkie patyki, gałęzie, kory i nie znalazłem :(. Było około 6 powalonych brzóz. Jest to druga skrzynka wójta na tej przejażdżce. Szkoda mi było, że nie znalazłem. Być może ktoś ją ukradł. Poprzednia osoba zjawiła się tam 16 sierpnia. Wyjechałem z lasu na północ z powrotem na asfalt.
    Skrzynka #6 ukryta przez wójta znajduje się w lesie niedaleko ronda. Jest to dawne miejsce dworu Poniatów z 1801 roku. W II Wojnie Światowej Niemcy przejęli budynek. Mieszkańcy dworku w 1944 zostali rozstrzelani. Po wojnie dworek wyburzono. Teraz widziałem same drzewa i ruiny mostku nad rzeką. Aha! Widzę charakterystyczny niebieski worek na buty po drugiej stronie rzeki. Przeszedłem na drugą stronę po przewróconym drzewie, zostawiając przewrócony rower po drugiej stronie.

Dobrze, że to ja się nie przewróciłem.
    Co zastałem? Pusty worek, który na widoku wisiał na patyku. Pamiętam chociaż zdjęcie ukrycia skrzynki i poszukałem pod liśćmi w charakterystycznym miejscu. Ech, co się dzieje? Nie znalazłem. Wróciłem na drugą stronę i pojechałem do Wieliszewa. Czy jestem aż taki kiepski w tym? Uwaga - teraz ciekawa sprawa. Po powrocie do domu zajrzałem do Internetu i okazało się, że właśnie tego dnia skrzynki nie było. W jeszcze poprzednią niedzielę ktoś zastał zniszczoną skrytkę. Wójt więc obwieścił w tym dniu, w którym pojechałem, że skrzynka jest nieaktywna. Znalazłem się na miejscu gdzieś o 12-13, a wójt o 14 pojawił się i położył skrzynkę z powrotem na miejsce i obwieścił, że znów jest aktywna i przeniesiona parę kroków dalej. Tu akurat trafił mi się pech, a nie brak umiejętności. Uff, czyli nie jest aż taki kiepski. Zajrzę tu innym razem i muszę przed wyjściem czytać najnowsze komentarze.

Ładne tereny w Wieliszewie.
    Dojechałem do miejsca ukrycia skrzynki #7. Jest to już ostatnia skrytka na dzisiaj. Znalazłem się tuż za osiedlami w Wieliszewie, kiedy rozpoczyna się ciąg pieszo-rowerowy przy ulicy. Zaraz za supermarketem i ładnym osiedlem brązowych domków jest spora łąka z jeziorem Kwietniówką. Geokesz powinien być ukryty przy dębie z namalowanym oznaczeniem czerwonej ścieżki rowerowej. Nie było problemu z jej znalezieniem :D.

Skrzynka #7
    Przykryta za drzewem kamieniami i niebieskim workiem na buty. Niestety też nic ciekawego w niej nie znalazłem. Jakaś sześcienna zabawka, logbook z ołówkiem, coś fioletowego i niedziałająca latarka. Na początku pomyślałem, że to laserek, a bardzo by się przydał dla kota. Jak zwykle niczego nie zabrałem i nie zostawiłem. Rozejrzałem się po okolicy. Przelatywały sójki i kruk. Jest tu naprawdę ładnie. Zaparkowane dwa samochody, pojawiający się ludzie na rowerach i z wózkami dziecięcymi. Szukanie skrzynek doprowadza mnie do ciekawych miejsc.

Łąki w Wieliszewie
    To już jest koniec na dzisiaj. Zatrzymałem się tradycyjnie na plaży w Nieporęcie. Mimo zimnej temperatury, było dużo osób na plaży. Oto podsumowanie: Wyszło 84,4 km. Podjąłem próbę znalezienia 7 skrytek, z czego znalazłem 2. Pozostałe 5 nie znalazłem, z czego 2 były nieaktywne, a do 3-ech dałem ciała. Nauczyłem się, żeby sprawdzać nowe wieści na temat tych keszy w tym samym dniu, w którym wyruszam, by je znaleźć. Wgranie zdjęć jako wskazówki na komórkę powinno mi bardzo pomóc w ich znalezieniu.

Zalew Zegrzyński
    Zastanawiałem się nad napisaniem tej notki. Jednak co mi tam. Miałem tego dnia pojechać do Małkini Górnej z kolegą, bo chce dojechać do granicy Polski z Białorusią i taka trasa byłaby 1/2 drogi. 2/2 drogi by się zrealizowało innego dnia jadąc już tam pociągiem i rowerem do granicy. Nie miał czasu, więc postanowiłem pojechać od Wyszogrodu i zdałem sobie sprawę, że sklepy są zamknięte na święta. W takich miejscowościach może się pojawię następnym razem.

wtorek, 9 czerwca 2015

Nostalgicznie do Przasnysza!

    Pewnie większość z was ma swoją rodzinę czy choćby pojedynczych znajomych na wsi, gdzie możecie pobyć u nich przez pewien czas. Tak się składa, że 98% mojej rodziny mieszka poza miastem, ale mimo to, nie urodziłem się na wsi. Od dziecka przyjeżdżałem na gospodarstwo PKSem i samochodem. Autosanami, Jelczami, itp. podróż trwała 3 godziny, więc zawsze wydawało mi się, że to było strasznie daleko. Uwielbiałem spędzać czas z innymi rówieśnikami, bawiłem się z psami, oglądałem telewizję do późna, uciekałem przed burzami (na polach są niezłe widoki na niebo), łaziłem po drzewach, a raz kierowałem MF 255 i woziłem belki Zetorem. Wszystko wydawało się ciekawe. Im bardziej dorastałem, tym robiło się coraz nudniej. Nadal byłem tym samym dzieciakiem, ale kuzynostwo spoważniało. Musieli już zacząć pomagać w oporządzaniu, prace się bardziej zautomatyzowały, a wolny czas spędzali tylko przed telewizorami. Gospodarstwo się całkiem nieźle zapuściło, ale wiem, że się niby zmienia na lepsze. Od czterech lat nie przyjeżdżam już tam na wakacje. Czasem przyjadę z powodu ślubu czy chrzcin. Wiadomo, że na wsi ludzie często się żenią w dosyć młodym wieku.


    Zrobiłem listę różnych celów na wakacje 2014 i jednym z celów było przejechanie się rowerem do rodziny w Przasnyszu. Nie pojechałem z powodu ich niedowierzania. To dziwne, bo z Warszawy do Przasnysza jest około 100 km. Właściwie, to czekałem na to parę ładnych lat! W końcu pojechałem w tym czerwcu. Trochę było mi ciężko upchać wszystkie, potrzebne rzeczy do plecaka. Wyruszyłem o 7 w piątek, ale i tak już było ciepło.

Wyszło 99 km. Przebieg:
Warszawa>Jabłonna>LEGIONOWO>Michałów-Reginów>ZEGRZE POŁUDNIOWE>Zegrze Północne>Borowa Góra>Jadwisin>SEROCK>Wierzbica>Klusek>Dzierżenin>Pogorzelec>Karniewek>Strzyże>Łubienica>Kacice>PUŁTUSK>Kleszewo>Przemiarowo>Gościejewo>Czarnostów>Byszewo>Karniewo>Chełchy-Klimki>Chełchy Iłowe>Mosaki-Stara Wieś>Helenów>Wężewo>Gostkowo>Leszno>PRZASNYSZ

    Cudownie było przejechać się dokładnie tą samą, nostalgiczną trasą co jechało się PKSem czy samochodem, ale tym razem rowerem.

Jadwisin - w drodze do Serocka
    Zamiast przez Nieporęt, jechałem przez Legionowo. Nie było żadnych problemów, oprócz ze zjechaniem na drogę serwisową, bo na drodze krajowej 61 jest zakaz jazdy na rowerze.

Serock
    W Serocku już kiedyś byłem. Za Serockiem, we Wierzbicy znajduje się gigantyczna truskawka, którą pamiętam za czasów dzieciństwa. W przeciągu tych lat zdążyła trochę zszarzeć i ściemnieć. Teraz ktoś lub coś ją przewróciło :-(

Teraz, zamiast "SADPOL" powinno być "SAD"
    Teraz czekał na mnie 18 kilometrowy odcinek z Serocka do Pułtuska. Wyróżnia się zjazdami i wzniesieniami. Było ich całkiem sporo. Przy zjeżdżaniu jechałem z prędkością 40 km/h, a w podjeżdżaniu 16 km/h. A ty po ilu pagórkach się uśmiechniesz? :-D

Kościół św. Tomasza Apostoła w Dzierżeninie
Pułtusk
    Nie wiedziałem po ilu pagórkach będzie Pułtusk, ale w końcu dojechałem. O dziwo w tym mieście zrobił się straszny korek. Przejechałem przez dwa ronda i jechałem dalej droga krajową. Niedaleko Pułtuska skręciłem w lewo na drogę wojewódzką. To już był ostatni etap trasy. Droga asfaltowa bez pasów wiodąca przez wsie. Wiedziałem, że dosyć orientacyjnym "checkpointem" było Karniewo, a potem Wężewo.

Gościejewo
    Do Karniewa jednak było 14 km. Na tym odcinku zaczął dokuczać mi upał i piłem trochę więcej wody.

Mosaki - Stara Wieś

    Ucieszyłem się jak zobaczyłem ten las. Do celu zostało 12 km.

Z Wężewa do Gostkowa
    Dojechałem do rodziny. Tradycyjnie zatrzymywałem się co 5 km by napić się wody. Tym razem zjadłem tylko 2 batony. Tak się po prostu złożyło. Jechałem 6 godzin. W GPSie było pokazane, że czas jazdy wyniósł 5 godzin, ale postojów około godzinę. Zanocowałem, a następnego dnia przejechałem się trochę po gminie Krasne i oczywiście zwiedziłem znany mi Przasnysz, ale tym razem od rowerowej strony.


Cierpigórz

    Przasnysz to nie byle jakie miasto. Ludzie na spadochronach, lotniach, paralotniach, motolotniach, w szybowcach i jednopłatowcach są często widziani na niebie. O ile wiem, to za ok. 600 zł możesz wykonać skok spadochronowy z 4 km. Nigdy tego nie doświadczyłem.

Test ścieżek rowerowych i szlaków pieszo-rowerowych
Jest git.
Park miejski
Zespół klasztorny pasjonistów i kapucynek. Kościół św. Stanisława Kostki. 
Liceum ogólnokształcące
Rynek. Został niedawno temu odnowiony.
Kolej wąskotorowa. Lokomotywa Lxd2.
    Przez Przasnysz przebiega Mławska Kolej Dojazdowa. Pamiętam jak w Lesznie przejeżdżała wąskotorówka. Zwykle był to Lyd1 i Lxd2. Linia jest nieczynna od dawna, ale słyszałem, że mają już coś z tym zrobić.

Tu są tworzone rowery Kross
    W Przasnyszu stoi fabryka i siedziba firmy Kross. To tu zmontowali waszego Hexagona czy wcześniej - Granda.
    Co do gospodarstwa, to było tam nudno i tego się spodziewałem. Nie miałem co robić. Kręciłem się tu i tam. Zapomniałem, że przyjechałem tam z jeszcze jednego powodu - gości w Warszawie. Oj, jak nie znoszę jak przyjedzie pewna rodzinka na parę dni do niezbyt dużego mieszkania. Przez parę dni słyszałbym krzyki dzieciaków, kłótnie i nie mógłbym się podrapać. Na wsi mogłem sobie połazić po łąkach. Było upalnie, ale to dobrze. W niedzielę już się zachmurzyło. Zamierzałem wyjechać w poniedziałek. Goście w Warszawie odjechali już w niedzielę.

Fajnie, że niektóre półdzikie koty nie uciekają.
    Wyjechałem o 4:50. Dla mnie to rekord pod względem wczesnej godziny. Nie było ciemno ani mgliście. Było czuć wschód słońca, ale było schowane za chmurami. Wróciłem dokładnie tą samą trasą, ale nie jechałem przez Legionowo, a przez Nieporęt ulicą Płochocińską. Rano zjadłem płatki na mleku Corn Flakes i dalej piłem co 5 km, ale starałem się odkręcać butelkę w czasie jazdy. Zatrzymywałem się co 10 km na chwilę by zjeść herbatnika w polewie czekoladowej. To taki mój kolejny eksperyment - zamiast batonów co 30 km. Jechałem szybko, średnio 24-28 km/h. Za Pułtuskiem pedałowałem na tych zjazdach, więc miałem tam raz 47 km/h :-D. Po 60 km zacząłem czuć większy głód, więc zjadłem dwie bułeczki mleczne. Przejechałem znów 99 km. Po powrocie spojrzałem w GPSa. Jechałem 4 godziny i 1 minutę, w tym 21 minut i 46 sekund przerw! Ucieszyłem się nieźle. Niby taka strasznie długawa trasa z dzieciństwa, a jechałem dłużej o jedną godzinę niż PKS.

    Jeśli ktoś mieszka w okolicach Przasnysza, to niech mi napisze - czy była tam ferma strusi? Pamiętam, że coś takiego tam było.

    Oraz pytanie do Was - dokąd mógłbym się przejechać pociągiem na jeden dzień?

czwartek, 23 kwietnia 2015

Gmina Wieliszew

    Cześć! Jako, że była kiepska pogoda, to nie miałem okazji by gdzieś pojechać. Wiało, padało, było chłodno i pochmurnie. Postanowiłem dla odmiany pojechać pociągiem do pierwszej, lepszej miejscowości w województwie mazowieckim - do Radomia. Niby nic ciekawego tam nie ma, ale jest za to ok. 17 zabytków, 2 parki i zalew Borki. Nie pojechałem, bo miałem nieważną legitymację. Jakoś wyszło tak, że w ogóle nie pojechałem i teraz o tym nie myślę. To zniwelowało mi plan na napisanie czegoś tutaj.
    W końcu pogoda się polepszyła. Nadal trochę wiało, ok. 14 km/h, ale za to przejaśniało się i temperatura wyraźnie wzrosła. Narysowałem wieczorem na szybko jakąś trasę i przejechałem się następnego dnia przed południem. Trasa wiedzie przez powiat legionowski i zahacza o powiat nowodworski.

Czasem pod górkę, czasem zjazd.
    Wyszło mi 83,6 km. Przebieg trasy:

    Warszawa Białołęka>Jabłonna>Rajszew>Skierdy>Suchocin>Boża Wola>Nowy Dwór Mazowiecki>Okunin>Góra>Janówek Pierwszy>Krubin>Olszewnica Nowa>Kałuszyn>Skrzeszew>Wieliszew>Nieporęt>Rembelszczyzna>Warszawa Białołęka

    Pierwszy i najnudniejszy etap to pojechanie do Nowego Dworu Mazowieckiego. Byłem tam parę razy, ale bardziej przy granicy miasta, zatem to znana mi trasa. Jadę ulicą modlińską aż do jej samego końca. Niektórych to śmieszy jak słyszą ode mnie, że ulica modlińska wychodzi za Warszawę i zmienia się w wąską drogę.


    Długo to nie potrwało, aż dojechałem na miejsce. Po 30 km wjechałem w centrum miasta. Nigdy tam nie byłem. Miałem pod wiatr, jadąc na zachód i myślałem, że w drodze na wschód będę miał z wiatrem. Jak bardzo się myliłem...

Park miejski Wybickiego w Nowym Dworze Mazowieckim.
Parafia św. Michała Archanioła.
    Przejechanie przez miasto nie trwało długo. Dojechałem do Okunina i w końcu zobaczyłem to, co chciałem zobaczyć - trochę pól (i nieużytków rolnych...), słupów wysokiego napięcia i nawet pojawiło się niebieskie niebo z cumulusami. Przypomniały mi się wakacje na wsi w dzieciństwie.



    Dalej jechałem już prosto, na wschód, mijając parę wiosek. Po lewej domki, a po prawej łąki.



Skrzeszew.

Trudno jest zrobić zdjęcie nieba wraz z lądem aparatem cyfrowym z 2009 roku. Jeśli chcę sfotografować niebo, to ląd staje się czarny. Jeśli ląd, to niebo staje się białe. 
Parafia Przemienienia Pańskiego w Wieliszewie. Całkiem ciekawy ten czerwony dach.

     A na koniec - Zalew Zegrzyński!


    Następnego dnia o dziwo wyjechałem w kolejną trasę - na 95,8 km. Normalnie, to odpoczywałbym w domu, ale jednak pojechałem. Tym razem wyjątkowo z kolegą. Zrobiłem 3 zdjęcia. Postanowiliśmy przejechać się szlakiem zielonym do Góry Kalwarii.

    Przebieg (dla ciekawskich):

    Warszawa Ursynów>Kabaty w Warszawie>Kierszek>Julianów>Piaseczno>Zabieniec>Zalesie Górne>Nowinki>Krępa>Wojciechowice>Dobiesz>Baniocha>Kąty>Góra Kalwaria>Moczydłów>Wólka Załęska>Brześce>Kawęczyn>Turowice>Słomczyn>Konstancin-Jeziorna>Warszawa

Lasy Nadleśnictwa Chojnów. Miały w sobie pewien tajemniczy klimat.
Ogólnie, to przejechaliśmy 14 km lasami.
    Muszę się jeszcze pochwalić ostatnią rzeczą. Nosiłem okulary korekcyjne przez niecałe 8 lat. W okresie gimnazjum jakoś mnie to nie ruszało. W technikum zauważyłem, że mój wygląd znacznie się pogorszył. Jestem przykładem na stwierdzenie, że nie każdy wygląda dobrze w okularach. Fakt, że okulary nadają komuś osobowości i w oczach innych więcej punktów IQ. Chyba jestem wyjątkiem, bo w okularach wyglądałem nijako. W końcu przeniosłem się na soczewki. Na początku zakładanie zajmowało mi więcej niż godzinę, zdejmowanie trochę mniej, Teraz minął tydzień od noszenia soczewek miesięcznych. Mam 6 par, więc do końca września będę je nosić. Teraz zakładam je w ok. 10 minut, a zdejmuję jeszcze szybciej. Jestem zadowolony, bo w końcu wyglądam jak człowiek :D
    To tyle na dzisiaj :). W końcu robi się cieplej i zieleniej. Pociągiem prędko nie pojadę, ale już poszykuję coś na dłuższy dystans. Coś na 140-170 km. Być może Kałuszyn za Mińskiem Mazowieckim, gmina Tłuszcz albo łąki rozciągające się na 8 km! Im więcej km od domu, tym więcej zwiedzania. W maju planuję się przejechać do rodziny do Przasnysza rowerem. Tym razem od tej strony turystycznej. Jeśli ktoś chciałby się przyłączyć do tras, to nie ma problemu.