Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marzec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą marzec. Pokaż wszystkie posty

sobota, 25 marca 2017

Kampinoskie szlaki

    Robi się trochę cieplej. Trawa się powoli zieleni jak też i lekko krzaki. Wybieram się w tym czasie do gminy Kampinos. To już ostatnia, pożegnalna wycieczka na zachód do powiatu warszawskiego zachodniego! Gmina jest położona najbardziej na zachód. Za nią zaczyna się Sochaczew. Odwiedzę znów Kampinoski Park Narodowy, jakieś opuszczone wsie, wieś Kampinos, Niepokalanów i Żelazową Wolę.

Ponownie KPN!
Wyszło 85,5 km. Przebieg:

Teresin>Paprotnia>Stare Gnatowice>Zawady>Prusy>Podkampinos>Kwiatkówek>Kampinos A>Kampinos>Koszówka>Józefów>Granica>Bieliny>Karolinów>Bromierzyk>Łazy Leśne>Grabnik>Komorów>Łazy>Pasikonie>Wola Pasikońska>Strojec>Rzęszyce>Pindal>Krisztajnów>Budki Żelazowskie>Mokas>Dzięglewo>Żelazowa Wola>Strzyżew>Szczytno>Skarbikowo>Nowe Paski>Stare Paski>Topołowa>Teresin-Gaj>Teresin

    Wsiadłem do wcześniejszego pociągu, czyli o 09:24. Nadal było pusto. Co prawda nie było przedziału dla rowerzystów przy łączeniu składów, ale za to było dużo pustej przestrzeni. Ważność legitymacji jest bliska wygaszenia. Jest ważna do 31 marca. Trzeba będzie się przejechać do uczelni. Wysiadłem w Niepokalanowie o 10:14. Pojechałem tą samą ścieżką rowerową co na końcu poprzedniej wycieczki. Przedostałem się na drugą stronę drogi krajowej. Niebo się niebawem rozchmurzyło i w końcu mogłem zobaczyć błękit!

Przy Paprotni słupy wysokiego napięcia są pomalowane na zielono.
    Ruszyłem na północ, kierując się do wsi Kampinos. Niektórzy na puszczę Kampinoską mówią slangowo "Kampinos" - tym razem tu mam na myśli miejscowość. Tego dnia dosyć mocno wiało, bo 18 km/h z północy.

W oddali Zawady
    Droga do Starych Gnatowic okazała się być polna. Na szczęście powrotna jest asfaltowa. Założyłem nowe rękawiczki krótkie od Krossa. Wciąż było za zimno, więc zmieniłem szybko na zimowe. Naprawione słuchawki od razu się zepsuły :-/, więc przez cały czas jechałem w ciszy... po raz trzeci.

Rzeka Utrata
    W Zawadach jest ładna, spokojna droga asfaltowa z krawężnikami. Znalazłem się znowu w Podkampinosie i skręciłem na północ. Potem musiałem skręcić w lewo, by dojechać do Kwiatkówka i się wrócić. Inaczej musiałbym zrobić niepotrzebną pętlę. Robotnicy łatali dziury na drodze, a gdzieś w pobliżu jechał wąski walec. Objechałem osiedla domków w Kampinosie i dojechałem do jego centrum.

Skwerek w Kampinosie
    Było pustawo. Obok skwerku stoi drewniany kościół z XVIII wieku. Naprzeciwko niego, po drugiej stronie ulicy stoi pomnik przyrody - Dąb Stefan Wyszyński. Ma 398 cm obwodu i 28,5 cm wysokości. Nie wiem ile ma lat.

Kościół Wniebowzięcia NMP z 1782 roku.
Dąb Stefan Wyszyński
    Po Kampinosie pojechałem dalej na północ drogą asfaltową. Zaczęło się ostro z górki i niebawem wjechałem do obrębu Kampinoskiego Parku Narodowego. Skręciłem w prawo do Koszówki. Ubita droga była dosyć wygodna. Minąłem parę gospodarstw leśnych i droga się naprawdę pogorszyła. Mimo to wytrzymałem i wróciłem na asfalt.

Stawy w Józefowie
    Droga asfaltowa była dziwnie wąska. Po prawej stronie widziałem jakieś stawy. Jakiś kierowca zatrzymał się dokładnie tam, gdzie stałem. Pomyślałem, że potrzebuje pomocy lub myśli, że to ja potrzebuję, bo stoję. Wysiadł, spojrzał się na chwilę bez słowa i popatrzył na staw. Ja w myślach "eee, ok?" i ruszyłem. Pewnie sprawdzał czy rośnie już ryż :-D.
    W Józefowie wjechałem już na serio do puszczy. Tu jak zwykle nie miałem pewności czy będę jechać wygodnymi ścieżkami i przynajmniej trochę widocznymi. Na szczęście było szeroko. Zatrzymałem się pod wiatą i przebrałem się w spodenki. O wiele lepiej! Zjadłem też nowy baton proteinowy z Biedronki. Chyba takie nie nadają się na rower. Był dosyć syty. Powiem, że znowu pojechałem nieco na głodniaka. Nie było w sklepie żadnych przekąsek typu parówka w cieście, więc miałem tylko batony. Tak więc rozpoczęła się 20 kilometrowa jazda po puszczy. Jak dla mnie to rekord.

Szlak zielony do wsi Granica.
    Pierwsza wieś w puszczy to Granica. To jeszcze taka hmm... cywilizacja. Znajduje się tu leśniczówka, skansen, parking, cmentarz wojenny. Nikogo nie było.

Mapa Parków Narodowych. Przypomniały mi się lekcje przyrody w podstawówce.
Chatka Kampinoska z 1911 roku.
Cmentarz wojenny
    Pojechałem na północ żółtym szlakiem. Po drodze minąłem robotników jadących ciągnikiem. Wytworzyli ślady na niektórych krótkich piaszczystych odcinkach. Zjechałem w lewo ze ścieżki.



    Druga wieś w puszczy to Bieliny. Na moje oko wydaje się być opuszczoną wsią. Wszystko było zarośnięte. Stały przewrócone słupy niskiego napięcia. Czasami można było dostrzec stare fundamenty po opuszczonych gospodarstwach. Jakbym przeniósł się do 1935 roku, minąłbym 33 zamieszkane gospodarstwa po prawej stronie.

Opuszczony dom w Bielinach
    Znowu jechałem zielonym szlakiem. W pewnym momencie zauważyłem łosia, który biegł w podobną stronę co ja. O kurde! Przyspieszyłem i zaraz zniknął mi z oczu. Zapomniałem, że trzeba co jakiś czas klaskać, żeby dać znać łosiom i dzikom, że tu jestem i żeby się nie zbliżały. Tak więc uczyniłem. Zresztą i tak rower hałasował po wybojach. Dojechałem do dęba Powstańców 1863 roku.

Dąb Powstańców 1863 r.
    Dąb ma 250 lat i 420 cm obwodu. Podobno na jego konarach wieszano powstańców w czasie Powstania Styczniowego w 1863 roku. Dosyć przerażające. Ciągle się rozglądając za łosiem, wjechałem w łąki puszczy.

Gdzieś tam w oddali jest nieistniejące Karolinów.
    Spokojnie, to wciąż jest szlak zielony rowerowy. Szlak prowadził w cieniach tych drzew i zaraz znowu wjechałem w puszczę. Napotykałem strome wzniesienia.


    Trzecia wieś w puszczy to Karolinów. Całkowicie opuszczona. Znajduje się właśnie na tych łąkach. Nic tam nie ma, oprócz powalonych słupów na środkach łąk i fundamentów. Jest tam gdzieś opuszczony cmentarz ewangelicki, oraz miejsce zbrodni z 2002 roku. Brr, no nieciekawie. Na drodze były przewrócone drzewa. Według starej mapy z okresu międzywojennego, wieś Karolinów była całkiem rozwiniętą wsią z dużą ilością gospodarstw z rozgałęzionymi drogami. Teraz na mapie są same łąki, bagna i brak jakichkolwiek dróg. Większość wsi na terenie parku narodowego została wyludniona z powodu zostawienia w spokoju tego sporego ekosystemu, żeby człowiek tam nie ingerował. Zbliżając się, czułem narastający niepokój.

Okej, zawracam.
    Zawróciłem i dojechałem do czwartej wsi w puszczy - Bromierzyka. Też mi wygląda na opuszczoną wieś. Nie dostrzegłem żadnych budynków, oprócz kapliczki, którą pewnie ktoś odwiedza.

Kapliczka w Bromierzyku.
    Wjechałem w teren powiatu sochaczewskiego na początek wsi Farmułki Brochowskie. Tam już jest jakaś cywilizacja, co prawda rzadka. Słyszałem w oddali piłę mechaniczną. Pojechałem inną drogą i znowu dojechałem do szlaku zielonego. Jeszcze pozostały mi Łazy leśne i będę mógł pożegnać się z puszczą. W końcu wjechałem na częściej uczęszczaną drogę, która prowadzi na asfalt. Zjadłem drugiego batona proteinowego. Smakował jak Big Milk śmietankowy. Po nim czułem się tak, jakbym wypił parę szklanek mleka :-/. Powróciłem do cywilizacji. Odcinek przez Grabnik także okazał się być szlakiem zielonym.

Po Grabnikach

    Dojechałem na konkretny asfalt i jechałem dalej na zachód. Wiatr dawał się we znaki. Na puszczę mogłem już tylko popatrzeć z daleka. Pomarańczowy autobus szkolny rozwoził uczniów do domów.

Łazy
    Pozostało parę wsi na północy i wiedziałem, że asfalt znów się skończy. Są to Rzęszyce, Pindal, Krisztajnów i Budki Żelazowskie.

Strojec
    Wieś Pindal wydaje się być tylko jednym gospodarstwem, tak więc nic tu po mnie. Spodziewałem się w Krisztajnowie drogi asfaltowej, ale nie, nie było. Ostatnia prosta i teraz miałem już gwarantowany asfalt do końca trasy.


    Wjechałem do powiatu sochaczewskiego. O, patrzcie - znów szlak zielony! Po Mokasie i Dzięglewie dojechałem do Żelazowej Woli. Była po drodze. Tam w 1810 roku urodził się Fryderyk Chopin. Jednak po niecałym roku i tak przenieśli się do Warszawy. Można wejść na teren dworku za 4 zł, niestety bez roweru. Tak więc na moje warunki mogłem sobie pozwolić na to zdjęcie:

Za ogrodzeniem Dom Urodzenia Fryderyka Chopina.
    Wracałem na południowy wschód do Niepokalanowa. Przed Szczytnem miałem ostry zjazd nad rzeką Utrata. I oto ostatnia miejscowość powiatu - Skarbikowo! Super!

Ostatnia miejscowość gminy i powiatu warszawskiego zachodniego!
    Przejechałem na drugą stronę drogi krajowej i jechałem obok wielkich hali dla tirów. W Niepokalanowie poczekałem na pociąg. Niby miał się zjawić za parę minut, ale ani widu ani słychu. Poczekałem na następny. Zaczęło słońca brakować, a ja zacząłem trząść się z zimna. Zadzwonił dzwon w bazylice. Jak widać, spodenki w taką temperaturę mogą się już powoli nadawać do jazdy, ale nie do stania.
    To by było na tyle. Cały powiat warszawski zachodni zaliczony! Przejechałem jego każdą miejscowość, a jest ich 158. Począwszy od Łomianek, kończąc w Skarbikowie niedaleko Żelazowej Woli. Fakt, niektóre wsie są opuszczone od dawna i nie wiadomo czy mogą się zaliczać, ale dmuchałem na zimne i jednak tam pojechałem.

Oto wszystkie ślady po powiecie warszawskim zachodnim, oprócz niektórych krótkich:

wtorek, 28 lutego 2017

Błoto jak się patrzy

    Minął styczeń i luty pod osłoną śniegu i lodu - zwłaszcza ubitego śniegu, który jest bardziej śliski od lodu. 1 stycznia był bez śniegu i mrozu. Wtedy wybrałem się na rower. Zaraz następnego dnia zaczęła się konkretna zima. Chodniki śliskie jak gołoledź, aż strach chodzić. 10 stycznia zaliczyłem pierwszą glebę. Na lodowej ścieżce rowerowej stała rodzinka i na nic nie zdały się sygnały dźwiękowe. Hamulce nie działały z górki, wywaliłem się, przejechałem na tyłku 4 metry, wstałem, otrzepałem się, a oni dalej się gapili i nawet nie ruszyli z miejsca. Grr, nie było sensu tracić nerwów i pojechałem dalej. Dopiero w połowie lutego stopniał śnieg. Przy tym przyszły wietrzne dni, które przeczekałem. W sumie dalej będzie mocno wiać, tylko właśnie wczoraj wiało 10-14 km/h. Akurat takie okienko postanowiłem wykorzystać na zwiedzenie gminy Błonie, czyli na przejechanie 33 miejscowości.

Sarny w Radonicach
Wyszło 95,8 km. Przebieg:

Płochocin>Józefów>Rokitno-Majątek>Rokitno>Łąki>Żukówka>Radonice>Stare Faszczyce>Konstantów>Nowe Faszczyce>Witanów>Bieniewice>Dębówka>Boża Wola>Żaby>Bieniewo-Wieś>Boża Wola>Marysinek>Bieniewo-Parcela>Cholewy>Nowy Łuszczewek>Stary Łuszczewek>Rochaliki>Wawrzyszew>Pass>Górna Wieś>Nowa Górna>Wola Łuszczewska>Bramki>Nowa Wieś>Piorunów>Błonie-Wieś>Błonie>Białuty>Radzików>Białutki>Wąsy-Wieś>Wąsy-Kolonia>Łaźniewek>Witki>Łaźniew>Kopytów>Błonie

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1FREdQEclWcs9PUAslZOdxmFgsVs&usp=sharing

    Wyruszyłem pociągiem ze stacji Warszawa Stadion o 7:24. Na początku miałem wybrać pociąg o późniejszej godzinie, wiedząc, że na ten wcześniejszy nie będę miał szans. Okazało się, że spóźnił się o 6 minut, więc zdążyłem bez pośpiechu wsiąść. Ojej, ile osób w pociągu. Nawet przedziały dla rowerzystów były zapchane ludźmi bez roweru i bagażu. Wsiadłem, ktoś powiedział "Ooo, jeszcze rowerzysty by tu brakowało.". Nom, przyszedł do was najgorszy koszmar w rozmiarze 28 cali i będzie was gnębić, dopóki nie wysiądziecie, dwunożni. Stałem przy drzwiach, przepuszczając każdego i na stacji Warszawa Śródmieście wszyscy wysiedli. To tylko 2 krótkie przystanki dalej. Pociąg pozostał pusty. Kontroler dopiero się zjawił, kiedy wychodziłem. Wysiadłem o 8:04 na stacji Płochocin. Byłem w Płochocinie na poprzedniej wycieczce, więc dobrze jest wysiąść w znanej mi miejscowości. Od razu słuchawki od komórki przestały działać. Nie z powodu braku zasięgu lokalnych stacji radiowych, a po prostu mógł się kabel uszkodzić z powodu długiego czasu użytkowania. Czasami jak nim poruszałem, to mogłem usłyszeć muzykę. Czasami była w kiepskiej jakości. To oznaczało, że przez połowę jazdy nie słuchałem niczego i przez to jakaś piosenka w myślach mi grała w kółko i nie mogłem jej zatrzymać. Muszę kupić nowe słuchawki :-/.

Wszędzie mokre pola
    Zastałem pochmurną pogodę, 5'C i mokre pola. Lekki wiatr wiał z południowego zachodu. Niektóre pola wyglądały jak staw. Obawiałem się, że w niektórych miejscach zabraknie mi asfaltu.

Rokitno
    Mijałem bogate i czasem biedne działki. Sporo sierpówek się kręciło po każdej wsi. Prawie wcale nie widziałem zwykłych gołębi, a tylko sierpówki. Bywały też bażanty. Widziałem siedzące na bramie czyjejś posesji trzy perliczki. Kiedyś były u mojej rodziny hodowane.

Żukówka
    Nie patrzyłem dokładniej na prognozę pogody pod względem zachmurzenia. Miałem nadzieję na przejaśnienie. Goniły mnie dwa pieski. Jeden z nich dosyć długo mnie gonił. Obawiałem się, że jeszcze go zgubię. Na chwilę wjechałem do powiatu pruszkowskiego po to by skręcić na zachód. Na początku zwiedzałem południową gminę Błonie.

I znowu do Żukówki
    Jadąc do Starych Faszczyc widziałem dwie sarny, które przebiegły mi drogę. Za ogrodzeniem psy czujnie wypatrywały uciekające sarny. 20 km szybko minęło. Wziąłem ze sobą 3 batony, 2 parówki w cieśnie z Biedronki, wodę mineralną (od jakiegoś czasu oligocenka w mojej okolicy jest zamknięta z powodu chyba remontu) i termos z gorącą herbatą, ale tylko z jednej szklanki.

Na skróty do Starych Faszczyc
    Wszystko przebiegało świetnie, gdy po Nowych Faszczycach skończył się asfalt. Zaczęło się błocko ze sporymi kałużami. Cały napęd już ubłocony. Musiałem przez nie iść. Nie podpisywałem się do jazdy XC. Dobrze, że nazywają nawet takie polne drogi i wciąż miałem zimowe buty. To była droga Akacjowa. Trochę straciłem na czasie.
    W Bieniewicach budują jakiś wysoki magazyn. Przejechałem przez tory i po Witanowie drugi raz.

Widok na Bramki
    Wjechałem na chwilę do powiatu grodziskiego. Po Bożej Woli zastałem znowu błoto. Przez pewien czas było dosyć ubite na środku drogi. Potem już znowu musiałem zejść i iść. Tym razem mniej się ubłociłem.

Słupy wysokiego napięcia w Bożej Woli.
    W Bieniewie-Wsi powróciła normalna droga. Przejechałem przez tory, a przy torach kot. "Kici, kici" - No cóż, zwiał :-(. Skręciłem w prawo do Bieniewo-Parcela. O nieee, znowu błotnista laguna! Było znowu mocne błoto jak na pierwszym błotnistym odcinku. Trochę minęło czasu zanim się skończyło i trochę mnie to zmęczyło. Zacząłem na te podmokłe pola patrzeć z przerażeniem.

Droga krajowa nr 92 w Marysinku
    Pora na północną część gminy! Zanim do tego dojdzie, dojechałem na zachodni skraj drogą krajową. Przez cały czas był ciąg pieszo-rowerowy jak pokazuje zdjęcie. Po 40 km zjadłem parówkę w cieście. Nadal są świetne następnego dnia. I tak biorę trochę więcej jedzenia niż zwykle. Nie oznacza, że to wszystko zjem.

Do Cholew
    W okolicach brakowało drzew. Było dużo pól. Przejechałem przez rzekę Utrata.

Rzeka Utrata
    Są ładne oznaczenia dla dostawców, które przed pobocznymi drogami pokazują do jakich numerów działek dojadą. Do jednej z nich skręciłem. Wiedziałem, że to może być mój ostatni odcinek prawdopodobnie niewygodnej drogi. Zaczął się trzeci błotnisty odcinek... tym razem było sporo błota! Buty aż się ciężej od niego odrywały i zrobiły się cięższe od nagromadzonego błota. Przynajmniej wszystko w środku pozostało suche. Takie uroki w okresie jesienno-przedwiosennym, kiedy trudno jest powrócić do domu z suchym rowerem.
    Zaczęło powoli wychodzić słońce i jechałem w kierunku wschodnim aż do Wawrzyszewa. Na wygodnej, pustej drodze były niezłe otwarte tereny polne, a co za tym idzie - śpiewy skowronków. Dojechałem do Pass. Ta miejscowość jest na podwyższonym terenie. Jest tam parę bloków i żółto-biały pałac z 1830 r. Minąłem sporo wielkich hali dla kierowców tirów. 

O, w końcu trochę zieleni!
    Znowu jadę na zachód. Tym razem na krócej. W Nowej Górnej zacząłem znowu jechać na drogę krajową. Mam nowe błotniki. Są to SKS Velo 55 Cross. Świetnie się sprawują :-D. Są długie, na 28 cali, wytrzymałe i od dobrej firmy. Początkowo chciałem kupić Kross Merlin. Może po jakimś czasie dokupię do niego wsporniki. Są sprzedawane oddzielnie.

Dolne Miasto
Wola Łuszczewska
    Na wjeździe do drogi krajowej widziałem na poboczu spalony samochód. Została tylko karoseria i metalowe elementy siedzeń. Wygląda na świeżo spalony, bo przejeżdżając obok, czułem podmuch gorącego powietrza. Pojechałem na chwilę do Bramek i wtedy jechałem już drogą krajową aż do Błoni, gdzie zaraz skręcę na północno-wschodnie miejscowości.

W drodze do Błoni wzdłuż drogi krajowej.
    Podoba mi się klimat dróg krajowych. Tętnią życiem, droga jest wyżej, są dłuższe rowy, sklepy, stacje benzynowe, jakieś firmy i być może ścieżki rowerowe obok. Ten ciąg pieszo-rowerowy był dosyć wąski, a paru pieszych się zobaczyło. Dojechałem do granicy Błoni, poczekałem na światła zielone dla pieszych i zacząłem jechać na północ. Trochę jeszcze parę tirów wyjeżdżało z drogi krajowej. Znowu przejechałem nad rzeką Utrata. 

Nawet niezłe zdjęcie. Wciąż mokre pola.
Rzeka Utrata na wschód.
    Jechałem ładnym, wygodnym asfaltem. Jak zwykle pusto na takich drogach. Nawet przejechałem przez Wąsy-Wieś i Wąsy-Kolonia, które znajdują się w gminie Leszno. W Wąsach-Kolonia zjadłem drugą, ostatnią parówkę w cieście i dopiłem do końca herbatę.

Kończą się Białuty - zaczynają się Białutki i Radzików.
Wąsy-Kolonia
    Pokręciłem się po Łaźniewku i Witkach. Zaczął się ostatni odcinek drogi nieutwardzonej. Tym razem błoto było już twardsze, więc po chodzeniu mogłem wcześniej wsiąść i dalej jechać. Na całej wycieczce łącznie wyszło 7,11 km błotnistych odcinków. Wróciłem na drogę krajową, by bezpośrednio dojechać do Błoni. Tam wsiądę do powrotnego pociągu. DDRiP w niektórych krótkich odcinkach znikała. Dojechałem do Błoni. Są bloki, kamienice, niektóre ulice z bruku. Jest ładny rynek z fontanną, która jak na tę porę roku jest jeszcze wyłączona.

Ratusz w Błoniu z 1843 r. 
Kościół św. Trójcy
    Przejechałem przez jakiś nowy park. Jest to Park Bajka. Wygląda bardzo fajnie! Są wielkie szachy z wielkimi pionkami, wielkie leżaki, zniekształcone lustra i wiele innych. Trzeba będzie chyba wybrać się tam drugi raz w celu dokładniejszej relacji.

Park Bajka
    Dojechałem na stację kolejową Błonie. Kupiłem bilet w biletomacie, który stoi przy pierwszym peronie. Nie musiałem spieszyć się na konkretny pociąg jak to było z powiatem piaseczyńskim, kiedy pociągi pojawiały się co godzinę, a po 15-stej następny był dopiero o 17:44. Tutaj przejeżdżają w każdej godzinie i chyba co pół godziny. Wróciłem pociągiem, który przyjechał o 15:52. W pociągu było pustawo, choć zdarzali się nieproszeni goście w przedziale dla rowerzystów.
    W końcu przejechałem się tą trasą. Uff, szkoda, że trochę się naczekałem. Przeczuwałem, że styczeń i luty będzie tak samo łagodny jak rok temu. Tak czy siak, pożegnaliśmy się ze śniegiem i następnym razem pozwiedzam Leszno (około 7 kilometrów na północ od Błonia) i okolice. Możliwe, że wjadę do Kampinoskiego Parku Narodowego.

piątek, 25 marca 2016

Zachodni kraniec Tarczyna

    Cześć! Przez ten marzec mało jeździłem na rowerze z powodu oczekiwania na paczki, w których dostałem klucz do korby. Potem w Decathlonie kupiłem klucz do suportu, a potem zamówiłem suport i musiałem kolejne parę dni czekać. W międzyczasie zamówiłem na początku marca 6 par soczewek miesięcznych, ale facet miał problemy z wysyłką i czekałem już 3 tygodnie i teraz czekam na zwrot. Tymczasem zamówiłem jedną parę soczewek, bo wtedy mi się skończyły. W rowerze wymieniłem suport na nowy i przeczyściłem łańcuch. Teraz już rower działa świetnie i nic nie gruchocze! Jeszcze trochę, ale bardzo trochę ocierają hamulce tarczowe o obręcze, ale da się to wyregulować, tylko muszę o tym poczytać.

Wola Przypkowska jako okładka wpisu :-D
    Wybrałem się znów w rejony Tarczyna, by zwiedzić tam pozostałe miejscowości. Wcześniej zwiedziłem te wschodnie, czyli bliżej. Wczoraj (24.03) zwiedziłem te na zachód od drogi krajowo-europejskiej, czyli 7E77.

Wyszło 101,6 km. Przebieg:

Ustanów>Krupia Wólka>Piskórka>Łoś>Korzeniówka>Prace Małe>Maryłka>Kotorydz>Grzędy>Wola Przypkowska>Przypki>Księżak>Janówek>TARCZYN>Drozdy>Marianka>Nosy>Suchodół>Borowiec>Jeżewice>Suchostruga>Borowiec>Many>Popielarze>Julianów>Wólka Jeżewska>Werdun>Bystrzanów>Jeżewice>Świętochów>Cieśle>Rembertów>Księżowola>Pamiątka>Podole>Las Lesznowolski>Chudowola>Wilcza Wólka>PRAŻMÓW>Wola Prażmowska>Ludwików>Wągrodno>Bronisławów


    Zmusiłem się rano, by zjeść trochę płatków na mleku. Jak zwykle wsiadłem do pociągu na stacji Warszawa Stadion, tylko tym razem o 06:54, jako, że dni są już dłuższe i o 5:30 już jest jasno. Znalazłem przedział dla rowerzystów i mogłem sobie usiąść. Wysiadłem, jak ostatnio, na stacji Ustanówek. Przez cały dzień było słonecznie, tylko zimnawo. W cieniach było zimno, a na słońcu grzało. Chciałem wybrać drogę na skróty, ale dwa razy się zawiodłem, bo drogi między działkami prowadziły donikąd. Na szczęście były bardzo krótkie. Dojechałem do gminy Tarczyn tą samą drogą przez gminę Prażmów, więc nie robiłem zdjęć. Tym razem chciałem zwiększyć swoją średnią, więc jechałem tak z 22-28 km/h. Przez cały dzień wiatr nie dawał się prawie w ogóle we znaki. Chyba, że jechałem na północ, ale tylko na chwilę tak bywało. Dojechałem do tej drogi krajowo-europejskiej i wtedy zaczęły się nowe tereny.

Przypki
    Od razu zaczęły się tereny pagórkowate, różne wzniesienia. Często miałem z górki, bez pedałowania. Zwykle nie noszę kurtki przeciwdeszczowej, ale wziąłem ją, by nie było mi zimno na stacji. Po 25 km zdjąłem ją.

Kościół w Księżaku
Widok na Nosy
    Z Janówka do Tarczyna miałem całkiem nieźle z górki. Odwiedziłem drugi raz Tarczyn i tym razem znalazłem się przy kościele i rynku, gdzie znajduje się pomnik/fontanna w kształcie wielkiego jabłka.

Kościół św. Mikołaja Biskupa i Męczennika w Tarczynie
Chwała Wielkiemu Jabłku. Czy to jednak ma związek z sokami Tarczyn?
    Jechałem ścieżką rowerową z czerwonej betonowej kostki brukowej. Przejechałem obok targowiska i po tym skręciłem na niewygodną, piaskową drogę przy stawach.

Drozdy
    Mijałem sady, gdzie gonił mnie pies. Wjechałem na drogę 876, która prowadzi na zachód i na sam kraniec tego powiatu. Musiałem tylko trzy razy zboczyć z trasy, ale tak to trzymałem się tej drogi. W Nosach przejeżdżałem przez las, w którym myśliwi strzelali :-O. Kiedyś usłyszałem w wiadomościach, że myśliwi pomylili człowieka ubranego w jaskrawe ubrania ze zwierzęciem. Tak czy siak, nie zostałem postrzelony. Nie widziałem żadnego myśliwego, a słyszałem strzały tu i tam.

Stara ciężarówka w Suchostrudze
SM31 z PKP CARGO w Popielarzach
    Miałem jechać ulicą Kubusia Puchatka w Borowicach, ale odpuściłem, bo w tej miejscowości dwa razy się pojawiłem, a tamta ulica to nic innego jak droga gruntowa. W końcu dojechałem do upragnionego Julianowa. To jest zachodni kraniec powiatu piaseczyńskiego. Najdalej od wszystkiego :-D.

Julianów
    Po Julianowie jechałem już na wschód, czyli wracałem już powoli do stacji kolejowej. Zostało 7 wsi do zwiedzenia i 40 km do mety. Jechałem przez południowe wsie.

Wólka Jeżewska
Ładny las z górkami w Bystrzanowie
...i znów z górki.
    Wjechałem do następnego lasu, gdzie niestety było trochę piachu na drodze. Na szczęście przez większość lasu jechałem, a nie szedłem.

Och!
Tu jednak musiałem iść.
    Po Świętochów słyszałem już drogę krajowo-europejską. Przejechałem przez Cieśle, Rembertów, Księżowolę i Pamiątkę i to były ostatnie miejscowości do zwiedzenia.

O, jakiś blok! Księżowola.

    Przejechałem na drugą stronę tej ruchliwej drogi i musiałem iść poboczem, bo mimo, że były pasy, to żadnych chodników nie było. Zostało 20 km do mety. Wracałem przez powiat grójecki do Prażmowa. Okolice wyglądały tak samo, tylko było w nich mniej cywilizacji.

Las Lesznowolski
W końcu Wilcza Wólka - gmina Prażmów.
    Dojechałem do miasteczka Prażmów i spojrzałem na godzinę. Była około 13:30. Najbliższy pociąg miał się pojawić o 15:09, a kolejny o... 18:45. Zostało 10 km, więc wiedziałem, że w niecałe pół godziny zdążę, ale mimo tego i tak jechałem szybciej. Wracałem tą samą drogą jak w poprzednim wpisie (tam, gdzie goniły mnie pieski, które były z dziadkiem na polu). Na stacji czekałem godzinę na pociąg, bo tak szybko się pojawiłem. Zapomniałem dodać, że na drogę, oprócz batonów, zabrałem 6 ciastek z gyros z Biedronki. Smakują jak kebab :-D. Zjadłem w trasie tylko jeden, a na tej stacji dwa. Wróciłem do domu. Nie byłem jednak w stanie pójść na Wielki Czwartek do kościoła.
    Jestem ucieszony, że jechałem szybciej. Na pewno w jesieni i zimie jeździ się jakoś ciężej. Następna wycieczka powinna być na gminę Prażmów lub zacznę już powoli zwiedzać powiat miński. Okolice Sulejówka i Halinowa są blisko i wciąż pozostaje tam sporo miejscowości do zobaczenia.

Wesołej Wielkanocy!