Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zachód. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zachód. Pokaż wszystkie posty

sobota, 13 maja 2017

Łowicz

    Co się działo z tym początkiem maja? Było całkiem zimno, wietrznie i deszczowo. Niska temperatura mi nie przeszkadza. Chodzi o silny wiatr i ciągły deszcz. Ostatnio się polepszyło i jako, że skończył się kwiecień, który zarezerwowałem jako "miesiąc niezwiedzania gmin", to już w niedzielę lub poniedziałek wybiorę się do północnej gminy Dobre w powiecie mińskim. Trzeba dokończyć tamten obszar, w którym byłem ostatnio we wrześniu. Patrząc na poprzednie maje - były dosyć aktywne. Trzeba będzie to nadrobić.
    Nie mogłem się doczekać niedzieli, więc w międzyczasie niestandardowo pojechałem do Łowicza. Tego dnia wiał wiejący 29 km/h wiatr na zachód przez cały dzień. Postanowiłem to wykorzystać i wyjechać z domu, przebić się przez Warszawę (grr...), zobaczyć na własne oczy Łowicz i jego rynek i wrócić pociągiem do domu. To będzie mój pierwszy raz, w którym wyjadę z województwa mazowieckiego i wjadę do innego.

Pierwsze pola na zachód od Warszawy
Wyszło 97,7 km. Przebieg:

Warszawa>Blizne Łaszczyńskiego>Szeligi>Macierzysz>Wieruchów>Strzykuły>Kaputy>Umiastów>Pogroszew>Koprki>Józefów>Rokitno-Majątek>Rokitno>Błonie>Bieniewice>Bronisławów>Regów>Kaski>Szymanów>Aleksandrów>Czerwona Niwa>Czerwona Niwa-Parcel>Różanów>Humin>Kolonia Bolimowska-Wieś>Bolimów>Łasieczniki>Nieborów>Bąkowiec>Mysłaków>Zielkowice>Łowicz

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1TEUIi_CIWYwzZMZPInW4QWGP-XQ&usp=sharing

    Wyjechałem o 7:00. Zaczął się mój nieulubiony etap, czyli przebijanie się przez Warszawę. Postanowiłem pojechać tą samą drogą, kiedy w listopadzie zwiedzałem gminę Stare Babice. Jest to droga 629. Na ulicy było tak samo pusto jak poprzednio. Jednak jakiś spieszny gość już zdążył na mnie zatrąbić, grr. Skręciłem łagodnie w prawo na 528 i już mogłem nacieszyć się ścieżką rowerową do samego końca miasta. Długo się nie nacieszyłem, bo zastałem całą rozwaloną i zablokowaną drogę z chodnikami obok. Okazało się, że rozszerzają drugą linię metra i zaczęli to robić jakieś 2 tygodnie po mojej ostatniej tu wizycie, 8 listopada. Czasami były przejścia dla pieszych. Pojechałem przez podwórko i zaraz skończył się plac budowy. Zaraz znowu się pojawiła zablokowana droga i to na dłużej. Pojechałem równolegle przez następne podwórka i po nich skończyła się budowa. Jacyś pijacy rzucili "Ej, ty! Zobacz no, coś ci z łańcuchem się stało!". Patrzyłem niewzruszenie przed siebie... no dobra, potem na chwilę spojrzałem w dół na łańcuch. Spodziewałem się, że to tylko żarcik.
    Warszawa wraz ze ścieżką rowerową się skończyła i pojechałem drogą serwisową wzdłuż S8 do Szeligi. Tak więc znowu znalazłem się w powiecie warszawskim zachodnim. Przejechałem przez Strzykuły. Ostatnio byłem tam w grudniu i to był pierwszy raz. Przy ciągu pieszo-rowerowym stoją dwie tablice. Pierwsza pokazuje popularne polskie ptaki, a druga roślinność.

Wygląda znajomo. Tym razem jest to druga tablica.
    Chciałem wejść na taką górkę przy placu zabaw w Umiastowie, lecz właśnie teraz koparki ją rozwalały. Pojechałem na południe za drogą 92. Na pustej, lokalnej drodze z naprzeciwka stała ciężarówka i w oddali zbliżał się samochód. Miał stojącą ciężarówkę po swojej prawej stronie, więc powinien się zatrzymać i mnie przepuścić, bo właśnie przejeżdżałem. Nie! Postanowił ją minąć i przy okazji mnie niemalże spychając na trawę.

W oddali komin w Mosznie.
    Przejechałem przez Błonie przez podwórkowe okolice. Nie sądziłem, że jeszcze tu zajrzę.

Błonie
    W Bieniewicach jest przejazd kolejowy. Trochę poczekałem z innymi samochodami aż podniosą się szlabany. Powoli jechał pociąg KM i po przerwie szybki IC. Po Bieniewicach zaczęły się dla mnie nowe tereny. Wjechałem do powiatu grodziskiego.

Początek powiatu grodziskiego.
    Powitały mnie liczne, żółte pola rzepakowe i mało wygodne drogi asfaltowe. Przez cały dzień było bezchmurnie. Z czapki, komina, rękawiczek zimowych, bluzy rowerowej i długich spodni przesiadłem się na koszulkę, spodenki i rękawiczki letnie.

Pola rzepakowe.
    Rolnicy robili coś przy swoich polach. Zauważyłem idealnie zaorane pola w szlaczki w kształcie trapezów. Zupełnie jak na początku maja w gminie Zakroczym rok temu. Zatrzymałem się w Kaskach. Jest tam charakterystyczny placyk z ławkami i przystankiem autobusowym.

Parafia św. Piotra i Pawła w Kaskach.
    Pisałem o pojechaniu z Małkini Górnej do granicy Polski z Białorusią. Miałem tam pojechać z kolegą i wrócić pociągiem. Jednak kolega nie miał czasu i oczekiwał na dzień z idealną pogodą. Takie idealne bezwietrzne, słoneczne dni nie występują tak często, hmm? Z związku z tym nie pojedziemy, albo za miesiąc. Przez zmiany decyzji i kompromisy straciłem parę dobrych dni, siedząc w domu.

Coraz dalej na zachód.
W oddali kościół w Szymanowie.
    Znalazłem się w powiecie sochaczewskim i zobaczyłem w oddali kościół w Szymanowie. Przód wygląda ciekawie i staro. Został zbudowany w 1667 roku - tak jest napisane na fasadzie. W 1907 roku został rozbudowany. Wygląda na to, że nic mu się nie stało podczas wojen, uff.

Kościół Wniebowzięcia NMP w Szymanowie.
    Przy polach rzepakowych pojawiło się nowe rondo i ciągi pieszo-rowerowe. Za chwilę się skończyły.

Ciąg pieszo-rowerowy
    Wjechałem do powiatu żyrardowskiego. To wciąż jest województwo mazowieckie. Przejechałem na drugą stronę drogi 50. Przecinała mi drogę. Tereny głównie składały się z wielkich pól. Po niedługim czasie nastał ten magiczny moment. Wyjechałem w województwa mazowieckiego i wjechałem do województwa łódzkiego! Wcale się nie spodziewałem jakiejś zmiany jak fioletowa trawa i drzewa rosnące do góry nogami... Minus taki, że nie było znaku informującego o zmianie województwa. Był tylko znak, że wjechałem do powiatu skierniewickiego, a nie wiedziałem czy to wciąż województwo mazowieckie.

Przynajmniej zrobiłem zdjęcie temu witaczowi.
Rzeka Rawka
    Graffiti na przystankach zmieniło swoją treść z Legii do jakiegoś RTS i Widzew. Przejechałem przez Bolimów, a w nim kościół św. Trójcy też z 1667 roku.

Bolimów.
    Wjechałem w tereny leśne. Od początku wycieczki robiłem zdjęcia w innym trybie. To tryb automatyczny, który sam dobiera parametry. Jak dla mnie, to zdjęcia nieostro wychodziły. Aparat skupiał ostrość na jakimś losowym punkcie :-(. Zmieniłem tryb na ten, który używałem zawsze.

Południowy jogging w lesie.
Tu już wyszło ostro.
Przypomina mi się Annopol niedaleko Przasnysza.
    Wjechałem do powiatu łowickiego. To w nim gdzieś znajduje się ten Łowicz :D. Heh, był Tarczyn, Warka to teraz Łowicz. Przez cały czas jechałem żółtym szlakiem rowerowym. Najpierw muszę zrobić objazd, by nie wjechać na drogę krajową. Musiałem pojechać z przeszkadzającym silnym wiatrem bocznym.

Powiat łowicki wita wraz z żółtym szlakiem.
    Przejechałem przez Bąkowiec i Mysłaków. Przede mną przejazd kolejowy z już opuszczonymi szlabanami. Przez długi czas nic nie jechało i wtedy w ekspresowym tempie przejechał pociąg IC. W Zielkowicach pozostał mi jeszcze jeden przejazd. Przejechał pociąg w nieznanym mi malowaniu. No tak - to inne województwo, więc jeżdżą inne przewoźniki. Przejechał stary EN57 w malowaniu szarym-czerwonym-czarnym. To właśnie jest pociąg Przewozów Regionalnych.

EU07 i EN57
    Po przejechaniu dwóch pociągów, szlaban wciąż stał opuszczony przez około 5 minut. Pomyślałem, że będzie jeszcze trzeci pociąg, jednak podniósł się i mogłem jechać dalej. W końcu dojechałem do Łowicza od innej strony!

Hurra!
    Wjechałem na rynek i postanowiłem go obejść na piechotę. Jest ładnie. Co tu dużo mówić. Pootwierane restauracje, kawiarnie, lodziarnie ze stolikami na zewnątrz.

Pomnik papieża na tle bazyliki katedralnej.
Kościół MB Łaskawej i św. Wojciecha. Przypomina archikatedrę Niepokalanego Poczęcia NMP w Hawanie.
Bazylika katedralna Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja
Ratusz Łowicza
Muzeum
    Po rozejrzeniu się po rynku, przeszedłem się w stronę dworca kolejowego. Już wiedziałem, że biletomat będzie stać w budynku. Od 2013 można chodzić z rowerami po dworcach, tunelach, kładkach i peronach, więc bez obaw. Przed dworcem remontują ulice i chodniki. W środku nikogo nie było. Kasa była zamknięta. Chłodno jak w kościele. Stał błyszczący się biletomat i mogłem też spojrzeć na rozkład jazdy. I tak miałem już na kartce zapisane przyjazdy pociągów, więc mogłem wybrać odpowiednią godzinę ważności biletu. Dlaczego teraz będę tak robić? Różne sytuacje jak takie, kiedy biletomat stoi z dala od rozkładu jazdy i peronów i trzeba się wracać do niego. We wtorek w deszczowy dzień przeszedłem się rano z Warszawy do Legionowa i wróciłem pociągiem. Najpierw doszedłem do biletomatu, żeby zauważyć, że nie ma nigdzie rozkładu jazdy. Wtedy wlazłem na peron, by go przeczytać i zawróciłem do biletomatu, by kupić bilet i z powrotem na ten sam peron. W ten sposób pociąg o około 10-tej mi uciekł.
    Wracając do Łowicza - pociąg będzie dopiero o 13:50 i wiedziałem o tym. Oczywiście wróciłem turbokiblem KM. Mają tutaj końcową stację. O, przyjechał pociąg Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. Oczywiście w Warszawie zebrało się sporo osób bez roweru do przedziału dla row... ech, dam sobie spokój. Tak czy siak, z ich powodu miałem mały problem z wyjściem z pociągu. Wycieczka była fajna, choć nie lubię zachodu. Znowu będę jeździć w ulubione kierunki i mam nadzieję, że maj będzie bardzo aktywny.

wtorek, 28 lutego 2017

Błoto jak się patrzy

    Minął styczeń i luty pod osłoną śniegu i lodu - zwłaszcza ubitego śniegu, który jest bardziej śliski od lodu. 1 stycznia był bez śniegu i mrozu. Wtedy wybrałem się na rower. Zaraz następnego dnia zaczęła się konkretna zima. Chodniki śliskie jak gołoledź, aż strach chodzić. 10 stycznia zaliczyłem pierwszą glebę. Na lodowej ścieżce rowerowej stała rodzinka i na nic nie zdały się sygnały dźwiękowe. Hamulce nie działały z górki, wywaliłem się, przejechałem na tyłku 4 metry, wstałem, otrzepałem się, a oni dalej się gapili i nawet nie ruszyli z miejsca. Grr, nie było sensu tracić nerwów i pojechałem dalej. Dopiero w połowie lutego stopniał śnieg. Przy tym przyszły wietrzne dni, które przeczekałem. W sumie dalej będzie mocno wiać, tylko właśnie wczoraj wiało 10-14 km/h. Akurat takie okienko postanowiłem wykorzystać na zwiedzenie gminy Błonie, czyli na przejechanie 33 miejscowości.

Sarny w Radonicach
Wyszło 95,8 km. Przebieg:

Płochocin>Józefów>Rokitno-Majątek>Rokitno>Łąki>Żukówka>Radonice>Stare Faszczyce>Konstantów>Nowe Faszczyce>Witanów>Bieniewice>Dębówka>Boża Wola>Żaby>Bieniewo-Wieś>Boża Wola>Marysinek>Bieniewo-Parcela>Cholewy>Nowy Łuszczewek>Stary Łuszczewek>Rochaliki>Wawrzyszew>Pass>Górna Wieś>Nowa Górna>Wola Łuszczewska>Bramki>Nowa Wieś>Piorunów>Błonie-Wieś>Błonie>Białuty>Radzików>Białutki>Wąsy-Wieś>Wąsy-Kolonia>Łaźniewek>Witki>Łaźniew>Kopytów>Błonie

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1FREdQEclWcs9PUAslZOdxmFgsVs&usp=sharing

    Wyruszyłem pociągiem ze stacji Warszawa Stadion o 7:24. Na początku miałem wybrać pociąg o późniejszej godzinie, wiedząc, że na ten wcześniejszy nie będę miał szans. Okazało się, że spóźnił się o 6 minut, więc zdążyłem bez pośpiechu wsiąść. Ojej, ile osób w pociągu. Nawet przedziały dla rowerzystów były zapchane ludźmi bez roweru i bagażu. Wsiadłem, ktoś powiedział "Ooo, jeszcze rowerzysty by tu brakowało.". Nom, przyszedł do was najgorszy koszmar w rozmiarze 28 cali i będzie was gnębić, dopóki nie wysiądziecie, dwunożni. Stałem przy drzwiach, przepuszczając każdego i na stacji Warszawa Śródmieście wszyscy wysiedli. To tylko 2 krótkie przystanki dalej. Pociąg pozostał pusty. Kontroler dopiero się zjawił, kiedy wychodziłem. Wysiadłem o 8:04 na stacji Płochocin. Byłem w Płochocinie na poprzedniej wycieczce, więc dobrze jest wysiąść w znanej mi miejscowości. Od razu słuchawki od komórki przestały działać. Nie z powodu braku zasięgu lokalnych stacji radiowych, a po prostu mógł się kabel uszkodzić z powodu długiego czasu użytkowania. Czasami jak nim poruszałem, to mogłem usłyszeć muzykę. Czasami była w kiepskiej jakości. To oznaczało, że przez połowę jazdy nie słuchałem niczego i przez to jakaś piosenka w myślach mi grała w kółko i nie mogłem jej zatrzymać. Muszę kupić nowe słuchawki :-/.

Wszędzie mokre pola
    Zastałem pochmurną pogodę, 5'C i mokre pola. Lekki wiatr wiał z południowego zachodu. Niektóre pola wyglądały jak staw. Obawiałem się, że w niektórych miejscach zabraknie mi asfaltu.

Rokitno
    Mijałem bogate i czasem biedne działki. Sporo sierpówek się kręciło po każdej wsi. Prawie wcale nie widziałem zwykłych gołębi, a tylko sierpówki. Bywały też bażanty. Widziałem siedzące na bramie czyjejś posesji trzy perliczki. Kiedyś były u mojej rodziny hodowane.

Żukówka
    Nie patrzyłem dokładniej na prognozę pogody pod względem zachmurzenia. Miałem nadzieję na przejaśnienie. Goniły mnie dwa pieski. Jeden z nich dosyć długo mnie gonił. Obawiałem się, że jeszcze go zgubię. Na chwilę wjechałem do powiatu pruszkowskiego po to by skręcić na zachód. Na początku zwiedzałem południową gminę Błonie.

I znowu do Żukówki
    Jadąc do Starych Faszczyc widziałem dwie sarny, które przebiegły mi drogę. Za ogrodzeniem psy czujnie wypatrywały uciekające sarny. 20 km szybko minęło. Wziąłem ze sobą 3 batony, 2 parówki w cieśnie z Biedronki, wodę mineralną (od jakiegoś czasu oligocenka w mojej okolicy jest zamknięta z powodu chyba remontu) i termos z gorącą herbatą, ale tylko z jednej szklanki.

Na skróty do Starych Faszczyc
    Wszystko przebiegało świetnie, gdy po Nowych Faszczycach skończył się asfalt. Zaczęło się błocko ze sporymi kałużami. Cały napęd już ubłocony. Musiałem przez nie iść. Nie podpisywałem się do jazdy XC. Dobrze, że nazywają nawet takie polne drogi i wciąż miałem zimowe buty. To była droga Akacjowa. Trochę straciłem na czasie.
    W Bieniewicach budują jakiś wysoki magazyn. Przejechałem przez tory i po Witanowie drugi raz.

Widok na Bramki
    Wjechałem na chwilę do powiatu grodziskiego. Po Bożej Woli zastałem znowu błoto. Przez pewien czas było dosyć ubite na środku drogi. Potem już znowu musiałem zejść i iść. Tym razem mniej się ubłociłem.

Słupy wysokiego napięcia w Bożej Woli.
    W Bieniewie-Wsi powróciła normalna droga. Przejechałem przez tory, a przy torach kot. "Kici, kici" - No cóż, zwiał :-(. Skręciłem w prawo do Bieniewo-Parcela. O nieee, znowu błotnista laguna! Było znowu mocne błoto jak na pierwszym błotnistym odcinku. Trochę minęło czasu zanim się skończyło i trochę mnie to zmęczyło. Zacząłem na te podmokłe pola patrzeć z przerażeniem.

Droga krajowa nr 92 w Marysinku
    Pora na północną część gminy! Zanim do tego dojdzie, dojechałem na zachodni skraj drogą krajową. Przez cały czas był ciąg pieszo-rowerowy jak pokazuje zdjęcie. Po 40 km zjadłem parówkę w cieście. Nadal są świetne następnego dnia. I tak biorę trochę więcej jedzenia niż zwykle. Nie oznacza, że to wszystko zjem.

Do Cholew
    W okolicach brakowało drzew. Było dużo pól. Przejechałem przez rzekę Utrata.

Rzeka Utrata
    Są ładne oznaczenia dla dostawców, które przed pobocznymi drogami pokazują do jakich numerów działek dojadą. Do jednej z nich skręciłem. Wiedziałem, że to może być mój ostatni odcinek prawdopodobnie niewygodnej drogi. Zaczął się trzeci błotnisty odcinek... tym razem było sporo błota! Buty aż się ciężej od niego odrywały i zrobiły się cięższe od nagromadzonego błota. Przynajmniej wszystko w środku pozostało suche. Takie uroki w okresie jesienno-przedwiosennym, kiedy trudno jest powrócić do domu z suchym rowerem.
    Zaczęło powoli wychodzić słońce i jechałem w kierunku wschodnim aż do Wawrzyszewa. Na wygodnej, pustej drodze były niezłe otwarte tereny polne, a co za tym idzie - śpiewy skowronków. Dojechałem do Pass. Ta miejscowość jest na podwyższonym terenie. Jest tam parę bloków i żółto-biały pałac z 1830 r. Minąłem sporo wielkich hali dla kierowców tirów. 

O, w końcu trochę zieleni!
    Znowu jadę na zachód. Tym razem na krócej. W Nowej Górnej zacząłem znowu jechać na drogę krajową. Mam nowe błotniki. Są to SKS Velo 55 Cross. Świetnie się sprawują :-D. Są długie, na 28 cali, wytrzymałe i od dobrej firmy. Początkowo chciałem kupić Kross Merlin. Może po jakimś czasie dokupię do niego wsporniki. Są sprzedawane oddzielnie.

Dolne Miasto
Wola Łuszczewska
    Na wjeździe do drogi krajowej widziałem na poboczu spalony samochód. Została tylko karoseria i metalowe elementy siedzeń. Wygląda na świeżo spalony, bo przejeżdżając obok, czułem podmuch gorącego powietrza. Pojechałem na chwilę do Bramek i wtedy jechałem już drogą krajową aż do Błoni, gdzie zaraz skręcę na północno-wschodnie miejscowości.

W drodze do Błoni wzdłuż drogi krajowej.
    Podoba mi się klimat dróg krajowych. Tętnią życiem, droga jest wyżej, są dłuższe rowy, sklepy, stacje benzynowe, jakieś firmy i być może ścieżki rowerowe obok. Ten ciąg pieszo-rowerowy był dosyć wąski, a paru pieszych się zobaczyło. Dojechałem do granicy Błoni, poczekałem na światła zielone dla pieszych i zacząłem jechać na północ. Trochę jeszcze parę tirów wyjeżdżało z drogi krajowej. Znowu przejechałem nad rzeką Utrata. 

Nawet niezłe zdjęcie. Wciąż mokre pola.
Rzeka Utrata na wschód.
    Jechałem ładnym, wygodnym asfaltem. Jak zwykle pusto na takich drogach. Nawet przejechałem przez Wąsy-Wieś i Wąsy-Kolonia, które znajdują się w gminie Leszno. W Wąsach-Kolonia zjadłem drugą, ostatnią parówkę w cieście i dopiłem do końca herbatę.

Kończą się Białuty - zaczynają się Białutki i Radzików.
Wąsy-Kolonia
    Pokręciłem się po Łaźniewku i Witkach. Zaczął się ostatni odcinek drogi nieutwardzonej. Tym razem błoto było już twardsze, więc po chodzeniu mogłem wcześniej wsiąść i dalej jechać. Na całej wycieczce łącznie wyszło 7,11 km błotnistych odcinków. Wróciłem na drogę krajową, by bezpośrednio dojechać do Błoni. Tam wsiądę do powrotnego pociągu. DDRiP w niektórych krótkich odcinkach znikała. Dojechałem do Błoni. Są bloki, kamienice, niektóre ulice z bruku. Jest ładny rynek z fontanną, która jak na tę porę roku jest jeszcze wyłączona.

Ratusz w Błoniu z 1843 r. 
Kościół św. Trójcy
    Przejechałem przez jakiś nowy park. Jest to Park Bajka. Wygląda bardzo fajnie! Są wielkie szachy z wielkimi pionkami, wielkie leżaki, zniekształcone lustra i wiele innych. Trzeba będzie chyba wybrać się tam drugi raz w celu dokładniejszej relacji.

Park Bajka
    Dojechałem na stację kolejową Błonie. Kupiłem bilet w biletomacie, który stoi przy pierwszym peronie. Nie musiałem spieszyć się na konkretny pociąg jak to było z powiatem piaseczyńskim, kiedy pociągi pojawiały się co godzinę, a po 15-stej następny był dopiero o 17:44. Tutaj przejeżdżają w każdej godzinie i chyba co pół godziny. Wróciłem pociągiem, który przyjechał o 15:52. W pociągu było pustawo, choć zdarzali się nieproszeni goście w przedziale dla rowerzystów.
    W końcu przejechałem się tą trasą. Uff, szkoda, że trochę się naczekałem. Przeczuwałem, że styczeń i luty będzie tak samo łagodny jak rok temu. Tak czy siak, pożegnaliśmy się ze śniegiem i następnym razem pozwiedzam Leszno (około 7 kilometrów na północ od Błonia) i okolice. Możliwe, że wjadę do Kampinoskiego Parku Narodowego.