piątek, 2 czerwca 2017

Węgrów we wzgórzach

    Mamy dzień dziecka! Przynajmniej już nie dzisiaj. Tego dnia z kolegą pojechaliśmy na wschód do Węgrowa. Jest to na serio ostatnia wycieczka z kolegą przed długim okresem jego nieobecności. Być może następnym razem zobaczymy się jesienią. Od długiego czasu chciałem przejechać cały odcinek drogi wojewódzkiej 637. Zaczyna się w Warszawie i kończy w Węgrowie. Cała droga powinna już być wyremontowana i bardzo fajna. Niektóre odcinki zostały wyremontowane w 2014 roku, a najnowsze w styczniu tego roku. W gminie Dobre widziałem krótkie odcinki tej wygodnej, zmodernizowanej drogi jak np. w Porębach Nowych.

Do Węgrowa 54 km.
Wyszło 117,8 km. Przebieg:

Warszawa>Sulejówek>Okuniew>Zagórze>Michałów>Kąty Goździejewskie Drugie>Pustelnik>Goździówka>Stanisławów>Osęczyzna>Poręby Nowe>Dobre>Walentów>Sołki>Świdrów>Zakrzew>Pniewnik>Roguszyn>Czaple>Żabokliki>Liw>Węgrów>Warchoły>Poszewka>Tończa>Kazimierzów>Kałęczyn>Kozołupy>Miednik>Stoczek>Polkowo>Topór

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1Gv_r8_WTFNSBXABIZumLGKdxSwk&usp=sharing

    Dokładniejszym planem jest pojechanie na rowerze do Węgrowa. Po nim pojechanie na północ 30 km do stacji kolejowej Topór. Tam nie ma biletomatów. Jest to stacja w lesie przy drodze krajowej. Kolega powiedział, że za pomocą smartphone kupi bilety online. Tak więc wyruszyliśmy spod Carrefoura o 9:00. Poczekałem aż kupi swoje jedzenie w Lidlu. Przy Tesco przeszliśmy kładką na drugą stronę drogi i zaczęliśmy jazdę na wschód. Na skrzyżowaniu ulicy Chełmżyńskiej z ul. Strażacką jak zwykle zapchany ruch! Niby od niedawna zrobionego ronda jest wciąż okropnie! Na szczęście mieliśmy ścieżkę rowerową, więc nie braliśmy w tym udziału. Zaraz i tak się już ścieżka skończyła, lecz na spokojniejszej drodze. Szybko dotarliśmy do Sulejówka. Poznikało wiele dziur na drodze. Pojawił się problem w Okuniewie - jest remont drogi i nie da się jechać! Jest tylko ruch jednokierunkowy, przeciwny do naszego i nie ma ruchu wahadłowego. Chciałem pojechać jakąś drogą przez osiedla, to jednak kolega namawiał, żebyśmy pojechali mimo znaku zakazu nienaruszonym chodnikiem. Odcinek remontowanej drogi miał 1,5 km. Po nim już można było odetchnąć.

Ale tę drogę "zalało", co nie?
    Było pochmurnie i bardzo wietrznie. Wiał silny wiatr na wschód, więc wiedziałem, że będzie się miało pod wiatr przy ostatnich 30 km. Nie przeszkadzało mi to. Mało kto przejeżdżał. Było pusto, gładko i szeroko. Nawet powstały jakieś krótkie boczne drogi. Dojechaliśmy do Pustelnika i po jakimś czasie do Stanisławowa. Trzeba było na chwilkę przejechać 700 metrów na drodze krajowej, skręcić w prawo od niej i kontynuować jazdę.

Ciągle lasy.
    Mogę powiedzieć, że od Stanisławowa są już dla mnie nowe tereny. Czasami widziałem tę drogę z perspektywy gminy Dobre, no ale okej. Przejechaliśmy przez ładną wieś Poręby Nowe z ciągiem pieszo-rowerowym. Już tu byłem we wrześniu.

Poręby Nowe
Bociek
    Miejscowość Dobre przejechaliśmy obok większych zabudowań. Zaczęły pojawiać się w oddali turbiny wiatrowe. Jest ich całkiem sporo. Oprócz nich teren zaczynał zmieniać się na pagórkowaty.

Do Węgrowa 24 km.
Szumiały jak samoloty.
    Naprawdę sporo tych turbin wiatrowych. Dało się słyszeć szum podobny do samolotu, jednak cichszy. Skończył się powiat miński i zaczął się powiat węgrowski. Aparat przy ciemnej pogodzie miał problem z ostrością.

Kościół św. Jana Chrzciciela w Pniewniku
Staw w Pniewniku. Widok na wschód.
    Naprawdę spodobały mi się wielkie pola w tym powiecie. Niebawem docieraliśmy do najwyższego punktu na tej trasie. Na wzniesieniu można zobaczyć odległe tereny. Ze dwa razy się pomyliłem z tym punktem, bo okazał się być znacznie dalej.

Tam dalej jest jaśniej :D
Stąd lepiej widać dalsze tereny.
Żabokliki. Skąd taka nazwa?
    Zbliżaliśmy się do Żaboklików. Dosyć nietypowa nazwa wsi. Tutaj znajduje się najwyższy punkt na tej trasie! Wynosi 173 m n.p.m. Obniżenie wynosi z jakieś 50 metrów. Punkt jest właśnie na przystanku autobusowym.

Przystanek autobusowy w Żaboklikach
Świetne miejsce do oglądania burzy!
Nie mogłem znaleźć na mapie tych miejsc na horyzoncie.
    Pora na 4,5 kilometrowy, łagodny zjazd. Jeszcze zatrzymałem się dwa razy na zrobienie zdjęć. Jechałem z prędkością 49 km/h mocno pedałując. Nigdy nie byłem w stanie osiągnąć 50 km/h jak i teraz ze względu na małą masę ciała.

W oddali widać pomarańczowy zamek w Liwie.
Widać, że potem teren znów się wznosi. Jednak to już będzie prawie koniec jazdy na wschód.
    Zjazd skończył się w Liwie. Jest to miejscowość bardzo blisko Węgrowa. Liw był kiedyś grodem obronnym, przeniesionym w XIII wieku w obecne miejsce. Kiedyś miał prawa miejsce. Jednak z powodu złych Szwedów i Rusków, lepiej rozwijającego się obok Węgrowa, stała się wsią. Znajduje się tutaj zamek obronny z około 1429 roku. Gruntownie przebudowany w XVI i XVII wieku. Po Potopie Szwedzkim i wojnie północnej zostało z niego to, co dzisiaj możemy obejrzeć.

Zamek książąt mazowieckich w Liwie
Kościół św. Leonarda w Liwie z 1907 roku.
    Są też stare, drewniane domy z XIX i XX wieku. Kolega zobaczył biały drewniany dom z niebieskim kominem i okiennicami. Potrzymałem jego rower, bo nie ma nóżki i poszedł na drugą stronę ulicy go zbadać. Porobił z bardzo bliska zdjęcia ścian, okien, co mnie to trochę niepokoiło. Od mojej strony też stoi stary dom, z którego wyszła starsza pani i zaczęła się z ciekawości pytać skąd przyjechaliśmy rowerami. Odpowiadałem że z Warszawy :D na 110 km i obecnie mam 75 km na liczniku. Opowiedziała jak to przed wojną z Warszawy do Liwia ludzie przyjeżdżali z zapasami w podobnym czasie co my, bo 4 godziny. Nagle kolega wrócił i powiedział "Słuchaj, wchodzimy tam do środka. Jesteśmy zaproszeni." Byłem kompletnie zdziwiony... Weszliśmy na podwórko tego białego domu. Dookoła pełno ręcznie zrobionych dekoracji, szopa, nie wiadomo czy czynna studnia "Mazowszanka" z 1931 roku i stolik.

Dom kolarza z XIX wieku.
    Przywitał nas 80-letni dziadek. Zagadał do nas, bo od dawna nie miał okazji pogadać z kimś, kto jeździ na rowerze i to, że taka młodzież jak my zatrzymała się i zainteresowała się jego starym domem. Kiedyś jeździł po 100-200 km na starej szosówce. Swoje pierwsze 200 km pokonał w 1995 roku. Teraz jeździ po 50 km. Weszliśmy do środka domu. Sufit jest bardzo nisko, bo się zapada. Jest sporo różnych dekoracji jak zegarki, mnóstwo zdjęć z przeszłości, półka zrobiona ze starego telewizora, wypchany myszołów. Opowiadał jak miał dwa zderzenia z samochodem, nocował w namiocie, był tu i tam w Polsce. Jego dom ma 200 lat. W tym małym mieszkaniu naraz wychowywało się 12-ścioro dzieci! Teraz mieszka sam i jest typem samotnika. Powiedział też krótko o tej starszej pani, co mnie zagadała, że też jest samotna i nie ma rodziny. To było bardzo ciekawe i zarazem smutne przeżycie. Na zewnątrz na ścianach domu namalował postacie z Disneya i inne. Przy Goofym jeżdżącym na kolarce (na ścianie domu przy ulicy) napisał swoje rowerowe statystyki. Zacytuję:

Moje pokonania:
VIII 1958 - 1200 km, 14 dni. Szlakiem Wyścigu Pokoju przez Poznań, Lipsk, Drezno, Prahe.
VII 1985 - 200 km. Sokołów>W-wa>Sokołów z synem lat 12.
VII 1995 - 850 km, 9 dni z synem. Sokołów, Gdynia, Liw przez Ostrów Maz;Ostródę, Malbork,
 Kartuzy, Bory Tucholskie, Bydgoszcz, W-wę.
VI 1996 - 1000 km, 7 dni. Liw>Krajenka>Liw przez Pułtusk, Iławę Tucholę, Nakło, Toruń,
 W-wę.
VI 1999 - 380 km, 3 dni. Liw>Poznań przez Konin.
VII 2000 - 173 km, 1 dzień. Liw>Boćki przez Siemiatycze.
VI 2004 - 500 km, 4 dni. Liw>Piła przez Mławę, Kwidzyń, Tucholę, Sępólno, Krajenkę.
V 2005 - 250 km, 2 dni. Liw>Piotrków Tryb. Przez Rawę Maz.
VI 2005 - 350 km, 2 dni. Liw>Wadowice przez Kozienice, Sandomierz, Mielec z synem.
VI 2006 - 570 km, 4 dni. Liw>Poznań przez W-wę, Płock, Toruń, Nakło, Krajenkę,
 Margonin, Oborniki.
II 2007 Rak nerki.
III 2007 Rak pęcherza moczowego.
III 2008 Zderzenie z samochodem. Złamana rzepka kolana.
III 2011 Rak moczowodów.
VII 2013 Uderzony przez samochód. Sprawca dał "DRAPAKA".

    Zaproponował coś do picia, ale mamy wodę. Pożegnaliśmy się i pojechaliśmy dalej. Nawet zapomniałem, że gdzieś jedziemy. Jeśli ktoś by przejeżdżał przez Liw, może by mu złożył wizytę? Od chłodnej temperatury znowu założyłem bluzę rowerową, którą zdjąłem gdzieś przy Dobrem. Liw się skończył i za chwilę zaczęło się Węgrów. Po lewej stronie też jest ciąg pieszo-rowerowy. Przejechaliśmy nad rzeką Liwiec.

Początek Węgrowa
Rzeka Liwiec
    Węgrów jest nieźle rozwiniętym miastem. Kolega wstąpił do następnego Lidla. Próbowałem złapać sygnał jakiegoś radia. Znaleźliśmy się na rynku. Jest otoczony kamienicami. Jest tu fontanna, ławki, kościół, mapy i chyba szykują jakąś scenę.

Rynek w Węgrowie
Bazylika mniejsza Wniebowzięcia NMP z 1711 roku.
    Teraz pora na jazdę na północ do stacji kolejowej linii Warszawa Wileńska>Małkinia Górna. Wiedziałem, że ten ostatni 30 kilometrowy odcinek pokonamy pod silny wiatr. I faktycznie - jechaliśmy 12 km/h. Jednak nie byłem zmęczony.

Kazimierzów z drogą gruntową
    Przez pewien czas trasę prowadziła droga gruntowa. Była wystarczająco wygodna. Czasami się przejaśniało. W Kozołupach wjechaliśmy na asfalt. W lesie przed Stoczkiem słyszeliśmy dźwięk piły łańcuchowej i skrzyp spadającego drzewa wprost na drogę! Uff, zdążyłem zahamować w porę, żeby nie uderzyć w rower kolegi. Drzewo położyło się w połowie szerokości drogi asfaltowej. Jakiś kierowca przyjechał i zatrzymał się przed drzewem, ale my jechaliśmy już dalej. Może chce go ochrzanić?

Po Stoczku
    Po większej wsi o nazwie Stoczek i Polkowie zauważyłem znak, że zbliżamy się już do Toporu. Będzie w lewo za jeden kilometr.

W końcu zaraz będzie Topór!
    Topór okazał się być podłużną wsią i długo się przez nią jechało. Na stacji jest napisane, że pociąg będzie za 3 minuty. O, właśnie widziałem 3 światełka na horyzoncie. Kolega wyciągnął komórkę i próbował kupić bilety online. Ech, ojej, za wolno. No dobra, to idziemy i wsiadamy na początek pociągu, by kupić bilet u konduktora. Po 64 km jazdy pociągiem wysiedliśmy na końcowej stacji Warszawa Wileńska. Wycieczka była bardzo ciekawa. Trochę wzniesień, pól, turbin wiatrowych i historii. Na pewno kiedyś powtórzę tę trasę.

środa, 31 maja 2017

Jakubów

    W okolicach Jakubowa byłem już parę razy, kiedy 2 lata temu w czerwcu pojechałem do Kałuszyna, miałem po drodze jadąc do Siedlec, a we wrześniu i w tym maju przejechałem, by dojechać do gminy Dobre. W ten sposób przejechałem w gminie Jakubów 14 wsi. Pozostało mi około 13, które na tej przejażdżce odwiedzę. Jakubów znajduje się w powiecie mińskim na południe od Dobrem (11 km), lecz wciąż na północ od torów kolejowych (7,7 km) linii Warszawa>Siedlce.

Strzebuła
Wyszło 80,8 km. Przebieg:

Mińsk Mazowiecki>Wólka Mińska>Dłużka>Borek Czarniński>Szymankowszczyzna>Leontyna>Mistów>Łaziska>Witkowizna>Tymoteuszew>Wola Polska>Mlęcin>Rudzienko>Rudno>Wólka Czarnogłowska>Czarnogłów>Strzebuła>Nart>Turek>Wiśniew>Rządza>Budy Kumińskie>Góry>Aleksandrów>Moczydła>Antonina>Jakubów>Przedewsie>Brzozówka>Józefin>Jędrzejów Stary>Pełczanka>Cegłów


    Ot takie uzupełnienie miejscowości. Raczej nic ciekawego dla poszukiwaczy wyszukanych miejsc, jednak dla miłośników przyrody znajdzie się każdy kawałek kilometra. Wybrałem pociąg standardowo o 8:00, bo jest to EN57KM, a nie zapchany, wąski ER75. O 8:41 wysiadłem z pustego pociągu w Mińsku Mazowieckim. Tak samo była to akurat stacja końcowa tego pociągu. Trochę innymi ulicami wyjechałem z miasta na północ. Już od samego początku było ciepło i słonecznie.

Dłużka
    Znalazłem się znów nad autostradą A2. Miałem inne batony z Biedronki. Są jakieś galaretowate z kawałkami owoców i chyba musli. Trochę kwaśne. Normalnie to znów pojechałbym przez Niedziałki, jednak na zachodzie pozostała niezwiedzona wieś Leontyna.

Pole w Mistowie
    Przeczuwałem, że nie będzie dróg gruntowych, a jednak się zdarzały z dodatkową cienką warstwą piasku. W Leontynie pozbywali się starego, chropowatego asfaltu. Nie było problemu z przejechaniem. Było bardzo dużo miejsca. Po Mistowie zaczęła się droga gruntowa.

Pola w Mistowie. Za lasem zaczną się Łaziska
    Tereny mają lekkie pagórki. Da się to odczuć. Po Łaziskach dojechałem do dwóch kolejnych wsi gminy Jakubów - Witkowizna i Tymoteuszew. Niby nie raz tamtędy mijałem znak "Tymoteuszew", to jednak nie wjeżdżałem w tereny zabudowane. Lepiej dmuchać na zimne :D

Bloki wyglądające jak domy jednorodzinne w Witkowiźnie
    Ze względu na ułożenie dróg, w tych obu wsiach zawróciłem z powrotem na główną drogę. Hmm... teraz widzę, że faktycznie mogłem do Witkowizny dojechać inną drogą. Teraz jadę na północ znów do gminy Dobre. W ten sposób dojadę szybciej do następnych wsi.

Jakaś fabryka rodem z TF2 w Rudzienku.
    W Rudzienku skręciłem w prawo na wschód. Zaczęła się droga gruntowa. W oddali widziałem dwie małe turbiny wiatrowe. W Rudnie zaczął się asfalt. Całkiem ładne pola są po lewej stronie. Widziałem myszołowa i zrobiłem mu parę kiepskich zdjęć.

Tam w oddali Duchów.
Żar się leje z nieba.
    We wrześniu widziałem tam kota wspinającego się na drzewie, który tak jakby się mnie nie bał. Tym razem go nie widziałem. Dojeżdżając do Wólki Czarnogłowskiej miałem z górki, więc nie pedałowałem. Nie spieszyłem się. Właśnie sęk w tym, że najbliższy, normalny, nie-wąski pociąg będzie o 16:48. Nie chciałbym wejść do zapchanego ER75, bez przedziałów dla rowerzystów i z brakiem miejsca przy drzwiach. Wyjechałem z gminy Dobre i znalazłem się znów w gminie Jakubów.

201 m n.p.m.
    W Strzebule miałem pod górkę. To chyba był drugi najwyższy punkt na tej jeździe. Teraz będzie z górki :D

Zaraz będzie z górki!
    Jadę już na południe i specjalnie poniżej 20 km/h. Nie chciałbym na stacji siedzieć 4 godziny. W Nartach zrobiłem przerwę na drugiego batona. Dojechałem do już znanego mi Turka. Miałem z górki przez dłuuugi czas jak i przez Wiśniew.

Kościół mariawicki Trójcy Przenajświętszej w Wiśniewie.
Kościół Trójcy Świętej w Wiśniewie.
    Jechałem zielonym szlakiem rowerowym. Przejechałem nad rzeką Rządza w Rządzy i widziałem te same dwie turbiny wiatrowe co 2 lata temu. Tym razem pojechałem inną drogą i to gruntową,wciąż trzymając się szlaku rowerowego.

Zielony szlak rowerowy
    Na drodze gruntowej trochę się zatapiałem w piasku. Rower się nieźle zakurzył. Wyprzedziła mnie ciężarówka, która pojechała w prawo do jakiejś kopalni piasku.

Budy Kumińskie
Kopalnia piasku w Górach
    Tak, to miejsce to kopalnia piasku w Górach. Jest na wzniesieniu, więc pracownicy mają ładny widok na odległe lasy na północnym wschodzie. Zbliżałem się już do Jakubowa, jadąc na zachód. Niby tego dnia miało wiać bardzo słabo, to jednak zadowolony z siebie wiatr dmuchał z całych sił.

Plac zabaw
    Byłem coraz bliżej Jakubowa. Jeszcze tylko pojechałem do Antonina i zawróciłem. Jakieś samochody stały na poboczu. Jak tylko się zbliżyłem, odjechały.

Baloty w Antoninie.
    Usłyszałem znajomy śpiew ptaka ortolana. Dopiero od niedawna dowiedziałem się jak się nazywa. Zamieszkują drzewa rosnące przy drogach dookoła pól i łąk. Ich śpiew jest ładny, a ostatnia nuta brzmi metalicznie. Siedział na koronie małego drzewa pozbawionego liści. Zrobiłem mu zdjęcie, ale dosyć niewyraźne. Za to po drugiej stronie drogi zauważyłem innego ptaszka.

Gąsiorek
    Jest to gąsiorek. Dojechałem do Jakubowa. Stoi tu parę drewnianych domów, są sklepy, urząd gminy, skwerek z siłownią i pewnie też miejscem do zdawania na kartę rowerową. Jest też staw i neogotycki kościół z 1903.

Staw w Jakubowie.
Kościół św. Anny w Jakubowie.
    Teraz pozostały 4 wsie na południe od Jakubowa i całkiem niedaleko drogi krajowej. Przejechałem znów nad autostradą. No nie! Jeszcze sporo czasu zostało do pociągu. Być może znalazłbym pusty przystanek autobusowy i posiedziałbym w nim przynajmniej 15 minut.

Brzozówka
Droga serwisowa wzdłuż A2.
    Przy Brzozówce widziałem lotnisko. To stąd te hałasy helikopterów i myśliwców. Powróciłem na autostradę i jechałem drogą serwisową. Szkoda, że ten odcinek A2 ma tylko 21 km. Kończy się przed Kałuszynem. Fajnie jest zobaczyć taką dalekobieżną drogę. Minąłem truck-stop a w nim budka z hamburgerami. Zjadłbym sobie...
    Odjechałem od drogi serwisowej na ostatnią wieś - Jędrzejów Stary. Za nią już jest droga 92. Przeszedłem na drugą stronę i zostało mi tylko 5 km. Jest dopiero 13:22. Pociąg będzie za 3 h 26 min. Przez pewien czas specjalnie szedłem aż skończył się chodnik :D.

Kruk w Pełczance
    Znalazłem się w gminie Cegłów we wsi Pełczanka. Dojechałem na stację kolejową z biletomatem w Cegłowie. No dobra. Pora usiąść na ławce na słońcu i czekać. Była 13:56 Co godzinę przejeżdżał Stadler Flirt. Jednak często były to dwie jednostki. Oczywiście wciąż bez przedziałów dla rowerzystów, to na niektórych drzwiach nie widziałem by jakiś nieśmiałek z dala od normalnych siedzeń rozłożył siedzenie przy drzwiach. Doszedłem do wniosku, że jednak będę jeździć tymi francuskimi pociągami. Nie warto czekać tak długo następnym razem. Myślałem, że oszaleję od tego czekania na słońcu. Zdążyłem zapamiętać na pamięć całą dookoła okolicę. Jest tam mała piekarnia przy drodze, bank, jakaś spalarnia, młodzież wracająca ze szkół, skwerek ze ścieżką dydaktyczną o roślinach i ptakach. Dookoła kręciły się gołębie grzywacze, kawki, gawrony i czasem kruki. Siadały na torach, liniach trakcyjnych i drzewach. Nie było cieni. W końcu normalny EN57KM przyjechał o 16:48 i wróciłem do domu.