poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Chojnowski szlak rowerowy

    Pomyślałem, że przejadę się pewnym szlakiem, który pokonałem parę razy z kolegą w latach 2015-2017, a jakoś nie napisałem o tym notki. No to pora się tam wybrać. Ten szlak to Chojnowski szlak rowerowy. To zielony szlak PTTK, który zaczyna się od Lasu Kabackiego w Warszawie i kończy się w Górze Kalwarii (lub odwrotnie). Biegnie przez leśne ścieżki i spokojne, wiejskie drogi. Dla uatrakcyjnienia trasy, gdy przejadę przez Górę Kalwarię, pojadę tam mostem nad Wisłą i zobaczę parę nieznanych wsi w powiecie otwockim i potem spróbuję jakimś wałem pojechać.

Las Nadleśnictwa Chojnów. Znacznie większy od Lasu Kabackiego.
Wyszło 106,5 km. Przebieg:

Warszawa>Julianów>Piaseczno>Żabieniec>Nowinki>Krępa>Wojciechowice>Dobiesz>Baniocha>Mikówiec>Góra Kalwaria>Ostrówek>Kosumce>Dziecinów>Piotrowice>Glinki>Władysławów>Kępa Nadbrzeska>Otwock Wielki>Wygoda>Otwock Mały>Otwock>Józefów>Warszawa


    Tą trasą wybieraliśmy się najczęściej w kwietniu i dobrze się składa, że właśnie teraz wpadłem na pomysł, by tam pojechać. Pojechałem Krossem, bo nie będę mieć do czynienia z pociągami. Ze swoich terenów wyjechałem z okolic mostu Świętokrzyskiego, zamiast Parku Praskiego, bo nad Wisłą robią przebudowę drogi. Na początku muszę dojechać do Lasu Kabackiego. Dobrze, że znam prostą trasę do lasu, gdzie można dojechać samymi ścieżkami rowerowymi.
Park marsz. Edwarda Rydza-Śmigłego w Warszawie
Ładny budynek w Alejach Ujazdowskich
Pomnik Fryderyka Chopina
    Było mgliście i mokro po wczorajszej burzy. Wiatr słaby. Byłem w bluzie rowerowej, czapce, kominie i w spodenkach. Pustawo jak to zwykle w niedzielę rano. Nie chciało mi się podjechać na Agrykoli oraz łańcuch nie chce mi wskoczyć na pierwszy, przedni bieg, więc skorzystałem ze schodów, jak to kiedyś, gdy jechałem do powiatu pruszkowskiego. Nie zapomniałem o kluczu, gdyby poluzował mi się mostek. W końcu dojechałem do Lasu Kabackiego. W mglistym lesie pojawiło się sporo osób uprawiających jogging.

Polana w Lesie Kabackim
Las Kabacki
    Dojechałem szeroką ścieżką do południowego krańca lasu. Tu kończy się Warszawa i zaczyna się powiat piaseczyński oraz zielony szlak. Trzeba jeszcze trochę przedrzeć się przez miejskie tereny Julianowa i Piaseczna. Zaraz zaczęła się asfaltowa ścieżka rowerowa. Można jako-tako dojechać nią do Piaseczna. Okolice się trochę zmieniły.

Julianów
    Gdy wjechałem na ulicę Miriana Przesmyckiego, ścieżka się skończyła. Szlak biegnie przez centrum Piaseczna. Brzmi tłoczno, ale było pusto na drogach. Mogłem sobie na spokojnie zobaczyć rynek.

Rynek Piaseczna
Moją uwagę przykuł skwer Stefana Kisielewskiego. Są tu betonowe hipopotamy, kąpiące się pod wodospadem.
    Przez rynek biegną dwie jednokierunkowe drogi. Musiałem zatem pojechać ulicą Tadeusza Kościuszki, bo jadąc szlakiem, musiałbym jechać pod prąd. Za chwilę powróciłem do szlaku na rondzie.

Kamienica z około 1914 roku.
    Nareszcie koniec terenów miejskich. Już niedługo wjadę do rozległego lasu, należącego do Nadleśnictwa Chojnów.

Nowa ścieżka rowerowa prawie za Piasecznem. Nareszcie więcej przyrody.
Nie wiem, kto to może być.
    Fajne uczucie znów wjechać do tego lasu. Czeka mnie 7 km leśnych dróg. Za każdym razem w tym lesie nikogo nie było, a teraz było trochę spacerowiczów, biegaczy i chyba ornitologów lub botaników. Na każdym skrzyżowaniu ścieżek dało się zobaczyć w oddali ludzi. Trochę dziwne uczucie było jechać przez ten las w mglistą pogodę. Poprzednimi razami było słonecznie.

Nie byłbym fanem mieszkania przy lesie, ale jakbym mieszkał, wybierałbym się strasznie rano na truchtanie po ścieżkach.
W lesie dominowały dzięcioły duże oraz zięby.
    W lesie przed Nowinkami zaczęły wyłaniać się działki leśne. Udało mi się jednemu kierowcy wskazać drogę do Zalesia Górnego. Zwykle nie umiem pomóc, a tym razem mi się udało :D. Wydaje mi się, że w Nowinkach rozszerzyli drogę gruntową, a nawet w lesie postawili latarnie. Wzdłuż drogi leżą jakieś niebieskie rury. Być może będzie tu kiedyś asfalt. Po wyjechaniu z terenów leśnych zaczyna się ostatni etap szlaku. Jest to jazda przez parę wsi oraz krótka sekcja po lesie, tym razem drogą asfaltową.

Wojciechowice albo Dobiesz
Wjazd do następnej sekcji leśnej
Świetny klimat
    Po 40 km pora na przerwę. Na bocznej drodze przed szlabanem zjadłem dwie pizzeriny z Auchan. Kurcze, myślałem, że po dwóch godzinach zrobi się słonecznie. Niby mgły już nie ma, ale nadal jest pochmurno i zimno. Założyłem kurtkę przeciwdeszczową oraz rękawiczki i było o wiele lepiej. Fajny to był klimat porannej jazdy po mglistym lesie. Od wilgoci barwa zielona na trawach i liściach jest bardziej nasycona. Przed Mikówcem minąłem zabytkowy cmentarz i zaraz miałem skręcić w prawo przez las, ale pojawił się znak zakazu wjazdu, bo to droga prywatna. Eee, ale przecież tam wiedzie szlak zielony. Nie przypominam sobie, żeby wcześniej ten znak stał. Może coś się zmieniło i ktoś tam się wybudował. Jednak po wycieczce spojrzałem na Google Street View z 2013 roku i tam stał podobny znak. Widocznie trzeba było go zignorować, jednak na miejscu o tym nie wiedziałem. Cóż, szkoda :(. Zresztą, stąd jest już blisko do Góry Kalwarii. Pojechałem dalej przez Mikówiec i dojechałem do drogi krajowej 79 i nią dojechałem do Góry Kalwarii.

Góra Kalwaria wita mnie po 4 latach.
Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego w Górze Kalwarii
    Na drogach było spokojnie. Szkoda, że nie dojechałem po końcówce szlaku zielonego. Kończy się tu w centrum miasteczka. Od teraz jadę już swoją trasą. Pojadę na drugą stronę Wisły. Powoli zjechałem po brukowanej, stromej drodze i znalazłem się na drodze krajowej 50. Zauważyłem, że niedawno temu wybudowano obwodnicę Góry Kalwarii. Powstała wielopasmowa droga, omijająca miasteczko. Most nad Wisłą jednak jest taki sam, jakiego zastałem w marcu 2015.

Wisła - widok na południe.
Most Nadwiślańskiego Urzecza. Powstał w 1954 roku.
    Przejechałem przez most i znalazłem się w powiecie otwockim. Pora zrobić pętlę po paru wsiach, by po powrocie do domu przekroczyć 100 km. Pętla idzie od Ostrówka, Kosumce, Dziecinów, Piotrowice i kończy się niedaleko Ostrówka.

Kościół św. Izydora w Ostrówku
Droga leci wzdłuż wału nad Wisłą. Całkiem ciekawy klimat.
Zaczyna się Dziecinów. To już jest gmina Sobienie-Jeziory.
    Znalazłem się w Dziecinowie. To już jest południowy kraniec wycieczki. Pora jechać już na północ. Jeszcze muszę dokończyć pętlę.

To chyba staroczecze Wisły w Dziecinowie. Jest tu siłownia na świeżym powietrzu oraz nawet paczkomat.
    Dojechałem do Piotrowic i stąd pozostaje mi wjechać na drogę gruntową, gdzie po niej zakończę pętlę i będę mógł kontynuować jazdę na północ. DUŻY BŁĄD. Droga była błotnista, a po minięciu gospodarstw było jeszcze gorzej. Wizualnie wyglądała okej, ale rower zatapiał się w błocie. Zsiadłem z roweru. Domyślam się, że będę zmuszony spędzić tu trochę czasu. Zaraz... nawet roweru nie da się prowadzić! Co chwila błoto wpakowuje się między koła a błotniki, uniemożliwiając ruch kół. Koła mi się nie ruszały i nie miałem jak pchać roweru. O kurde, myślałem, że się załamię. Znalazłem twardy patyk i odgarniałem błoto co 3 metry, bo zaraz znowu się zbierało i blokowało koła. Koła z tym zgromadzonym błotem przypominały opony do fatbików. Pobrudzić się... to tam nic, ale żeby nie móc prowadzić roweru... to niedobrze. Po 1,5 km tułaczki nawierzchnia zmieniła się na żwirowatą i poprawiła się przyczepność. Nareszcie wyszło słońce. Ostatni raz odgarnąłem patykiem błoto i podziękowałem temu nieożywionemu przedmiotowi za pomoc. Tej drogi nie będę wspominać dobrze. Zrobiło się ciepło. Zmieniłem swój ubiór na koszulkę i spodenki. Czapkę i komin jednak zostawiłem. Za chwilę dojechałem do skrzyżowania i mogłem wjechać na asfalt.

Glinki. To następna nieznana mi miejscowość.
    Po tym koszmarze zacząłem mieć wątpliwości czy jechać wałem nad Wisłą. Nie ma tam utwardzonej nawierzchni. Być może też będzie błotnisto, chociaż po szczycie wału nie jeżdżą ciągniki. Postanowiłem jednak odpuścić sobie wał.

Za Kępą Nadbrzeską.
    Skoro wał sobie odpuściłem, to od okolic Nadbrzeża skręciłem w prawo na wschód. Jadąc prosto, powinienem chyba dojechać do znanej mi drogi wojewódzkiej 801, która biegnie prosto do Warszawy. To by była moja autostrada do domu. Po minięciu Otwocku Wielkiego i Wygody dojechałem na tę drogę, uff. Na drodze umiarkowany ruch, ale przez dłuższy czas miałem asfaltowe pobocza. I tak sobie jechałem prosto przez dłuższy czas. Potem już nie było pobocza i było trochę ciasno na drodze. Nagle zobaczyłem nową ścieżkę rowerową. No to hop na nią. Pojawiła się chyba od skrzyżowania z drogą 721.

Nowa ścieżka rowerowa w Józefowie na drodze 801.
    Jednak ścieżka skończyła się dokładnie wtedy, gdy z zabłoconymi butami wjechałem do Warszawy. Na szczęście niebawem zaczęła się kolejna. Od tego momentu zacząłem widzieć więcej rowerzystów. Jechało pełno grupek, tylko ten introwerzysta sam jak zwykle :d. Minąłem po swojej lewej stronie Most Południowy. Potem miałem jazdę Wałem Miedzeszyńskim. Po jakimś czasie dojechałem do domu.
    Poza dwoma objazdami i błotnistą drogą polną wycieczka się udała. Dobrze było zobaczyć znów ten szlak i zaliczyć parę wsi. To jest też moje pierwsze 100 km w tym roku. Trzeba będzie wyczyścić rower i kupić nową sakwę na ramę.

4 komentarze:

  1. Następnym razem nie jeździj po takich błotach. Szkoda roweru.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, błoto to jest to co tygryski lubią najbardziej 😒

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak długiego czyszczenia roweru jeszcze nie miałem. W niektórych miejscach wciąż zostało trochę niechlubnego błota z Piotrowic.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń