poniedziałek, 8 kwietnia 2019

Stopniowe odbudowywanie kondycji

    Dużo czasu minęło od poprzedniej informacyjnej notki, którą zamieściłem dzień po obronie w grudniu. Tak sobie obiecałem, że dopiero po obronie zacznę ponownie jeździć na rowerze, czyli kiedy miałbym już spokojną głowę. Jednak jeszcze nie czułem się spokojny. Potrzebowałem "rehabilitacji" po tym całych studiach. Zatem jeszcze nie jeździłem, a wychodziłem na piesze wycieczki. Pod koniec stycznia odebrałem swój dyplom ze studiów, bo dopiero wtedy go wydrukowali. Szukanie pracy jak na razie idzie bezowocnie, ale mniejsza o to, bo jeszcze zaraz powstanie cała długa ściana tekstu. W połowie lutego, kiedy stopniał śnieg i lód, zabrałem rower do serwisu na naprawienie hamulców. Okazało się, że takich starych i tanich hamulców nie warto ratować, bo to by kosztowało więcej niż nowe. Zatem kupiłem nowe hydrauliczne tarczowe. Kiedy rower był gotów do jazdy, następnego dnia przejechałem się na 20 km. Oj, jak mnie nogi bolały. Czyżbym aż tak się cofnął z kondycją? Nie planowałem zwiedzania żadnych gmin, powiatów póki co. Wolałem na początku odświeżyć swoje stare 20 km przejażdżki. Tak więc zdziwiłem się moim spadkiem kondycji. Zacząłem jeździć po 20 km. Potem po 30-40 km. Moje tempo było wolniejsze niż zwykle. Wyprzedzał mnie rowerzysta każdego typu. Wybierałem się między innymi do Lasu Legionowskiego (tej Choszczówki), przy okazji po nowe skrzynki. Oj, jak mnie nogi bolały na ostatnich kilometrach, kiedy miałem już prawie 40 km. Wybrałem się też na Warszawską Masę Krytyczną. Kiedyś uwielbiana, a teraz nagle wszyscy zgodnie zaczęli ją nienawidzić. W marcu przejechałem 50 km nad Zalew Zegrzyński, a to jest już mocny kamień milowy. I do tego czułem się dobrze. Nie wiem jaki jest mój limit - być może 70-80 km. Fakt, że fajnie jest jeździć dla przyjemności, a nie dla statystyk, ale wiele moich ulubionych miejsc wymaga czasem umiejętności przejechania 80-90 km.
    Wracając do teraźniejszości, wczoraj wybrałem się sprawdzić jak będę się czuć po przejechaniu swoich pierwszych 60 km po tak długiej przerwie.

Dawno nie byłem w Lesie Drewnickim.

sobota, 8 grudnia 2018

Powrót na dobre

    W końcu się stało. Wróciłem! Powodem mojej długiej nieobecności było ciągłe zamartwianie się studiami, a dokładnie pracą dyplomową. Mimo, że miałem czas, by jeździć jak gdyby nigdy nic, to negatywne emocje wygrywały. Ostatnio usiadłem na rowerze dosłownie 23 maja, kiedy pojechałem do Jednorożca. Potem jeszcze w maju tak mnie lęki wzięły, że odpuściłem nie tylko rower, ale również i inne sfery mojego życia. Cały koszmar robienia pracy dyplomowej zaczął się w grudniu rok temu, gdzie już musiałem zacząć pisać do nieprzyjemnego promotora, a on odrzucał moje tematy na prawo i lewo. Przez następne miesiące, jak widać, jakoś jeździłem, choć było coraz gorzej ze mną. W maju zakończyły się zajęcia i zacząłem intensywniej pracować nad pracą. Postanowiłem dla odreagowania zajmować się czymś mniej angażującym niż rower, czyli wycieczkami pieszymi. Bo gdy miałem zrobić coś innego niż praca dyplomowa, to umysł krzyczał, żebym nie robił niczego innego. Zatem wycieczki piesze nie sprawiały większego niepokoju umysłu, choć niepokój jednak był przy każdym kroku.
    W czerwcu wybrałem się znów na piechotę nad Narew, szukając ciekawych ptaków. Bocianów czarnych już nie widziałem do dnia dzisiejszego. Nad Narwią znalazłem się jeszcze w sierpniu i we wrześniu. Udało mi się ponownie poobserwować bieliki i na dłużej. Chodziłem też na Tarchomin, do Kabat, do Nieporętu (teraz budują tam gazociąg, ale na szczęście tylko do gazowni w Rembelszczyźnie). Poszedłem z Jabłonny do domu. Na początku września poszedłem na 35 km do Modlina lasem Chotomowskim. W październiku do Konstancina-Jeziorny. Pod koniec września oddawało się swoje prace. Już wolę sobie nie przypominać jak to wszystko wyglądało. Potem już tylko było czekanie na termin obrony. Niefajnie było tak nerwowo czekać. W listopadzie postanowiłem wrócić do geocachingu. Znalazłem około 70 łatwych skrzynek. Większość z nich jest ukryta w Lesie Legionowskim-Choszczówce. Bywały też skrzynki zagadkowe. Fajnie było sobie pochodzić po leśnych ścieżkach i wrócić ciepłym pociągiem, bo było strasznie ciemno i zimno.