Jak to jest dojechać tak daleko
na wschód, aż skończy się Polska i zacznie się Białoruś? Wtedy widać pasmo
granicy i zza niej niedostępny, zakazany teren. Może da się zobaczyć gdzieś za
drzewami na horyzoncie kawałek obcego kraju? Nigdy nie byłem za granicą i nie
zamierzam jej przekraczać na tej wycieczce. Zresztą nie mam wizy i paszportu,
co nie? Jadę przynajmniej popatrzeć i sprawdzić jakie to uczucie. Tym razem
wybieram się z kolegą, bo to jest jego pomysł. Ta trasa jest tak jakby kontynuacją wycieczki do Małkini Górnej z 25 kwietnia, kiedy pojechaliśmy
rowerami do tej miejscowości i wróciliśmy pociągiem. Tym razem wybieramy się
pociągiem do Małkini Górnej i stamtąd rowerami kontynuujemy jazdę na wschód.
|
Bocian mieszkający na dachu opuszczonej stodoły. |
Wyszło 136,4 km.
Przebieg:
Małkinia Górna>
Zawisty Dzikie>
Roski Wielkie>
Rostki-
Piotrowice>
Podgórze-Gazdy>
Gąsiorowo>
Zgleczewo Szlacheckie>
Zakrzewo-Słomy>
Zuzela>
Ołtarze-Gołacze>
Łęg Nurski>
Nur>
Żebry-Kolonia>
Tymianki-Moderki>
Tymianki-Okunie>
Tymianki-Szklarze>
Nowodwory>
Ciechanowiec>
Malec>
Skórzec>
Moczydły-Pszczółki>
Olszewo>
Żale>
Bogusze Stare>
Bogusze-Litewka>
Kosianka Stara>
Grodzisk>
Mierzynówka>
Aleksandrowo>
Czarna Wielka>
Zaręby>
Dziadkowice>
Kąty>
Malewice>
Hornowo>
Zaporośl>
Choroszczewo>
Pokaniewo>
Grabarka>
Milejczyce>
Rogacze>
Lewosze>
Wólka Nurzecka>
Zubacze>
Bobrówka>
Piszczatka>
Połowce>
Stawiszcze>
Czeremcha
Wstałem o 4:00. Po jakimś
czasie wyszedłem i dojechałem do stacji Warszawa Wileńska przy której czekał
kolega. Tą linią jeżdżą pociągi do Zielonki, Tłuszcza, Jadowa, Łochowa i aż do
stacji końcowej w Małkini Górnej. Pociąg ruszył o 05:45. Było pusto. W Warszawie
było słonecznie, a zbliżając się coraz dalej na wschód zrobiło się pochmurnie.
Jechałem 1 godzinę 35 minut. O 7:20 wysiedliśmy w Małkini Górnej. Ach, w
okolicach tak jak ostatnio, tylko bardziej zielono. Parę uczniów wysiadło też z
pociągu do szkoły. Było pochmurnie i nawet zimno, więc założyłem kurtkę
przeciwdeszczową. No to pora na rower i przewidywane 126 km na wschód do
granicy Polski.
|
Wsie położone wzdłuż Bugu. |
Planem jest dojechanie do
granicy i po niej do Czeremchy na powrotny pociąg. Tam się znajduje końcowa
stacja pobocznej linii kolejowej po której jeżdżą szynobusy Kolei Mazowieckich.
Problem w tym, że pojawiają się tam 3 razy dziennie: o 04:12, 08:26 i 17:26.
Oczywiście trzeba zdążyć na ten ostatni. Inaczej spędzę noc na ulicy 160 km od
domu :D.
|
Gąsiorów nad Bugiem. |
Pierwsze miejscowości
przebiegały gładko na pustej drodze 694. Gospodarstwa stoją głównie po prawej
stronie. Dojazdy do nich, bo nie stały blisko drogi wyglądały schludnie.
Znajdują się nad rzeką Bug. Pewnie mieszkańcy za stodołą schodzą sobie na brzeg. Bocian
biały przeleciał mi nad głową i zatrzymał się na pobliskiej łące. Zaraz
pojawiły się lasy po drodze. Dojechaliśmy do Zuzeli.
|
Muzeum lat dziecięcych Stefana Wyszyńskiego w Zuzeli. |
Ciekawa nazwa miejscowości w
powiecie ostrowskim, w gminie Nur. Archeolodzy stwierdzili, że już w okresie
neolitu mieszkali tu jacyś ludzie. W 1161 roku wieś nazywała się Zorzola i to
była jej pierwsza wzmianka. W tej wsi urodził się Stefan Wyszyński w 1906 roku
i tu powstało muzeum na jego cześć.
Po Zuzeli zaczął się las z ciekawą
dekoracją.
|
Czy chcesz mieć taki las? Obsypany śmieciami? |
Chodzi o drzewo bez liści
udekorowane śmieciami. Przynajmniej w lesie wszędzie było czysto. Już nie było
chyba takich ciemnych chmur. Było ładnie zielono, cicho, trochę mgliście.
Skręciliśmy w prawo od drogi wojewódzkiej i jechaliśmy wzdłuż niej, ale bliżej
Bugu. Po paru wsiach dojechaliśmy do Nura. Znajduje się tu siedziba gminy.
|
Mapa gminy Nur. |
Jest tu skwerek, a dookoła
niego kolorowe kamienice, drewniane domki, przystanki, sklepy. Obok stoi urząd
gminy i bank spółdzielczy. Przy nim ludzie rozstawiali stragany. Wyglądało to klimatycznie, kiedy rano w pochmurną pogodę ludzie na bazarku dopiero co
się rozpakowują.
|
Rynek w Nurze. |
Powróciliśmy na drogę 694. Przy
większych polach znajduje się grupa wsi zaczynających się od nazwy Tymianki.
Zauważyłem na mapie, że jest ich 6. Przejechałem przez Tymianki-Moderki,
Tymianki-Okunie i Tymianki-Szklarze.
|
Po Nurze. |
|
Tymianki-Moderki |
Zaczął się las, a w nim koniec
województwa mazowieckiego i początek województwa podlaskiego! To już drugi raz
w którym opuszczam własne województwo. Poprzednio byłem w łódzkim, jadąc do
Łowicza. W przeciwieństwie do tamtego, gdzie pojechałem lokalną drogą, tutaj
trafiłem na odpowiednie oznakowanie.
|
Początek województwa podlaskiego. |
Dodatkowo jest to powiat
wysokomazowiecki. W nim znajduje się Ciechanowiec. Brzmi jak kuzyn Ciechanowa.
|
Spodziewałem się, że w tym województwie trawa będzie niebieska, a niebo zielone. Jednak wszystko jest normalne :-) |
|
W oddali było słychać wilgę i kukułkę. |
Dołączyliśmy do drogi 690. Na
poboczach rośnie rząd żółtych kwiatków. Trochę zwiększył się ruch pojazdów.
Dojechaliśmy do Ciechanowca. Miasto od 2014 roku ma 4834 mieszkańców. Jest
nieźle rozwinięte. Leży nad rzeką Nurzec.
|
Ładny rząd żółtych kwiatków. Co to rośnie? |
|
Zalew w Ciechanowcu. |
Zobaczyłem kościół św. Trójcy
Przenajświętszej z 1737 roku. Przyjeżdżały przed nim autokary wycieczkowe. Też
bym chciał jeździć autokarami, gdybym nie miał choroby lokomocyjnej :-(
|
Rynek w Ciechanowcu. |
Pora wyjechać z Ciechanowca.
Teraz już nie będziemy mieli żadnych miast po drodze. Po tym mieście zaczynają
się pustkowia przez pewien czas. Mogą nawet wystąpić pagórki. O! Zapomniałem,
że się zrobiło słonecznie.
|
Pagórki za Ciechanowcem. |
Droga 690 na tym odcinku
przebiegała przez wzniesienia, pola, lasy i była dosyć wąska. Często mijały nas
białe dostawczaki. Po Skórzcu zaczął się powiat siemiatycki. Przejedziemy przez
całą jego długość na wschód.
|
Malec |
|
Moczydły-Kukiełki |
Od drogi 690 skręciliśmy w lewo
bardziej na północ na drogę. Zaczęły się Żale i dobrze, że nie żale. Zaczęła
się też gmina Grodzisk. Kolega zainteresował się jakąś starą figurką z krzyżem
przy drodze w zarośniętej trawie za rowem, ale nie raczył tego sprawdzić, tylko
mnie wysłał. Nie zdołałem rozczytać daty.
|
Zaczęły się Żale. |
Przez można powiedzieć 3/4 i wycieczki jechaliśmy gładką, płaską drogą asfaltową bez pasów i z prawie
zerowym ruchem. Zwłaszcza w lasach to świetnie wyglądało.
|
PKS w Grodzisku |
Po jakimś czasie zaczął się
Grodzisk. To taka większa wieś. Są tutaj trzy kościoły stojące obok siebie po
obu stronach drogi. Zrobiłem zdjęcie temu największemu. Pozostałe oba to
cerkwie. Być może głównie występują na dalekiej wschodniej Polsce. Zauważyłem,
że cerkwie są ładnie kolorowe i mają pozłacane kopuły. Ciekawe co by było, gdybym
poszedł tam na mszę św. Musi to pewnie inaczej wyglądać.
|
Parafia Wniebowzięcia NMP w Grodzisku. |
|
Są pagórki w oddali. |
|
Płaski, wygodny asfalt. |
Po następnym lesie nastąpił
zjazd. Całą wieś Czarną Wielką (1,68 km) przejechałem z
prędkością 43 km/h. Po terenach zabudowanych już nie było z górki. Od Zaręb
zaczęła się gmina Dziadkowice i zaraz jej miejscowość. Jest to dobrze
rozwinięta wieś. Przez Dziadkowice przecina droga 19. Po Kątach jest lekki
podjazd.
|
Krowy na szczycie! |
|
Pokaniewo |
Pokaniewo szybko się pojawiło i zniknęło, bo leży poprzecznie do drogi. Od Choroszczewa jest gmina Milejczyce. Kolega miał
przy sobie jakieś nowe wypieki z Biedronki. Są to hamburgery frost. To bułki z
sosem, chyba wędliną, serem i nawet kotletem. Leżą tam gdzie bułki. Hmm
ciekawe. Będę musiał takie zdobyć. Od Grabarki miał się zacząć szlak Green
Velo, a przynajmniej przecinać... tak sądzę?
|
Mućki w Milejczycach |
Milejczyce to kolejna większa wieś. I tu pojawia się następna cerkiew z 1900 roku. Widzę, że
prawosławni mają zwyczaj stawiać na terenie kościelnym mały cmentarz.
|
Cerkiew św. Barbary w Milejczycach |
Potem zaczął się kolejny krótki
zjazd. Jest tu malutka lokalna stacja benzynowa i większa szkoła podstawowa.
Zaczęła się niewygodna droga z kocich łbów. Na jej poboczach jest piach. W
lesie na szczęście ktoś wydeptał obok wąską linię ubitej ziemi. Zaraz potem
zaczął się asfalt i prowadził przez niezamieszkane, zarośnięte tereny.
Wyprzedził nas dziadek na rowerze trekkingowym. Po prawej stronie zobaczyliśmy
czynny cmentarz w lesie. Jeden samochód stał zaparkowany.
|
Cmentarz w Rogaczach |
Hej! Widzę rosyjskie litery.
Oprócz cerkwi, to pierwszy, konkretny znak, że zbliżamy się do Białorusi. Być
może w tych okolicach mieszka jakiś procent Białorusinów. Od początku wycieczki
jechaliśmy prosto asfaltem i teraz nastał moment na ostatnie miejscowości.
Wyjechaliśmy z asfaltu na drogę gruntową. Większość domów, ale naprawdę
większość domów była z drewna. Nawet zachowały się stare płoty. Jakoś nie
widziałem samochodów. Nie dziwię się, że nie chcą tu mieszkać młodzi. Mijałem
dużo kapliczek z prawosławnym krzyżem. Prawosławny krzyż wygląda jak nasz, ale
ma niżej dodatkową belkę skrzywioną i wyżej krótką jak napis "INRI".
|
Las jak las, a jednak ma w sobie coś magicznego. Znajduje się daleeeeeeko na wschód niedaleko granicy. |
Wjechało się do lasu. Niby to
las, a jednak jest to szczególny las, bo znajduje się daleeeeko na wschód i ta
świadomość, że do Białorusi tuż tuż. To co innego niż przejechać się po lasku
przy Warszawie. Droga była trochę piaszczysta, lecz dało się jechać. W lesie
znajduje się przejazd kolejowy. Nic nie jechało. Kolega się zdziwił, że stoi
znak ograniczenia prędkości do 60 km/h na takiej drodze.
|
Tory w lesie. Hmm... takimi bym wracał do domu. |
O nie, konkretna, piaszczysta
droga! No cóż, nie da się jechać, więc trzeba zsiąść i prowadzić rower. Też się
niewygodnie prowadzi. Często na poprzednich wycieczkach zdarzały mi się piaszczyste drogi, ale były
krótkie. Tylko raz musiałem przez długi czas iść i iść i to było w lesie w
gminie Strachówka w 2015 roku... 3 km piachu. Teraz szliśmy dosyć długo
i zastanawiałem się czy to będzie nowy rekord. Jednak remis.
|
"Starodawno" tu coś. |
Naszym oczom ukazała się
kolejna wieś - Wólka Nurzecka. Każdy dom, który widziałem był drewniany i chyba
każdy z gankiem. Niestety nie było asfaltu. Piach wciąż pozostał. Mieszkańcy
tej wsi są prawosławni. To żywy skansen! Widziałem tylko emerytów. Miejscowy
dziadek na rowerze jechał za nami i głośno wymawiał "Te drogi to jak w
Korei Północnej!". Na drewnianych ławkach siedzą babcie ubrane w kolorowe
suknie i chusty na głowach jak takie babuszki. Nikt nie był o grama zdziwiony
naszym przybyciem. Na działkach nie widziałem żadnych samochodów. Roi się od
krzyży, drewnianych płotów, studni.
|
Mnóstwo prawosławnych krzyży. |
Po tej wsi rozpoczął się
kolejny piaszczysty odcinek w lesie. Jeszcze dalej jedziemy na wschód.
Częściowo właśnie dało się po tym jechać. Zaczęła się kolejna wieś o nazwie
Zubacze.
|
Zubacze |
Przynajmniej jest tutaj asfalt
i następna cerkiew. Została wzniesiona w 1895 roku.
|
Cerkiew Opieki Matki Bożej z 1895 r. w Zubaczach. |
|
Koniec Zubaczy. Na horyzoncie pas drzew co oznacza granicę. |
Jest tu tak samo jak w
skansenie. Z daleka już widziałem pas drzew i biało-czerwone słupki. Kolejna
wieś to Bobrówka i właśnie tutaj znajduje się blisko granicy Polski z
Białorusią. W końcu się udało! Osiągnęliśmy granicę! Warto zobaczyć ją z
jakiegoś wygodnego miejsca. Na końcu gruntowej drogi (wciąż stoją działki) jest
wydeptana trawa z ławką. Granica jest pasmem zaoranej ziemi. Za nim już jest
Białoruś. Po ich stronie stoi ściana drzew. Chyba tak jest wzdłuż całej
granicy. Po naszej stronie stoi biało-czerwony słupek, a po ich
zielono-czerwony. Szkoda, że nie mogę zobaczyć stąd jakichś białoruskich
terenów, lecz mogę popatrzeć na białoruskie krzaki i drzewa :D.
|
Yeah! Парадуемся! Нарэшце-то. Ups. |
Oczywiście nie wolno
przekraczać granicy. Nie można też dotknąć polskiego słupka. Przed znakiem
zakazu jest rozstawiony drut kolczasty. Wszelka próba przekroczenia granicy
zakończyłaby się zatrzymaniem i mandatem 500 zł. Po lewej stronie na paśmie
zaoranej ziemi stoi kamera i patrzy się na słupki. Wygląda jak zielony
fotoradar.
Teraz warto byłoby pojechać zobaczyć normalny przejazd graniczny
i pojechać do stacji kolejowej w Czeremchy. Do odjazdu szynobusu została
godzina. Pojechaliśmy na północ w kierunku drogi krajowej niestety piaszczystą
drogą leśną. To był już ostatni raz. Trafił się asfalt i dojechaliśmy do drogi
66. Po prawej stronie jest ciąg-pieszo rowerowy. Wygląda super! Na drodze
krajowej ani żywego ducha.
|
Ścieżka pieszo-rowerowa wzdłuż drogi krajowej prowadząca do przejazdu granicznego. |
Ścieżka skończyła się po
kolejnym, kolorowym prawosławnym cmentarzu. Nie miałem nic przeciwko temu, by
wjechać na drogę krajową :D. Od czasu do czasu przejeżdżał samochód z
białoruską tablicą rejestracyjną. Dojechaliśmy do przejazdu granicznego. Cały
ten kompleks budynków jednak znajduje się w Polsce.
|
Przejazd graniczny. |
No dobra, pora jechać do stacji
kolejowej. Przewidywałem, że na stacji pojawimy się 2 godziny przed szynobusem,
a jednak piaszczyste odcinki w prawosławnych wsiach nas opóźniły. W Połowcach
zaczął się asfalt. Po prawej stronie było dobrze widać w oddali granicę.
|
Czeremcha. Ostatnia miejscowość na dzisiaj. |
Już stał na stacji szynobus.
Odjedzie za 26 minut. Rozejrzałem się za biletomatem i nigdzie go nie było.
Lekko niemiła i ironiczna kasjerka sprzedała nam bilet na dwie osoby do Warszawy. To mój
pierwszy raz kiedy skorzystałem z kasy (nigdy więcej!) i kiedy kupiłem bilet
przesiadkowy, ponieważ w drodze powrotnej będzie jedna przesiadka. Wychodzi o
wiele taniej kupić taki bilet niż kupić dwa oddzielne bez przesiadki. Można
przesiąść się do następnego pociągu w trakcie przesiadki o dowolnej porze,
byleby to był wciąż ten sam dzień. To oczywiście jest zwykły, jednorazowy
bilet, nie jakiś specjalny, imienny, weekendowy itp. Szynobusem okazał się być Newag 222M. Pierwszy raz skorzystałem z szynobusa. Jest nowoczesny z
przedziałem dla rowerzystów o takiej samej sporej przestrzeni jak w pociągach.
Tak więc usiadłem sobie wygodnie i szynobus jechał 90 km na nieco południowy
zachód do Siedlec. Przystanki zdarzały się rzadko i były to bardzo niskie
perony jak wysokie krawężniki na ulicach. W Siedlcach dojechaliśmy o 19:03.
Pociąg, tym razem piętrowy i do tego przyspieszony (omija większość
przystanków) już stoi na kolejnym peronie i odjedzie o 19:17. Przedział dla
rowerzystów był na początku. No i kolejna jazda pociągiem na zachód przez 90
km. Dałem koledze bilet, bo jedzie o parę stacji dalej w głąb Warszawy, a ja
wysiądę jak zwykle przy Stadionie Narodowym. O 20:40 znalazłem się w domu.
Uff, udało się. Wspaniale było zobaczyć granicę na własne oczy tak daleko na
wschodzie. Spać mi się chciało. Raczej z kolegą się już nie spotkam w ciągu
paru miesięcy. Następnym razem powinienem pojechać do gminy Jakubów.