poniedziałek, 2 marca 2015

Wizyta u króla Jana Kazimierza

    Pora na kolejną wycieczkę. Dziś chyba będzie krótko. W niedzielę postanowiłem zwiedzić dokładniej gminę Nieporęt, zapuszczając się w lasy nadleśnictwa "Jabłonna". Głównym celem wycieczki było zobaczenie starego dębu szypułkowego o imieniu Jan Kazimierz. Szacuje się, że ma 300-400 lat.
    Na liczniku wyszło 59,7 km. Przebieg wyglądał następująco:
Warszawa Praga Północ>Rembelszczyzna>Izabelin>Nieporęt>Wólka Radzymińska>Dąbkowizna(osada leśna)>Powrót tą samą drogą.

Las iglasty przy Dąbkowiźnie
    Na początku pomęczyłem się ulicą Płochocińską. Całkiem sporo osób zaparkowało przy kanale Żerańskim. Okazało się, że przy ulicy na otwartej przestrzeni odbyła się giełda ptaków ozdobnych, a myślałem, że ludzie przyjechali łowić ryby. Z tego co wiem, to pokazywali tam króliki (króliki to ptaki?), kury, papużki faliste i gołębie i, że następna giełda odbędzie się 8 marca, a ja wtedy będę mieć zjazd na studiach :/.
    Tym razem zabrałem ze sobą Garmin eTrex 20. Jest to typowy GPS, który niestety nie pokazuje dróg na mapie, a waypointy. Najlepsze jest to, że ma funkcję szukania ukrytych skrzynek Mam na myśli geocaching. To międzynarodowa zabawa polegająca na szukaniu ukrytych przez internautów skrytek na całym świecie. Trzeba mieć do tego GPSa. Współrzędne mogą pokazywać dokładne położenie skrytki lub obszar poszukiwań. Mogą trafić się zagadki, łamigłówki lub instrukcje typu "13 kroków od głazu na wschód, a potem 7 na północ, itp. Skrytki są ciekawie schowane. Mogą być przypięte magnesem, ukryte pod liśćmi, w dziurze, w drzewie. Możliwości jest nieskończenie wiele. W środku skrzynki znajduje się dziennik do którego należy się wpisać oraz różne... skarby :D. Można coś wziąć i zostawić coś swojego lub nic nie brać. Pudełko może być dowolnego rozmiaru. Po tym trzeba odłożyć je tam, gdzie było, by kolejni poszukiwacze skarbów mogli ją znaleźć. Na mojej trasie zlokalizowałem dwa geocache, które znajdują się na terenach leśnych. Pierwszy leży na terenie opustoszałej, lecz czynnej stacji PKP, a drugi... w 300-400 letnim dębie!
    Dojechałem do Izabelina. Jak zwykle przejeżdżając pod linią wysokiego napięcia słyszało się brzęczenie. Jakby ktoś nie wiedział, to zjawisko wyładowania koronowego. Minąłem rzekę Beniaminówkę.




 
    Wjechałem na drogę nr 631. Prowadzi przez las Markowy i Drewnicki. Kierowcy jadą jak szaleni. Jeżdżą z zawrotną prędkością po nierównej nawierzchni asfaltowej. Na poboczach roi się od krzyży. Od strony południowej są powieszone obrazki Jezusa z tekstem "Ja Cię ochronię". To mało. Zarząd województwa postawił nietypowy, pionowy znak drogowy.

Czarny punkt. O dziwo bez licznika.
    Czarne punkty są wstawiane na niebezpiecznych odcinkach, gdzie odnotowano 12 lub więcej wypadków na 1 km drogi w ciągu trzech ostatnich lat. Zwykle na tablicy widnieje licznik rannych i zabitych. Mamy w Polsce około 1600 takich znaków. Dodatkowo przy znaku wbudowuje się pasy poprzeczne do osi jezdni. Efekt jest odwrotny niż zamierzony. Kierowcy, zamiast zwalniać, przyspieszają! No cóż, chcą jak najprędzej przejechać ten niebezpieczny odcinek jadąc szybko i ryzykują wypadkiem. Ot taki paradoks.
    Przejechałem przez Wólkę Radzymińską i wjechałem w tereny leśne. Zaraz niedługo dojechałem do stacji kolejowej Dąbkowizna. Cztery razy na dobę przejeżdża pociąg. Wydaje się być opuszczoną stacją, ale nadal czynną. Żywego ducha nie było.


    Właśnie tu znajduje się pierwszy geocache na mojej trasie! Nie musiałem długo szukać. Współrzędne pokazywały dokładne położenie skrytki. Była w korzeniach sosny.


    Jak widać, nie znalazłem niczego ciekawego. Plastikowy kucyk, coś w rodzaju zamka na klucz, bransoletka i oczywiście dziennik, do którego się wpisałem. Niczego nie brałem i niczego nie zostawiłem.
    Ruszyłem do Dąbkowizny. Od razu powitały mnie szczekające psy zza ogrodzeń. Po powrocie już były poza działką i zaczęły trochę mnie gonić. Spokojnie, jakby ktoś zamierzałby tam pojechać, to niech wie, że one są małe jak pinczery. O ile pamiętam to jechałem żółto-czerwoną ścieżką rowerową. Wjechałem do lasu iglastego. Od razu zrobiło się zielono, a nawet pojawiły się przejaśnienia.

Zieleń potęgowały iglaste krzaki.
    Szkoda było mi jechać takim lasem, więc się przeszedłem. Las się skończył i moim oczom ukazał się cel wycieczki - dąb Jan Kazimierz! Prawdopodobnie wykiełkował w 1600-1700 roku.

Nie takiego Kazimierza się spodziewaliście?
    Ale zaraz! GPS krzyczy, bo wyczuwa kolejną skrzynkę. Według wskazówki, znajdowała się w korze dębu. Okrążyłem dookoła pomnik przyrody. Na szczęście drzewo wciąż wegetuje. Z tyłu znajduje się spora dziura. Nie musiałem tak bardzo daleko wsadzać tam ręki. Wyjąłem pudełko, a tam same skarby! Polskie, współczesne, nie-złote dublony! Jakby komuś się nie spodobały monety, to ma jeszcze do wyboru pastę do zębów.


    Jednak niczego nie wziąłem, bo nie ma to jak wspomnienia. Mam nadzieję, że dębowy król nie miał mi tego za złe, że... grzebałem pod jego korą.
    To by było na tyle. Wróciłem tą samą drogą. Nie wiem gdzie pojadę następnym razem, ale na pewno nie w ten weekend, bo rozpoczyna się u mnie drugi semestr, więc w następny. Jednak dokąd? Tego jeszcze nie wiem :-)

poniedziałek, 23 lutego 2015

Nie taka zielona, zimowa Zielonka

    W końcu uporałem się ze studiami. Zaliczyłem matematykę i nie będę już musiał więcej liczyć! Chyba, że będzie matematyka 2.0. Tak czy siak z granicami, całkami, macierzami i pochodnymi mogę się pożegnać. Miałem w zeszły weekend przejechać się kolejną prostą trasą, ale wtedy poprawiałem ćwiczenia i egzamin i okazało się, że nie zaliczyłem i musiałem uczyć się przez cały weekend. W poniedziałek napisałem kolejny raz i w końcu zaliczyłem. Teraz znowu będę miał w marcu zwykłe zjazdy i od czasu do czasu coś do nauki. Nie mam głowy do liczenia.

Tory prowadzące do Ząbek     

    Znacie Glinianki w Zielonce? To jedno z moich ulubionych miejsc, ale głównie wiosną i latem. Sporo osób się tam zbiera, ale teraz nie. Postanowiłem odwiedzić to miejsce, jadąc dłuższą trasą.

    Wygląda to tak: Targówek>Rembertów(las)>Zielonka>Glinianki>Las Drewnicki>Pustelnik(Marki)>Stanisławów Pierwszy>Białołęka. Razem 54 km i wstyd, że nie więcej, ale wcześniej jeździłem na rolkach :D

     I tak jestem średnio zadowolony. Mogło to być coś lepszego.
Ulica Zabraniecka. Po lewej stronie znajduje się siedziba Cyfrowego Polsatu.
Elektrociepłownia Kawęczyn

    Z powodu remontu torów musiałem objechać Rembertów lasem.







    Dojechałem do Zielonki w Gliniankach. Ile tam było kaczek :D Stawy zamarzły co mnie trochę zdziwiło. Kiedyś wydobywano tu odkrywkowo glinę, a potem zalali wyrobiska.

Ołoł

    Potem pojechałem przez las Drewnicki aż do początku lasu Markowego. Chciałem dojechać do pewnego miejsca zwanego Czarnym Jeziorem, które położone jest w tym pierwszym lesie. Między drzewami jest ukryta skrzynka do której mam współrzędne. Jako, że było sporo błota, to musiałem zrezygnować.

Droga numer 632

    Coraz wolniej jechałem. Prędkość spadała do 17 km/h. Dopiero jak dojechałem do Białołęki, to zauważyłem niskie ciśnienie w tylnym kole. Więc oto winowajca. Zmieniłem dętkę na trawie i pojechałem dalej. Zawiodłem się po raz kolejny na wentylach Presta. Od teraz kupuję tylko Schradery i Dunlopy.


    Nie wiem co napisać, więc na pożegnanie wstawiam zdjęcie sarn. Opuściłem się ze zwiedzaniem różnych miejsc. Może następnym razem pojadę do dęba Jana Kazimierza lub poszukam parę ukrytych skrytek. Właściwie to przy tym dębie znajduje się jedna.