sobota, 25 marca 2017

Kampinoskie szlaki

    Robi się trochę cieplej. Trawa się powoli zieleni jak też i lekko krzaki. Wybieram się w tym czasie do gminy Kampinos. To już ostatnia, pożegnalna wycieczka na zachód do powiatu warszawskiego zachodniego! Gmina jest położona najbardziej na zachód. Za nią zaczyna się Sochaczew. Odwiedzę znów Kampinoski Park Narodowy, jakieś opuszczone wsie, wieś Kampinos, Niepokalanów i Żelazową Wolę.

Ponownie KPN!
Wyszło 85,5 km. Przebieg:

Teresin>Paprotnia>Stare Gnatowice>Zawady>Prusy>Podkampinos>Kwiatkówek>Kampinos A>Kampinos>Koszówka>Józefów>Granica>Bieliny>Karolinów>Bromierzyk>Łazy Leśne>Grabnik>Komorów>Łazy>Pasikonie>Wola Pasikońska>Strojec>Rzęszyce>Pindal>Krisztajnów>Budki Żelazowskie>Mokas>Dzięglewo>Żelazowa Wola>Strzyżew>Szczytno>Skarbikowo>Nowe Paski>Stare Paski>Topołowa>Teresin-Gaj>Teresin

    Wsiadłem do wcześniejszego pociągu, czyli o 09:24. Nadal było pusto. Co prawda nie było przedziału dla rowerzystów przy łączeniu składów, ale za to było dużo pustej przestrzeni. Ważność legitymacji jest bliska wygaszenia. Jest ważna do 31 marca. Trzeba będzie się przejechać do uczelni. Wysiadłem w Niepokalanowie o 10:14. Pojechałem tą samą ścieżką rowerową co na końcu poprzedniej wycieczki. Przedostałem się na drugą stronę drogi krajowej. Niebo się niebawem rozchmurzyło i w końcu mogłem zobaczyć błękit!

Przy Paprotni słupy wysokiego napięcia są pomalowane na zielono.
    Ruszyłem na północ, kierując się do wsi Kampinos. Niektórzy na puszczę Kampinoską mówią slangowo "Kampinos" - tym razem tu mam na myśli miejscowość. Tego dnia dosyć mocno wiało, bo 18 km/h z północy.

W oddali Zawady
    Droga do Starych Gnatowic okazała się być polna. Na szczęście powrotna jest asfaltowa. Założyłem nowe rękawiczki krótkie od Krossa. Wciąż było za zimno, więc zmieniłem szybko na zimowe. Naprawione słuchawki od razu się zepsuły :-/, więc przez cały czas jechałem w ciszy... po raz trzeci.

Rzeka Utrata
    W Zawadach jest ładna, spokojna droga asfaltowa z krawężnikami. Znalazłem się znowu w Podkampinosie i skręciłem na północ. Potem musiałem skręcić w lewo, by dojechać do Kwiatkówka i się wrócić. Inaczej musiałbym zrobić niepotrzebną pętlę. Robotnicy łatali dziury na drodze, a gdzieś w pobliżu jechał wąski walec. Objechałem osiedla domków w Kampinosie i dojechałem do jego centrum.

Skwerek w Kampinosie
    Było pustawo. Obok skwerku stoi drewniany kościół z XVIII wieku. Naprzeciwko niego, po drugiej stronie ulicy stoi pomnik przyrody - Dąb Stefan Wyszyński. Ma 398 cm obwodu i 28,5 cm wysokości. Nie wiem ile ma lat.

Kościół Wniebowzięcia NMP z 1782 roku.
Dąb Stefan Wyszyński
    Po Kampinosie pojechałem dalej na północ drogą asfaltową. Zaczęło się ostro z górki i niebawem wjechałem do obrębu Kampinoskiego Parku Narodowego. Skręciłem w prawo do Koszówki. Ubita droga była dosyć wygodna. Minąłem parę gospodarstw leśnych i droga się naprawdę pogorszyła. Mimo to wytrzymałem i wróciłem na asfalt.

Stawy w Józefowie
    Droga asfaltowa była dziwnie wąska. Po prawej stronie widziałem jakieś stawy. Jakiś kierowca zatrzymał się dokładnie tam, gdzie stałem. Pomyślałem, że potrzebuje pomocy lub myśli, że to ja potrzebuję, bo stoję. Wysiadł, spojrzał się na chwilę bez słowa i popatrzył na staw. Ja w myślach "eee, ok?" i ruszyłem. Pewnie sprawdzał czy rośnie już ryż :-D.
    W Józefowie wjechałem już na serio do puszczy. Tu jak zwykle nie miałem pewności czy będę jechać wygodnymi ścieżkami i przynajmniej trochę widocznymi. Na szczęście było szeroko. Zatrzymałem się pod wiatą i przebrałem się w spodenki. O wiele lepiej! Zjadłem też nowy baton proteinowy z Biedronki. Chyba takie nie nadają się na rower. Był dosyć syty. Powiem, że znowu pojechałem nieco na głodniaka. Nie było w sklepie żadnych przekąsek typu parówka w cieście, więc miałem tylko batony. Tak więc rozpoczęła się 20 kilometrowa jazda po puszczy. Jak dla mnie to rekord.

Szlak zielony do wsi Granica.
    Pierwsza wieś w puszczy to Granica. To jeszcze taka hmm... cywilizacja. Znajduje się tu leśniczówka, skansen, parking, cmentarz wojenny. Nikogo nie było.

Mapa Parków Narodowych. Przypomniały mi się lekcje przyrody w podstawówce.
Chatka Kampinoska z 1911 roku.
Cmentarz wojenny
    Pojechałem na północ żółtym szlakiem. Po drodze minąłem robotników jadących ciągnikiem. Wytworzyli ślady na niektórych krótkich piaszczystych odcinkach. Zjechałem w lewo ze ścieżki.



    Druga wieś w puszczy to Bieliny. Na moje oko wydaje się być opuszczoną wsią. Wszystko było zarośnięte. Stały przewrócone słupy niskiego napięcia. Czasami można było dostrzec stare fundamenty po opuszczonych gospodarstwach. Jakbym przeniósł się do 1935 roku, minąłbym 33 zamieszkane gospodarstwa po prawej stronie.

Opuszczony dom w Bielinach
    Znowu jechałem zielonym szlakiem. W pewnym momencie zauważyłem łosia, który biegł w podobną stronę co ja. O kurde! Przyspieszyłem i zaraz zniknął mi z oczu. Zapomniałem, że trzeba co jakiś czas klaskać, żeby dać znać łosiom i dzikom, że tu jestem i żeby się nie zbliżały. Tak więc uczyniłem. Zresztą i tak rower hałasował po wybojach. Dojechałem do dęba Powstańców 1863 roku.

Dąb Powstańców 1863 r.
    Dąb ma 250 lat i 420 cm obwodu. Podobno na jego konarach wieszano powstańców w czasie Powstania Styczniowego w 1863 roku. Dosyć przerażające. Ciągle się rozglądając za łosiem, wjechałem w łąki puszczy.

Gdzieś tam w oddali jest nieistniejące Karolinów.
    Spokojnie, to wciąż jest szlak zielony rowerowy. Szlak prowadził w cieniach tych drzew i zaraz znowu wjechałem w puszczę. Napotykałem strome wzniesienia.


    Trzecia wieś w puszczy to Karolinów. Całkowicie opuszczona. Znajduje się właśnie na tych łąkach. Nic tam nie ma, oprócz powalonych słupów na środkach łąk i fundamentów. Jest tam gdzieś opuszczony cmentarz ewangelicki, oraz miejsce zbrodni z 2002 roku. Brr, no nieciekawie. Na drodze były przewrócone drzewa. Według starej mapy z okresu międzywojennego, wieś Karolinów była całkiem rozwiniętą wsią z dużą ilością gospodarstw z rozgałęzionymi drogami. Teraz na mapie są same łąki, bagna i brak jakichkolwiek dróg. Większość wsi na terenie parku narodowego została wyludniona z powodu zostawienia w spokoju tego sporego ekosystemu, żeby człowiek tam nie ingerował. Zbliżając się, czułem narastający niepokój.

Okej, zawracam.
    Zawróciłem i dojechałem do czwartej wsi w puszczy - Bromierzyka. Też mi wygląda na opuszczoną wieś. Nie dostrzegłem żadnych budynków, oprócz kapliczki, którą pewnie ktoś odwiedza.

Kapliczka w Bromierzyku.
    Wjechałem w teren powiatu sochaczewskiego na początek wsi Farmułki Brochowskie. Tam już jest jakaś cywilizacja, co prawda rzadka. Słyszałem w oddali piłę mechaniczną. Pojechałem inną drogą i znowu dojechałem do szlaku zielonego. Jeszcze pozostały mi Łazy leśne i będę mógł pożegnać się z puszczą. W końcu wjechałem na częściej uczęszczaną drogę, która prowadzi na asfalt. Zjadłem drugiego batona proteinowego. Smakował jak Big Milk śmietankowy. Po nim czułem się tak, jakbym wypił parę szklanek mleka :-/. Powróciłem do cywilizacji. Odcinek przez Grabnik także okazał się być szlakiem zielonym.

Po Grabnikach

    Dojechałem na konkretny asfalt i jechałem dalej na zachód. Wiatr dawał się we znaki. Na puszczę mogłem już tylko popatrzeć z daleka. Pomarańczowy autobus szkolny rozwoził uczniów do domów.

Łazy
    Pozostało parę wsi na północy i wiedziałem, że asfalt znów się skończy. Są to Rzęszyce, Pindal, Krisztajnów i Budki Żelazowskie.

Strojec
    Wieś Pindal wydaje się być tylko jednym gospodarstwem, tak więc nic tu po mnie. Spodziewałem się w Krisztajnowie drogi asfaltowej, ale nie, nie było. Ostatnia prosta i teraz miałem już gwarantowany asfalt do końca trasy.


    Wjechałem do powiatu sochaczewskiego. O, patrzcie - znów szlak zielony! Po Mokasie i Dzięglewie dojechałem do Żelazowej Woli. Była po drodze. Tam w 1810 roku urodził się Fryderyk Chopin. Jednak po niecałym roku i tak przenieśli się do Warszawy. Można wejść na teren dworku za 4 zł, niestety bez roweru. Tak więc na moje warunki mogłem sobie pozwolić na to zdjęcie:

Za ogrodzeniem Dom Urodzenia Fryderyka Chopina.
    Wracałem na południowy wschód do Niepokalanowa. Przed Szczytnem miałem ostry zjazd nad rzeką Utrata. I oto ostatnia miejscowość powiatu - Skarbikowo! Super!

Ostatnia miejscowość gminy i powiatu warszawskiego zachodniego!
    Przejechałem na drugą stronę drogi krajowej i jechałem obok wielkich hali dla tirów. W Niepokalanowie poczekałem na pociąg. Niby miał się zjawić za parę minut, ale ani widu ani słychu. Poczekałem na następny. Zaczęło słońca brakować, a ja zacząłem trząść się z zimna. Zadzwonił dzwon w bazylice. Jak widać, spodenki w taką temperaturę mogą się już powoli nadawać do jazdy, ale nie do stania.
    To by było na tyle. Cały powiat warszawski zachodni zaliczony! Przejechałem jego każdą miejscowość, a jest ich 158. Począwszy od Łomianek, kończąc w Skarbikowie niedaleko Żelazowej Woli. Fakt, niektóre wsie są opuszczone od dawna i nie wiadomo czy mogą się zaliczać, ale dmuchałem na zimne i jednak tam pojechałem.

Oto wszystkie ślady po powiecie warszawskim zachodnim, oprócz niektórych krótkich:

wtorek, 14 marca 2017

Leszno i Niepokalanów

    Ostatni raz znalazłem się w Błoniu, wysiadając wczoraj na stacji kolejowej. Pojechałem na zachód od Leszna, nie przekraczając jeszcze wsi Kampinos. To były ostatnie miejscowości gminy Leszno. Zajrzałem do Kampinoskiego Parku Narodowego na nieco krócej oraz odwiedziłem miejsce działalności św. Maksymiliana Kolbe w Niepokalanowie.

Pogoda wciąż niezachęcająca do wyjścia z domu :-(
Wyszło 56,1 km. Przebieg:

Błonie>Wawrzyszew>Rochaliki>Walentów>Szadkówek>Towarzystwo Czarnów>Podrochale>Plewniak>Grądki>Grądy>Marianów>Szymanówek>Grabina>Korfowe>Wiejca>Powązki>Wilków>Wilkowa Wieś>Czarnów>Gawartowa Wola>Stelmachowo>Trzciniec>Podkampinos>Izbiska>Maszna>Nowe Gnatowice>Paprotnia

    Pojechałem pociągiem tak jak poprzednio o 10:24, by nie zastać zapchanego pociągu. O 11 wysiadłem w Błoniu i przeprowadziłem rower na drogę 579Jechałem po ścieżce rowerowej, co mnie ucieszyło jako, że ta droga miała dosyć spore natężenie ruchu. W ten sposób ominąłem korek pojazdów chcących wjechać na drogę krajową 92. Przeszedłem na drugą stronę drogi krajowej i po Wawrzyszewie i Rochalikach wjechałem na gminę Leszno.

Początek gminy Leszno
    W tych okolicach wsie są położone blisko siebie. Można zrobić pętle na 9 km i już przejedziesz na wskroś 10 wsi. Przez cały dzień było pochmurno, ale miałem małą nadzieję na cud. Wiedziałem, że niebawem skręcę w lewo na drogę polną na skróty. Droga polna liczy 900 metrów i okazała się rozkopana, rozjeżdżona i nawet na piechotę nie miałem ochoty jej przejść. Odpuściłem sobie i zamiast tego do Szadkówka dojechałem okrężną drogą i zawróciłem. Dobrze zrobiłem, bo jak już wracałem, to miałem myśl, że na pewno wciąż bym szedł polną drogą, gdybym wybrał pierwszą opcję.

Szadkówek
    Zjadłem batona z niesmakiem i nie do końca. Buee, zbrzydły mi już od ponad roku! Już nie pamiętam dlaczego je kupiłem. Ogólnie są świetne - mają musli, czekoladę, kawałki owoców. Polecam, ale już nie dla siebie. Rzygać mi się chciało, więc jechałem na głodniaka. Od długiego czasu kupuję już inne z innych sklepów i zjadam je ze smakiem.
    Dojechałem na drogę 580 w Grądach. Ta droga wojewódzka biegnie przez Warszawę, Stare Babice, Leszno i Sochaczew. Można tam się spodziewać autobusów ZTM. W tych okolicach są głównie tereny osiedlowe z samymi domkami bez gospodarstw. Jest całkiem sympatycznie. Czasami brakowało asfaltu. Na ulicy podleśnej drogowcy wlewali asfalt do dziur.

Szymanówek
    Przyszedł czas na Szymanówek przy puszczy Kampinoskiej. Tam już jechałem niezbyt wygodną drogą gruntową. Skończyły się tereny osiedlowe. Częściowo szedłem z powodu piaskowej drogi. Minąłem ulicę Asi i Alka. Zastanawiałem się czy mieszkają tam Asia i Alek, którzy poprosili radę gminy Leszno o uchwalenie nazwy drogi na cześć ich imion. Patrząc po uchwale, było to w 2012 roku. Może ta ulica pochdzi od nazwy jakiejś powieści? Wjechałem już do Kampinoskiego Parku Narodowego. Powitał mnie znak zakazu wjazdu do lasu z wyjątkiem leśników. Pomyślałem, że może nawet ja na rowerze nie mam tu wstępu, ale mimo to pojechałem.


Lada chwila będzie Grabina
    Jechało się niewygodnie. Były małe wzniesienia i zjazdy. Przynajmniej droga jest szeroka. Dojechałem do Grabina. Tam znajduje się szlak niebieski. Jeśli się dokładnie przyjrzysz tamtędy jadąc, trafisz na poukrywane działki. Niektóre są opuszczone.

Grabina
    Pojechałem na Korfowe, czyli na południowy zachód. Trzymałem się tej samej drogi i wiedziałem, że jak dojadę na asfalt, to już będzie koniec lasu na dzisiaj. Szlak niebieski zaraz skręcił w prawo, a ja jechałem prosto. Czasami znowu musiałem prowadzić rower. I tak nie widziałem żadnych działek, chyba, że opuszczonych. Na końcu dostrzegłem tylko dwie zamieszkane. Zatrzymałem się przy jednym opuszczonym gospodarstwie.

Opuszczone gospodarstwo w Korfowym
    Nawet ogromny, brązowy myszołów się wystraszył. Po lewej widziałem złamany słup niskiego napięcia.

Drogi były oznaczone czerwonymi liczbami na białym tle.
Powyginane te drzewa.
    Skończyła się puszcza i zaczęło się trochę cywilizacji. Ta niewygodna jazda mnie trochę zmęczyła, ale nie było tak źle.

Koniec lasu
    Ciągle gdzieś z daleka słyszało się odgłosy myszołowów. Dojechałem na drogę wojewódzką w Wiejcy. Zjadłem drugiego, ostatniego batona i też nie do końca. Teraz jeszcze zobaczyć Powązki. Tam tak samo są tereny osiedlowe.

Mapka Powązek
    Zatrzymałem się przy tablicy i usłyszałem donośny świst szpaka. Siedział na linii elektrycznej. Zaraz po tym szpak nadawał inne odgłosy. Wiadomo, że szpaki umieją naśladować śpiew innych ptaków. Doznałem opadu szczęki po tym jak usłyszałem jak szpak realistycznie wydaje z siebie odgłosy myszołowa! Dla ciekawskich, jak brzmi myszołów: Odgłos myszołowa

Nasz szpak!
    Powróciłem na drogę wojewódzką i pozostało mi nic jak tylko skierowanie się drogami asfaltowymi do powrotnej stacji kolejowej. Niektórym kotom zazdrościłem mieszkania na ogrodzonej działce. Oprócz siedzenia w domu, mogą sobie wyjść w plener.

Ałuuuu!
Pola już się wysuszyły. Rzadko zdarzały się nich stawy.
Czarnów
Gawartowa Wola
    Minąłem Stelmachowo-Trzciniec blisko siebie, Podkampinos, rzekę Utratę i wkroczyłem do powiatu sochaczewskiego. Od razu pojawiły się po przeciwnych stronach pasy rowerowe.

"Maszna" bilet?
    Przeszedłem na drugą stronę znanej drogi krajowej i jechałem po ścieżce rowerowej. Dojechałem do Niepokalanowa. Sam nie wiem czy tak naprawdę jest to Paprotnia czy może jeszcze Teresin. Tak czy siak jest to ważna miejscowość. Tutaj założył stację radiową, osiedle zakonne, wydawnictwo, klasztor św. Maksymilian Kolbe. Jest tu też muzeum na jego cześć. Pamiętam jak odwiedziłem to miejsce pociągiem gdzieś w 2004 roku z kolegą i starszym lektorem. Miałem za sobą 2 lata w służbie ministranckiej. Odwiedziliśmy bazylikę, cmentarz, muzeum. Za bazyliką było jakieś kino w której myśleliśmy, że puszczą nam Pasję :-D. Widzieliśmy pokój św. Maksymiliana. Znajomy ksiądz dał nam różańce. W kiosku kupiłem kolorową sprężynę, a kolega... wuwuzelę! O kurde, trąbił nią jak szalony, a lektor, pełniący odpowiedzialność za nas, czuł się zakłopotany. Do stacji zbliżał się pociąg, a on... trąąąąąbbb! Po powrocie do domu, jeszcze przez parę dni chodził po podwórkach i trąbił.
    Wracajmy do 2017 roku. Znalazłem się tam po raz drugi. Znając już to i owo, zobaczyłem bazylikę i skierowałem się do stacji kolejowej.

Bazylika Niepokalanej Wszechpośredniczki Łask w Niepokalanowie
    Biletomat stał przy budynku na pierwszym peronie i całe szczęście, że rozkład jazdy też. Nie lubiłem jak w Błoniu rozkład jazdy stał na dalszym peronie i trzeba było się tam czołgać i wracać. Wsiadłem do pociągu o 14:37. Częściowo poruszanie się na piechotę po lesie zabrało mi trochę czasu. Całą gminę Leszno mam za sobą. Następnym razem wycieczka do powiatu warszawskiego zachodniego będzie prawdopodobnie ostatnia.

czwartek, 9 marca 2017

Leszno i puszcza Kampinoska

    Pora na kolejne spotkanie z Narodowym Parkiem Kampinoskim. Pozostały jeszcze 2-3 wycieczki do powiatu warszawskiego zachodniego. Mam nadzieję, że zrealizuję je do końca marca. Wczoraj wybrałem się z kolegą do wschodniej (bliższej) części gminy Leszno, jako, że chciał zobaczyć tę miejscowość i lubi puszczę. Wycieczka będzie łatwa, bo wynosi tylko 50,8 km. Z dojazdami na stacje dystans trochę się przedłuży.

Jazda na północ od Błoni
Wyszło 60,2 km. O, no właśnie. Przebieg:

Płochocin>Święcice>Orły>Pilaszków>Myszczyn>Feliksów>Zaborów>Ławy>Roztoka>Łubiec>Kępiaste>Julinek>Leszno>Zaborówek>Wąsy-Wieś>Białutki>Białuty>Błonie

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1LLG2invPl80rcqQCpnQRF_rU-Sg&usp=sharing

    Przed wyjściem z domu napompowałem koła. Po napompowaniu przedniego koła, dało się słyszeć syk z wentyla. Okazało się, że dętka pod wentylem samochodowym trochę się przedarła. Za bardzo agresywnie pompowałem przez co wentyl się ruszał na boki. Do wyjścia zostało 30 minut, więc szybko wymieniłem dętkę na nową. Wyruszyliśmy pociągiem o 10:24 z tej stacji co zwykle. Obawiałem się tłumów ludzi jadących do pracy tak jak ostatnio i dlatego wybrałem późniejszą godzinę. Jak widać, opłacało się! Pociąg był pusty. Wysiedliśmy o 11:00 na stacji Płochocin.

EP07 od Intercity jak zwykle minął ekspresowo stację Płochocin
    Kolega też postanowił napompować swoje koła. Poczekałem, a tu też mu syczy z wentyla! Wytłumaczył, że niedawno temu rower mu się przewrócił podczas pompowania z wetkniętą pompką, co uszkodziło wentyl. Szybka wymiana dętki i opuszczamy stację, jadąc przez uliczki Płochocina. Od tego stania, zimno mi się zrobiło. Było pochmurnie, brzydko, trochę wilgotno. Pola już nie wyglądały jak po powodzi. Rozpoczęła się jazda na północ przez parę miejscowości, które zwiedziłem w grudniu jak np. Orły. Przejechaliśmy na drugą stronę drogi krajowej.
    Zaczęła się gmina Leszno od Feliksowa. Potem jest miejscowość Zaborów, przez którą biegnie droga 580. Zwiedziłem kościół i skwerek.

Kościół Nawiedzenia NMP w Zaborowie
    Teraz zrobiliśmy małą pętle po terenach mieszkalnych Zaborowa, kierując się już do Narodowego Parku Kampinoskiego. Rozpoczął się jedyny leśny odcinek w trasie, który ma 10 km.

Początek leśnego odcinka.
Jest przejezdnie!
    Było dosyć sucho. Tylko ja wiedziałem, że zbliżamy się do opuszczonej wsi :-D. Minęliśmy chłopaka na rowerze.

Jedna z alternatywnych rozwiązań przeciw piaskowym szlakom
    Czasami na drodze był wilgotny piach, więc było widać po bokach alternatywne rozwiązania w postaci wydeptanych ścieżek, biegnących równolegle do szlaku. Pojawił się znak o treści "Cmentarz wojenny".

Cmentarz wojenny
    Od czasu do czasu las zmieniał się na iglasty i odwrotnie. Preferuję w okresie jesienno-zimowym lasy iglaste, bo jest zielono, ziemia jest pomarańczowa od suchych igieł i często jest mech. W liściastych lasach jest po prostu wszędzie brązowo i nudno.

Bagna
    Po obu stronach pokazały się bagna i były na tym samym poziomie co droga, która z jakiegoś powodu pozostała sucha. Z daleka dało się widzieć sporą, zalaną łąkę.

Oj, taaaak. Jest ładnie.
Te wszystkie szlaki chyba prowadzą z powrotem do Wyględów Górnych.
    Na skrzyżowaniu szlaków skręciło się w lewo na szlak zielony. Minęliśmy dwie osoby z psem. Zaczęła się opuszczona wieś Ławy. Według 2011 roku, zamieszkiwało tę wieś trzech mężczyzn. Chciałbym coś więcej dowiedzieć się na temat tej wsi, bo nie mogę nic więcej znaleźć w Internecie.
    Kolega dostrzegł opuszczony budynek przy szlaku zielonym. Nie wygląda mi na dom, bo jest dosyć mały. Rozejrzeliśmy się dookoła. Jest studnia z wodą, do której lepiej nie wpaść. Drzwi od przodu są zaryglowane. Można było dostać się do małej piwnicy. Jest tam tylko drewno, krzesło i drabina.

Opuszczony budynek w Ławach
    Kolega mocniej popchnął drzwi od przodu budynku i dostaliśmy się do środka. No nic, jest tylko jedno, małe pomieszczenie z łóżkiem i pustym kredensem. Mnie tam nie kręci zaglądanie do opuszczonych miejsc.

W środku.
    Na zewnątrz jest jeszcze wejście na strych. Kolega wykorzystał do tego drabinę z piwnicy, a ja wyszedłem na szlak i stałem na czatach. Powiedziałem mu, żeby ustawił drabinę bliżej ściany, bo za bardzo się wygina. Na strychu było tylko siano. Schował drabinę tam, gdzie leżała i opuściliśmy to miejsce. Fajnie, że mogłem zapewnić mu trochę rozrywki, bo uwielbia "urban exploration".

Mostek nad rzeczką w Ławach
Sporo zalało.
    Zaraz za rzeką widać stare fundamenty po dwóch budynkach. Trawa przy tym co zostało z wejścia wciąż wydawała się podeptana.

Tylny błotnik mi się gibał na nierównościach. Powinienem faktycznie dokupić do błotników wsporniki. 
    Szlak zielony prowadzi na Ławską Górę. Jest to wzniesienie wydmowe na wysokości około 90 m n.p.m - 15 metrów pod górę. Jest dosyć piaskowo, więc nie mając XC, lepiej wejść na piechotę.

Na szczycie Ławskiej Góry.
    Po zjeździe już się jechało w jednym kierunku - drogi asfaltowej 579. Jechało się ładnie. Czasami korzenie drzew przeszkadzały i się przejaśniało. Miejscami było naprawdę zielono z powodu mchu i iglastych krzaków. Wydawało się też, jakby rosła zielona wrzosa.
    Wyjechaliśmy z puszczy na asfalt. Jest to wieś Roztoka. Na północ zaraz zaczyna się powiat nowodworski, gmina Czosnów.

Roztoka
    Trochę się przejaśniło. Niestety na krótko. Jechaliśmy po asfalcie na południe aż do obiecanego Leszna. Fajnie było zobaczyć znowu tereny zabudowane.

Do Łubca
    Zrobiliśmy małą pętle w Łubcu i Kępiastych. Domy leżą na wzniesieniu z widokiem na sporą łąkę jak na zdjęciu wyżej. Po nie tak długim czasie dojechaliśmy do Leszna. Bardzo ciekawe jest to, że nie tak dawno temu odkryto ślady osady na terenie Leszna z okresu 1400-1200 p.n.e.! To oznacza, że Leszno może istnieć nawet 3500 lat!

Kościół Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Lesznie z 1898 roku.
    Jest jak w małym miasteczku. Nie brakuje tego i tamtego, heh. Jest supermarket MarcPol i mniejsze sklepy, a dalej na zachód są bloki mieszkalne. Jest najmniejszy rynek w którym byłem. Jeżdżą autobusy ZTM z Warszawy.

Ryneczek Leszna
    Pora pojechać jeszcze do Zaborówka i skierować się do powrotnej stacji kolejowej w Błoniu. To ta sama droga, którą jechałem na zachód przez gminę Stare Babice. Ściemniało się i nie z powodu późniejszego godziny. Ech, liczyłem na przejaśnienie po południu. Zjechaliśmy z drogi wojewódzkiej na południe.

Radiolatarnia VOR/DME w Zaborówku
    Po lewej stronie na polach stoi jakiś dziwny obiekt, który mnie zaskoczył. Za pomocą magicznej mocy Internetu dowiedziałem się, że to VOR/DME, czyli radiolatarnia, która pomaga pilotom samolotów w nawigacji. Takich radiolatarni (coś jak latarnie morskie) w Polsce jest 23.

Niektóre pola wciąż pozostałe mokre jak w lutym.
    Od Wąsach-Wieś zaczęły się znane mi tereny. Było jakoś nieprzyjemnie, brr. Pogoda przypominała grudzień i można było zapomnieć, że jest marzec. Przejechaliśmy przez Błonie błyskawicznie. Myślałem, że zainteresuje się kolega parkiem Bajka, ale był zbyt głodny, więc pojechaliśmy bezpośrednio na stację kolejową, gdzie wróciliśmy pociągiem do Warszawy.
    Wschodnia część gminy Leszno została zwiedzona. Najdłużej trwała jazda po puszczy Kampinoskiej. Pozostała jeszcze zachodnia część gminy. Dystans powinien być nawet krótszy! No ok, trochę za krótki, ale jeszcze raz nie zaszkodzi ;-)