sobota, 9 maja 2015

Gmina Tłuszcz - wsie centralne i południowe

    Jak się macie, niewidzialni widzowie? Teraz trwa okres matur. Pamiętam jak rok temu przygotowywałem się do prezentacji z języka polskiego. Ojej, to było... nieciekawe przeżycie. Przyszedłem do technikum za wcześnie, bo myślałem, że kto pierwszy ten lepszy. Chciałem mieć z głowy, ale okazało się, że brali po liście obecności. I tak posiedziałem w korytarzu 5 godzin. Na szczęście relacje kolegów z klasy uspokoiły mnie. Zwłaszcza, że mówili, że kiepsko im poszło. To było rok temu, a mimo to dalej miło to wspominam. Koledzy z mojej klasy nie mieszkają w stolicy, a są porozrzucani po najbliższych powiatach, zwłaszcza w powiecie wołomińskim i legionowskim. Do tej pory nie udało mi się zobaczyć choćby jednej osoby, ale mniej więcej wiem, kto, gdzie mieszka.
    Wziąłem się za powiat wołomiński, gminę Tłuszcz. W tej gminie odwiedziłem tylko jedną miejscowość i jest to Kozły. Tym razem postarałem się, rysując trasę, by miała 120 km. Miało to na celu przygotowanie się do 140-150 km wycieczek, a dzięki takim "odblokują" mi się kolejne rejony.
    Mój rekord w dziennym dystansie to 110 km, więc nie myślcie, że wcześniej jeździłem po więcej, ale mimo to na 100 km jechałem wiele razy i zauważyłem, że te 10-20 km nie robi różnicy.
    Głównie na setkę biorę ze sobą po 5-6 batonów, 2 banany i 3 litry wody. I tak wiem o tym, że wypiję tylko 700 ml. Butelki po Ice Tea z Biedronki świetnie trzymają się w koszyku na bidon :D. Wiedziałem, że dorwie mnie głód na mięso, więc wziąłem jeszcze kabanosy. Trasy zawsze rysuję w Google Earth, a nawigację na kartkach.

Żeby dojechać do gminy, muszę przejechać 33 km.
Wyszło mi 125,7 km. Przebieg trasy:

Warszawa>Ząbki>Zielonka>Kobyłka>Wołomin>Nowe Lipiny>Duczki>Stare Grabie>Krzywica>Tuł>Karolew>Szczepanek>Międzyleś>Franciszków>Jaźwie>Pawłów>Rudniki>Grabów>Rudniki>Kąty-Wielgi>Białki>Kury>Stryjki>Dzięcioły>Pólko>TŁUSZCZ>Jasienica>Miąse>Stasinów>Miąse>Łysobyki>Miąse>Jadwinin>Ostrówek>Lipka>Krzywica>Stare Grabie>Duczki>Nowe Lipiny>Wołomin>Kobyłka>Zielonka>Ząbki>Warszawa

Z Międzylesia do Franciszkowa
Wszędzie zieleń!
    Nie będę raczej pisać, że skręcałem tu i tam. Pewnie nie kojarzylibyście o które miejsca dokładnie mi chodziło. Celem wycieczki było zwiedzenie 17 miejscowości na 29 tej gminy. Za jakiś czas przejadę się tam znowu, ale tym razem w kierunku północnym. Obawiałem się, że wyjdzie mi mniej, a jednak wyszło 125,7 km zamiast obiecanych 120 km.

Jaźwie

    Wjechałem w las, tak jak mi kazała kartka. Nie byłem pewien czy dobrze jadę, bo droga nie wydawała się przyjazna, ale Google widział ją na mapie. Jak dla mnie, to powinni każdą drogę do posesji i donikąd odpowiednio oznaczyć, bo niejeden raz się myliłem. Jechało się tak niewygodnie, że zszedłem z roweru. W lesie droga była zalana, ale udało mi się szybko obejść wodę.

Rudniki
    O dziwo, w tym powiecie istnieją szlaki rowerowe! Nieraz widziałem na drodze mapkę z trzema szlakami: czerwony, żółty i czarny. Jak wiadomo, te kolory oznaczają dystans i walory trasy. Najdłuższe, dalekobieżne szlaki mają kolor zielony i niebieski, a reszta jest krótka. Jednak patrzę, a te szlaki mają po 57 km, mimo, że są oznaczone jako krótkie szlaki!

Znalazłem się na którymś z tych szlaków. To niedaleko Kątów-Wielgi.
Grabszczyzna
    W końcu dojechałem do Tłuszcza - miasteczka, gdzie zamieszkuje ok. 7960 ludzi. Ma połączenie kolejowe do Małkowa i do Warszawy.

Ulica Przemysłowa
W tle widać wieżę ciśnień.
Lokomotywa parowa Hutnik 4010 z 1958 roku
    Tam miałem chyba 75-80 km na liczniku. Odczuwałem już zmęczenie. Mimo, że wybrałem taki dzień, w którym wieje max. 5 km/h, to i tak wiatr w drodze powrotnej był dokuczliwy. Jechało mi się coraz wolniej, co jest to dziwne, bo jeździłem na podobne dystanse i czułem się świetnie. To pewnie z powodu tej polnej drogi. Przeprowadziłem rower na drugą stronę torów, bo na przejeździe był remont. Potem, przy torach, jechałem wyboistą drogą gruntową. Może na zdjęciu tego nie widać, ale droga ma takie małe wgłębienia, które przypominają schodki.


    Teraz najlepsze. Przejechałem przez tory na polną ścieżkę i pod mostem kolejowym. Na mapie było pokazane, że wystarczy skręcić w prawo by dostać się do Jasienicy. Tak się składa, że na drodze była okazałej wielkości rzeka. Jedynym rozwiązaniem było wejście na ten most by dostać się na drugą stronę. Co ciekawe, szedłem zbyt blisko krawędzi mostu bez barierek. Łatwo mogłem sobie wyobrazić upadek z rowerem do rzeki.

PKP Cargo jadący w kierunku Radzymina.

    Odczuwałem już większe zmęczenie, że musiałem zrobić sobie przerwę. Gdy wyjechałem z Jasienicy, to pozostały mi jeszcze do zwiedzenia Miąse, Stasinów, Łysobyki i Jadwinin.

Wieś jak każda inna - Stasinów.
    Po Jadwininie wjechałem na znany mi Ostrówek i Lipkę by dojechać do Szosy Jadowskiej. To droga wojewódzka, która zaprowadzi mnie przez Wołomin do domu. Właśnie wtedy pojawiła mi się siła. Myślę, że to przez sok bananowy. Jestem zadowolony z tej trasy :D Nie spodziewałem się paru komplikacji, ale trzeba spodziewać się wszystkiego. Po tym nieźle się opaliłem i muszę dać odpocząć skórze.
    Powodzenia na maturze!

piątek, 1 maja 2015

Pociągiem do Radomia

    Pod koniec wakacji 2014 postanowiłem sobie, że następne wakacje spędzę tak jak poprzednie, ale w jeszcze lepszej odsłonie. Poprzednie wakacje spędziłem na rowerze i czasem na piechotę. Byłem bardzo zadowolony, że nauczyłem się polegać na samym sobie i nie nudziłem się ani trochę. Jasne, znajomi by się przydali gdyby istnieli. W te wakacje będzie nie tylko rowerowanie w większych ilościach, ale także i pociąg. W sumie, to rok temu, po napisaniu matur, zacząłem już dosyć wcześnie wakacje, bo od 15 maja. Odkąd studiuję zaocznie, to nie odróżniam wakacji od roku studenckiego. No jednak różnicą była zmiana pór roku i tymczasowa praca. Można powiedzieć, że niby od początku kwietnia rozpocząłem swoje "wakacje". Nie było co zwlekać. Chciałem zacząć od województwa mazowieckiego i to od południa. Znalazłem na mapie pierwsze, lepsze miasto. Jedno z tych większych - Radom. Jest oddalony o 106 km od stolicy.

Katedra Opieki NMP
    To była moja druga próba pojechania to tego miasta. Wcześniej zorientowałem się, że miałem niepodstemplowaną legitymację. Wyruszyłem o 8:28 z Warszawy i jechałem kiblem (pociągiem EN57 z malowaniem KM) przez 2,5 godziny. Jechało się średnio 47 km/h, a czasem przyspieszał do 60 km/h. Przez podwyższenia nasypu kolejowego czułem się jakby pociąg wzbijał się w powietrze. To, co widziałem przez okno, to głównie lasy. Cała podróż kosztowała mnie 24 zł: 2x12 zł bilet na 106 km. Co zyskałem - opinię o mieście, parę zdjęć i darmową butelkę Coca-Coli :-D

Park Kościuszki
    Od razu od wyjściu od dworca jakieś dziewczyny, siedzące w oddali wołały mnie i się śmiały. To chyba były jakieś dresiary. Skierowałem się szybko do parku. Wiedziałem, że w tym mieście niewiele zobaczę. To tylko parę kamienic, kościołów i malutkie stare miasto.

Dawny Urząd Wojewódzki
    Sporo budynków było remontowanych oraz sporo opuszczonych. Miałem wrażenie, że tylko ja miałem na sobie plecak i ubiór innego koloru niż czarny (tak się składa, że nie lubię czarnego koloru). 

Kościół Św. Rodziny. Wygląda na postindustrialną budowlę.
    Dużo dresów kręciło się po okolicy, nawet przy ruchliwej ulicy Żeromskiego. Nawet paru za mną szło i słyszałem za plecami jak jeden do drugiego mówił: "Ty, spytaj się go o to. Hłe, hłe.". Pomyślałem, że to pytanie byłoby skierowane do mnie i na pewno brzmiałoby głupio. Nie wiem, miałem rozlany keczup na kurtce czy co? Dobrym sposobem jest po prostu zatrzymanie się by mnie ominęli. Skierowałem się do Empika przy Galerii Słoneczna by kupić pocztówkę. Były tylko kartki na urodziny, imieniny, etc. :-/

Pomnik malarza Jacka Malczewskiego
    Robiło się coraz cieplej. Nie ubywało dresów, co mnie to zniechęcało do dalszego eksplorowania miasta. Jednak niewiele już zostało do zobaczenia.


Kościół Św. Trójcy
Wkroczyłem do Starego Miasta.
Kościół Św. Jana Chrzciciela
Model zamku
Ratusz z XIX wieku.
    Po tym zostało mi tylko jedno. Na GPSie miałem jeszcze jedno miejsce zaznaczone - zalew Borki. Szedłem skrótami i przy okazji łyknąłem podwórka i tereny domków jednorodzinnych.

Chyba się zgubiłem.
    W końcu doszedłem do zalewu. Dookoła rozciąga się chodnik sąsiadujący ze ścieżką rowerową i nawet znalazło się paru biegaczy i park linowy!




    Przy powrocie obawiałem się, że nie zorientuję się w którym miejscu pojawi się pociąg powrotny. Na szczęście były tablice i odgadłem gdzie mam czekać oraz bilet kupiłem w biletomacie. Jak widać, nie trzeba pytać się ludzi jak to tak bardzo zalecają :-D
    Powrót wyglądał bardzo podobnie, tyle, że wracałem pociągiem EN57-2000. Tym razem max. prędkość powrotna wyniosła 101 km/h. Ogólnie po mieście przeszedłem 12 km. To niedużo, ale nie chciałem raczej zwiedzać osiedli mieszkalnych. W Warszawie rozdawali przy dworcu darmową Coca-Colę. Zawsze to jakiś cukier.
    Nie było tak źle. Nie odczuwam choroby lokomocyjnej w pociągu, ale jednak nie byłbym w stanie czytać książki. Musiałbym przez cały czas patrzeć w okno. Następnym miastem będzie Kazimierz Dolny. To już o wiele lepsze miejsce pod względem turystycznych i tam jako turysta nie będę czuł się dziwnie, choć lubię odmienność. To byłoby co prawda inne województwo, ale odległość byłaby niemal ta sama i połaziłbym po trochę wyższych terenach.