Pokazywanie postów oznaczonych etykietą koleje mazowieckie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą koleje mazowieckie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 maja 2017

Zobaczyć granicę polsko-białoruską

    Jak to jest dojechać tak daleko na wschód, aż skończy się Polska i zacznie się Białoruś? Wtedy widać pasmo granicy i zza niej niedostępny, zakazany teren. Może da się zobaczyć gdzieś za drzewami na horyzoncie kawałek obcego kraju? Nigdy nie byłem za granicą i nie zamierzam jej przekraczać na tej wycieczce. Zresztą nie mam wizy i paszportu, co nie? Jadę przynajmniej popatrzeć i sprawdzić jakie to uczucie. Tym razem wybieram się z kolegą, bo to jest jego pomysł. Ta trasa jest tak jakby kontynuacją wycieczki do Małkini Górnej z 25 kwietnia, kiedy pojechaliśmy rowerami do tej miejscowości i wróciliśmy pociągiem. Tym razem wybieramy się pociągiem do Małkini Górnej i stamtąd rowerami kontynuujemy jazdę na wschód.

Bocian mieszkający na dachu opuszczonej stodoły.
Wyszło 136,4 km. Przebieg:

Małkinia Górna>Zawisty Dzikie>Roski Wielkie>Rostki-Piotrowice>Podgórze-Gazdy>Gąsiorowo>Zgleczewo Szlacheckie>Zakrzewo-Słomy>Zuzela>Ołtarze-Gołacze>Łęg Nurski>Nur>Żebry-Kolonia>Tymianki-Moderki>Tymianki-Okunie>Tymianki-Szklarze>Nowodwory>Ciechanowiec>Malec>Skórzec>Moczydły-Pszczółki>Olszewo>Żale>Bogusze Stare>Bogusze-Litewka>Kosianka Stara>Grodzisk>Mierzynówka>Aleksandrowo>Czarna Wielka>Zaręby>Dziadkowice>Kąty>Malewice>Hornowo>Zaporośl>Choroszczewo>Pokaniewo>Grabarka>Milejczyce>Rogacze>Lewosze>Wólka Nurzecka>Zubacze>Bobrówka>Piszczatka>Połowce>Stawiszcze>Czeremcha

    Wstałem o 4:00. Po jakimś czasie wyszedłem i dojechałem do stacji Warszawa Wileńska przy której czekał kolega. Tą linią jeżdżą pociągi do Zielonki, Tłuszcza, Jadowa, Łochowa i aż do stacji końcowej w Małkini Górnej. Pociąg ruszył o 05:45. Było pusto. W Warszawie było słonecznie, a zbliżając się coraz dalej na wschód zrobiło się pochmurnie. Jechałem 1 godzinę 35 minut. O 7:20 wysiedliśmy w Małkini Górnej. Ach, w okolicach tak jak ostatnio, tylko bardziej zielono. Parę uczniów wysiadło też z pociągu do szkoły. Było pochmurnie i nawet zimno, więc założyłem kurtkę przeciwdeszczową. No to pora na rower i przewidywane 126 km na wschód do granicy Polski.

Wsie położone wzdłuż Bugu.
    Planem jest dojechanie do granicy i po niej do Czeremchy na powrotny pociąg. Tam się znajduje końcowa stacja pobocznej linii kolejowej po której jeżdżą szynobusy Kolei Mazowieckich. Problem w tym, że pojawiają się tam 3 razy dziennie: o 04:12, 08:26 i 17:26. Oczywiście trzeba zdążyć na ten ostatni. Inaczej spędzę noc na ulicy 160 km od domu :D. 

Gąsiorów nad Bugiem.
    Pierwsze miejscowości przebiegały gładko na pustej drodze 694. Gospodarstwa stoją głównie po prawej stronie. Dojazdy do nich, bo nie stały blisko drogi wyglądały schludnie. Znajdują się nad rzeką Bug. Pewnie mieszkańcy za stodołą schodzą sobie na brzeg. Bocian biały przeleciał mi nad głową i zatrzymał się na pobliskiej łące. Zaraz pojawiły się lasy po drodze. Dojechaliśmy do Zuzeli.

Muzeum lat dziecięcych Stefana Wyszyńskiego w Zuzeli.
    Ciekawa nazwa miejscowości w powiecie ostrowskim, w gminie Nur. Archeolodzy stwierdzili, że już w okresie neolitu mieszkali tu jacyś ludzie. W 1161 roku wieś nazywała się Zorzola i to była jej pierwsza wzmianka. W tej wsi urodził się Stefan Wyszyński w 1906 roku i tu powstało muzeum na jego cześć.
    Po Zuzeli zaczął się las z ciekawą dekoracją.

Czy chcesz mieć taki las? Obsypany śmieciami?
    Chodzi o drzewo bez liści udekorowane śmieciami. Przynajmniej w lesie wszędzie było czysto. Już nie było chyba takich ciemnych chmur. Było ładnie zielono, cicho, trochę mgliście. Skręciliśmy w prawo od drogi wojewódzkiej i jechaliśmy wzdłuż niej, ale bliżej Bugu. Po paru wsiach dojechaliśmy do Nura. Znajduje się tu siedziba gminy.

Mapa gminy Nur.
    Jest tu skwerek, a dookoła niego kolorowe kamienice, drewniane domki, przystanki, sklepy. Obok stoi urząd gminy i bank spółdzielczy. Przy nim ludzie rozstawiali stragany. Wyglądało to  klimatycznie, kiedy rano w pochmurną pogodę ludzie na bazarku dopiero co się rozpakowują.

Rynek w Nurze.
    Powróciliśmy na drogę 694. Przy większych polach znajduje się grupa wsi zaczynających się od nazwy Tymianki. Zauważyłem na mapie, że jest ich 6. Przejechałem przez Tymianki-Moderki, Tymianki-Okunie i Tymianki-Szklarze.

Po Nurze.
Tymianki-Moderki
    Zaczął się las, a w nim koniec województwa mazowieckiego i początek województwa podlaskiego! To już drugi raz w którym opuszczam własne województwo. Poprzednio byłem w łódzkim, jadąc do Łowicza. W przeciwieństwie do tamtego, gdzie pojechałem lokalną drogą, tutaj trafiłem na odpowiednie oznakowanie.

Początek województwa podlaskiego.
    Dodatkowo jest to powiat wysokomazowiecki. W nim znajduje się Ciechanowiec. Brzmi jak kuzyn Ciechanowa.

Spodziewałem się, że w tym województwie trawa będzie niebieska, a niebo zielone. Jednak wszystko jest normalne :-)
W oddali było słychać wilgę i kukułkę.
    Dołączyliśmy do drogi 690. Na poboczach rośnie rząd żółtych kwiatków. Trochę zwiększył się ruch pojazdów. Dojechaliśmy do Ciechanowca. Miasto od 2014 roku ma 4834 mieszkańców. Jest nieźle rozwinięte. Leży nad rzeką Nurzec. 

Ładny rząd żółtych kwiatków. Co to rośnie?
Zalew w Ciechanowcu.
    Zobaczyłem kościół św. Trójcy Przenajświętszej z 1737 roku. Przyjeżdżały przed nim autokary wycieczkowe. Też bym chciał jeździć autokarami, gdybym nie miał choroby lokomocyjnej :-(

Rynek w Ciechanowcu.
    Pora wyjechać z Ciechanowca. Teraz już nie będziemy mieli żadnych miast po drodze. Po tym mieście zaczynają się pustkowia przez pewien czas. Mogą nawet wystąpić pagórki. O! Zapomniałem, że się zrobiło słonecznie.

Pagórki za Ciechanowcem.
    Droga 690 na tym odcinku przebiegała przez wzniesienia, pola, lasy i była dosyć wąska. Często mijały nas białe dostawczaki. Po Skórzcu zaczął się powiat siemiatycki. Przejedziemy przez całą jego długość na wschód.

Malec
Moczydły-Kukiełki
    Od drogi 690 skręciliśmy w lewo bardziej na północ na drogę. Zaczęły się Żale i dobrze, że nie żale. Zaczęła się też gmina Grodzisk. Kolega zainteresował się jakąś starą figurką z krzyżem przy drodze w zarośniętej trawie za rowem, ale nie raczył tego sprawdzić, tylko mnie wysłał. Nie zdołałem rozczytać daty.

Zaczęły się Żale.

    Przez można powiedzieć 3/4 i wycieczki jechaliśmy gładką, płaską drogą asfaltową bez pasów i z prawie zerowym ruchem. Zwłaszcza w lasach to świetnie wyglądało.

PKS w Grodzisku
    Po jakimś czasie zaczął się Grodzisk. To taka większa wieś. Są tutaj trzy kościoły stojące obok siebie po obu stronach drogi. Zrobiłem zdjęcie temu największemu. Pozostałe oba to cerkwie. Być może głównie występują na dalekiej wschodniej Polsce. Zauważyłem, że cerkwie są ładnie kolorowe i mają pozłacane kopuły. Ciekawe co by było, gdybym poszedł tam na mszę św. Musi to pewnie inaczej wyglądać.

Parafia Wniebowzięcia NMP w Grodzisku.
Są pagórki w oddali.
Płaski, wygodny asfalt.
    Po następnym lesie nastąpił zjazd. Całą wieś Czarną Wielką (1,68 km) przejechałem z prędkością 43 km/h. Po terenach zabudowanych już nie było z górki. Od Zaręb zaczęła się gmina Dziadkowice i zaraz jej miejscowość. Jest to dobrze rozwinięta wieś. Przez Dziadkowice przecina droga 19. Po Kątach jest lekki podjazd.

Krowy na szczycie!
Pokaniewo
    Pokaniewo szybko się pojawiło i zniknęło, bo leży poprzecznie do drogi. Od Choroszczewa jest gmina Milejczyce. Kolega miał przy sobie jakieś nowe wypieki z Biedronki. Są to hamburgery frost. To bułki z sosem, chyba wędliną, serem i nawet kotletem. Leżą tam gdzie bułki. Hmm ciekawe. Będę musiał takie zdobyć. Od Grabarki miał się zacząć szlak Green Velo, a przynajmniej przecinać... tak sądzę?

Mućki w Milejczycach
    Milejczyce to kolejna większa wieś. I tu pojawia się następna cerkiew z 1900 roku. Widzę, że prawosławni mają zwyczaj stawiać na terenie kościelnym mały cmentarz.

Cerkiew św. Barbary w Milejczycach
    Potem zaczął się kolejny krótki zjazd. Jest tu malutka lokalna stacja benzynowa i większa szkoła podstawowa. Zaczęła się niewygodna droga z kocich łbów. Na jej poboczach jest piach. W lesie na szczęście ktoś wydeptał obok wąską linię ubitej ziemi. Zaraz potem zaczął się asfalt i prowadził przez niezamieszkane, zarośnięte tereny. Wyprzedził nas dziadek na rowerze trekkingowym. Po prawej stronie zobaczyliśmy czynny cmentarz w lesie. Jeden samochód stał zaparkowany.

Cmentarz w Rogaczach
    Hej! Widzę rosyjskie litery. Oprócz cerkwi, to pierwszy, konkretny znak, że zbliżamy się do Białorusi. Być może w tych okolicach mieszka jakiś procent Białorusinów. Od początku wycieczki jechaliśmy prosto asfaltem i teraz nastał moment na ostatnie miejscowości. Wyjechaliśmy z asfaltu na drogę gruntową. Większość domów, ale naprawdę większość domów była z drewna. Nawet zachowały się stare płoty. Jakoś nie widziałem samochodów. Nie dziwię się, że nie chcą tu mieszkać młodzi. Mijałem dużo kapliczek z prawosławnym krzyżem. Prawosławny krzyż wygląda jak nasz, ale ma niżej dodatkową belkę skrzywioną i wyżej krótką jak napis "INRI".

Las jak las, a jednak ma w sobie coś magicznego. Znajduje się daleeeeeeko na wschód niedaleko granicy.
    Wjechało się do lasu. Niby to las, a jednak jest to szczególny las, bo znajduje się daleeeeko na wschód i ta świadomość, że do Białorusi tuż tuż. To co innego niż przejechać się po lasku przy Warszawie. Droga była trochę piaszczysta, lecz dało się jechać. W lesie znajduje się przejazd kolejowy. Nic nie jechało. Kolega się zdziwił, że stoi znak ograniczenia prędkości do 60 km/h na takiej drodze.

Tory w lesie. Hmm... takimi bym wracał do domu.
    O nie, konkretna, piaszczysta droga! No cóż, nie da się jechać, więc trzeba zsiąść i prowadzić rower. Też się niewygodnie prowadzi. Często na poprzednich wycieczkach zdarzały mi się piaszczyste drogi, ale były krótkie. Tylko raz musiałem przez długi czas iść i iść i to było w lesie w gminie Strachówka w 2015 roku... 3 km piachu. Teraz szliśmy dosyć długo i zastanawiałem się czy to będzie nowy rekord. Jednak remis.

"Starodawno" tu coś.
    Naszym oczom ukazała się kolejna wieś - Wólka Nurzecka. Każdy dom, który widziałem był drewniany i chyba każdy z gankiem. Niestety nie było asfaltu. Piach wciąż pozostał. Mieszkańcy tej wsi są prawosławni. To żywy skansen! Widziałem tylko emerytów. Miejscowy dziadek na rowerze jechał za nami i głośno wymawiał "Te drogi to jak w Korei Północnej!". Na drewnianych ławkach siedzą babcie ubrane w kolorowe suknie i chusty na głowach jak takie babuszki. Nikt nie był o grama zdziwiony naszym przybyciem. Na działkach nie widziałem żadnych samochodów. Roi się od krzyży, drewnianych płotów, studni.

Mnóstwo prawosławnych krzyży.
    Po tej wsi rozpoczął się kolejny piaszczysty odcinek w lesie. Jeszcze dalej jedziemy na wschód. Częściowo właśnie dało się po tym jechać. Zaczęła się kolejna wieś o nazwie Zubacze.

Zubacze
    Przynajmniej jest tutaj asfalt i następna cerkiew. Została wzniesiona w 1895 roku.

Cerkiew Opieki Matki Bożej z 1895 r. w Zubaczach.
Koniec Zubaczy. Na horyzoncie pas drzew co oznacza granicę.
    Jest tu tak samo jak w skansenie. Z daleka już widziałem pas drzew i biało-czerwone słupki. Kolejna wieś to Bobrówka i właśnie tutaj znajduje się blisko granicy Polski z Białorusią. W końcu się udało! Osiągnęliśmy granicę! Warto zobaczyć ją z jakiegoś wygodnego miejsca. Na końcu gruntowej drogi (wciąż stoją działki) jest wydeptana trawa z ławką. Granica jest pasmem zaoranej ziemi. Za nim już jest Białoruś. Po ich stronie stoi ściana drzew. Chyba tak jest wzdłuż całej granicy. Po naszej stronie stoi biało-czerwony słupek, a po ich zielono-czerwony. Szkoda, że nie mogę zobaczyć stąd jakichś białoruskich terenów, lecz mogę popatrzeć na białoruskie krzaki i drzewa :D.

Yeah! Парадуемся! Нарэшце-то. Ups.
    Oczywiście nie wolno przekraczać granicy. Nie można też dotknąć polskiego słupka. Przed znakiem zakazu jest rozstawiony drut kolczasty. Wszelka próba przekroczenia granicy zakończyłaby się zatrzymaniem i mandatem 500 zł. Po lewej stronie na paśmie zaoranej ziemi stoi kamera i patrzy się na słupki. Wygląda jak zielony fotoradar.
    Teraz warto byłoby pojechać zobaczyć normalny przejazd graniczny i pojechać do stacji kolejowej w Czeremchy. Do odjazdu szynobusu została godzina. Pojechaliśmy na północ w kierunku drogi krajowej niestety piaszczystą drogą leśną. To był już ostatni raz. Trafił się asfalt i dojechaliśmy do drogi 66. Po prawej stronie jest ciąg-pieszo rowerowy. Wygląda super! Na drodze krajowej ani żywego ducha.

Ścieżka pieszo-rowerowa wzdłuż drogi krajowej prowadząca do przejazdu granicznego.
    Ścieżka skończyła się po kolejnym, kolorowym prawosławnym cmentarzu. Nie miałem nic przeciwko temu, by wjechać na drogę krajową :D. Od czasu do czasu przejeżdżał samochód z białoruską tablicą rejestracyjną. Dojechaliśmy do przejazdu granicznego. Cały ten kompleks budynków jednak znajduje się w Polsce.

Przejazd graniczny.
    No dobra, pora jechać do stacji kolejowej. Przewidywałem, że na stacji pojawimy się 2 godziny przed szynobusem, a jednak piaszczyste odcinki w prawosławnych wsiach nas opóźniły. W Połowcach zaczął się asfalt. Po prawej stronie było dobrze widać w oddali granicę. 

Czeremcha. Ostatnia miejscowość na dzisiaj.
    Już stał na stacji szynobus. Odjedzie za 26 minut. Rozejrzałem się za biletomatem i nigdzie go nie było. Lekko niemiła i ironiczna kasjerka sprzedała nam bilet na dwie osoby do Warszawy. To mój pierwszy raz kiedy skorzystałem z kasy (nigdy więcej!) i kiedy kupiłem bilet przesiadkowy, ponieważ w drodze powrotnej będzie jedna przesiadka. Wychodzi o wiele taniej kupić taki bilet niż kupić dwa oddzielne bez przesiadki. Można przesiąść się do następnego pociągu w trakcie przesiadki o dowolnej porze, byleby to był wciąż ten sam dzień. To oczywiście jest zwykły, jednorazowy bilet, nie jakiś specjalny, imienny, weekendowy itp. Szynobusem okazał się być Newag 222M. Pierwszy raz skorzystałem z szynobusa. Jest nowoczesny z przedziałem dla rowerzystów o takiej samej sporej przestrzeni jak w pociągach. Tak więc usiadłem sobie wygodnie i szynobus jechał 90 km na nieco południowy zachód do Siedlec. Przystanki zdarzały się rzadko i były to bardzo niskie perony jak wysokie krawężniki na ulicach. W Siedlcach dojechaliśmy o 19:03. Pociąg, tym razem piętrowy i do tego przyspieszony (omija większość przystanków) już stoi na kolejnym peronie i odjedzie o 19:17. Przedział dla rowerzystów był na początku. No i kolejna jazda pociągiem na zachód przez 90 km. Dałem koledze bilet, bo jedzie o parę stacji dalej w głąb Warszawy, a ja wysiądę jak zwykle przy Stadionie Narodowym. O 20:40 znalazłem się w domu.
    Uff, udało się. Wspaniale było zobaczyć granicę na własne oczy tak daleko na wschodzie. Spać mi się chciało. Raczej z kolegą się już nie spotkam w ciągu paru miesięcy. Następnym razem powinienem pojechać do gminy Jakubów.

środa, 26 kwietnia 2017

Dalej na północny-wschód do Małkini Górnej

    Ta wycieczka to 1/2 drogi na wschód do granicy Polski z Białorusią przy Czeremchy. Planem jest pojechanie rowerem do Małkini Górnej i powrót pociągiem do domu. Innego dnia dojechanie do Małkini Górnej już pociągiem i stamtąd rowerem na wschodnią granicę Polski i dłuuugi powrót pociągiem. Na razie z kolegą wybrałem się rowerami do Małkini Górnej. Małkinia Górna to miejscowość położona w powiecie ostrowskim. Jest oddalona od Warszawy w odległości 83 km w kierunku północno-wschodnim. Znajduje się tam stacja końcowa Kolei Mazowieckich, jednak wciąż w województwie mazowieckim.

Stare dobre Rżyska.
Wyszło 110,9 km. Przebieg:

Warszawa>Marki>Kobyłka>Czarna>Helenów>Rżyska>Stary Kraszew>Rasztów>Wola Rasztowska>Roszczep>Krusze>Kozły>Wólka Kozłowska>Rysie>Fiukały>Mokra Wieś>Wężówka>Jadów>Zawiszyn>Owsianka>Łochów>Łopianka>Ostrówek>Majdan>Ogrodniki>Zagrodniki>Księżyzna>Mrozowa Wola>Sokółka>Kołodziąż>Orzełek>Złotki>Prostyń>Treblinka>Małkinia Górna



    Wczoraj wiał silny (21 km/h) wiatr w kierunku północnym, więc częściowo mieliśmy z wiatrem i wiatrem bocznym. W poprzedni wtorek zachorowałem i wczoraj jeszcze nie wyzdrowiałem do końca. Mimo to dałem radę. Wciąż jeszcze kaszlę, ekhu ekhu! Spotkałem się z kolegą przy Carefourze Wileńskim i pojechaliśmy ścieżkami rowerowymi wzdłuż drogi 634. Niebawem ścieżka się skończyła i trzeba było jechać ulicą. Jak zwykle mnóstwo pojazdów przejeżdżało. Pewien autokar minął mnie na milimetry! Miał obok dużo miejsca. Na pewno zrobił to złośliwie.
    Podczas jazdy to ja wyjątkowo jechałem pierwszy. Ustalałem stałe i normalne tempo. W głębi Marek, za parkiem Briggsów skręciliśmy w prawo do lasu Markowego.

Las Markowy
    Wzdłuż lasu oczywiście biegnie droga 631 od strony Zielonki, którą jechałem wiele razy raniutko 3 lata temu. Po drugiej stronie drogi widnieje znak zakazu wjazdu z powodu budowy obwodnicy Marek. W 2015 roku pojechałem tym samym skrótem, by ominąć drogi o wysokim natężeniu i Wołomin. Wtedy to była normalna leśna droga. Teraz tam budują brakujący odcinek S8. Ta droga ekspresowa przerywa się przy M1 w Markach i zaczyna z powrotem dopiero w Radzyminie. Zamierzają dobudować tę przerwę w tym lesie. Jako, że kolega chciał jechać, to zignorowaliśmy znaki zakazu i pojechaliśmy w nieogrodzony plac budowy. Nie jedźcie tam, dopóki nie skończy się budowa obwodnicy. Podobno ukończą ją w wakacje. Plac budowy miał dużo przestrzeni i był prawie pusty. Zaraz wyjechaliśmy z niego po drugiej stronie.
    Teraz trzeba przejechać przez cały powiat wołomiński na wskroś. Oj, przypomniał mi się 2014 i 2015 rok. Zdarzą się mimo to dwa nieznane mi odcinki. Za Kobyłką droga była naładowana dziurami i czasem szkłem. Poczułem zbyt miękki grunt i bicie w tylnym kole. Złapałem gumę :(. W wymianie wykorzystałem ostatnią zapasową dętkę. W dodatku z nielubianym przeze mnie wentylem presta. Miły pan w BMW spytał się czy pomóc, czy mamy potrzebne narzędzia, ale wszystko mieliśmy.

Rżyska
    W Rżyskach z którejś działki dało się słyszeć odgłosy ptaków drapieżnych. Jestem takiej myśli, że ktoś puszcza nagrane odgłosy, by odstraszyć jakieś szkodniki.

Las w Rasztowie
    W lesie mieści się jakiś spory teren przemysłowy. Widocznie produkują tu benzynę. Przyjeżdżają tu bialo-zielono-pomarańczowe cysterny. Po lesie jest przejazd kolejowy. Akurat przejeżdżał ET22 w malowaniu Cargo.

Początek Woli Rasztowskiej
Droga 636
    Parę razy już przejeżdżałem przez Roszczep i pisałem, że zamierzam uchwycić dom z filmu "Kogel Mogel". Za każdym razem nie mogłem znaleźć tego domu i nie miałem konkretniejszych informacji. W końcu udało mi się go uchwycić :D. Widać, że miał za sobą otynkowanie.

Dom z polskiej komedii "Kogel Mogel"!
    Komedia z 1988 roku, znana bardzo dobrze u mojej rodziny. Druga część też. Około 29 lat temu z tego małego okna nad balkonem Kasia uciekła za pomocą liny. Z tego okna wieczorem słyszała jak jej niedoszły pijany narzeczony śpiewał "Daj mi tę noc...". Za domem odbyło się niedoszłe wesele. Dom wtedy był z czerwonej cegły. No dobra, pora jechać dalej.

Szynobus VT-627 jadący w kierunku Wyszkowa.
    Na drodze czasami się widziało słupy z bocianimi gniazdami. Niektóre były bardzo grube, tak, że mogą ważyć 500 kg. Wieś Kozły oznaczały wjazd do gminy Tłuszcz.

Mokra Wieś
    Od Mokrej Wsi odcinek drogi 636 jest mi nieznany, aż do Jadowa. Prowadzi na drugą stronę torów kolejowych i przez dwa ładne lasy. Lasy liściaste jak na kwiecień już tak brzydko nie wyglądają według mnie. Jest już w jakimś procencie zielono.

Do Nowinek
    W Jadowie zrobiliśmy krótką przerwę na skwerku. Przy kościele odbywał się pogrzeb. Zaraz już pojechaliśmy dalej na wschód, w kierunku drogi krajowej.

Pola za Jadowem
    No i pora na drogę 50. Ech, takie nieprzyjazne rowerzystom. Tiry, furgonetki i samochody zasuwają kolumnami. Nie ma poboczy. Żeby uniknąć 970 metrów stresu, wybrałem drogę przez Zawiszyn. Wtedy już trzeba było wjechać na drogę krajową. Nie było innego wyjścia, bo trzeba przedostać się na drugą stronę rzeki Liwiec. Już się ustawiły pojazdy sznurkiem za nami.

Rzeka Liwiec.
    Drogi krajowe są na wyższym levelu. Jest lepsza nawierzchnia, oznakowanie, droga na nasypie, nawet wyświetlacze z prędkością i ostrzeżeniami na temat pogody. Niestety jazda nie wydaje się być przyjazna dla rowerzystów. Po 1,7 km udręki odbiliśmy w prawo spokojną drogą na przedmieście Łochowa.

Inna strona Łochowa
    To mój drugi raz w Łochowie. Choroba, która jeszcze w pełni mi nie znikła, dała o sobie znać. Stałem się senny i miałem ochotę się położyć. Jeszcze do końca nie wyzdrowiałem, ech. Wkroczyliśmy w nieznany mi powiat węgrowski. Trzeba przez niego przejechać na wskroś, ale tylko po jego szerokości. Na pewno mnie ciekawi i intryguje ten rejon, jednak póki co, nie myślę jeszcze o jego zwiedzaniu.

Majdan
Kościół NMP Królowej Polski
    Zachmurzyło się na tyle, że do końca dnia już słońce nie wyjrzało. Mijaliśmy ładne ogródki działkowe w Łochowie. Po Ostrówku znów wjechaliśmy na tę samą drogę krajową. Odcinek prowadzi przez Ogrodniki i Zagrodniki. Tym razem na 3,3 km. Po prawej stronie rozciągają się ładne łąki. Jechało się nawet spokojnie. To są tereny zabudowane, więc kierowcy musieli się opanować. Często nic nie jechało.

Droga 50 w Zagrodnikach
    Zaczął się duży las i wyjechaliśmy z drogi krajowej. Jest tam stacja kolejowa o nazwie Topór. Pojechaliśmy drogą gruntową wzdłuż torów. Wciąż dało się słyszeć wyjące tiry za drzewami. W GoogleStreetView z 2012 roku widać, że ta droga była wąską, zarośniętą drogą polną. Stacja pamiętała poprzednią epokę. Teraz bardzo ładnie zmodernizowali całą linię Warszawa>Małkinia Górna. Wydaje mi się, że każda stacja jest świetnie zmodernizowana z ekranami, wysokimi peronami, latarniami, itp.

Jest szeroka droga.
    Droga gruntowa skręca w prawo na las. Jesteśmy w gminie Stoczek. Zaraz się już zaczyna asfalt w Księżyźnie. Tereny z lasami dookoła coraz bardziej wydają się być odludne. Siły mi powróciły i czułem się jakbym już wyzdrowiał :D.

Rzeczka Ugoszcz
    Mrozowa Wola, kolejny las i Sokółka minęły szybko. Od Sokółki zaczęła się gmina Sadowne. Kolega miał ochotę zrobić przerwę na poboczu w Kołodziążu. Tak więc zrobiliśmy. Miałem na liczniku około 90 km. Gdybym jechał sam, nie opłacałoby mi się już robić przerwy. Było cicho i mocno wiało z południa. Ani żywej duszy na ulicy. Stoją sobie murowane i drewniane domy. Niektóre drewniane mają ładne i duże ganki. Decyzja kolegi nie okazała się taka zła, bo w oddali dostrzegłem dwa żurawie.

Żurawie!
    Warto wiedzieć, że żurawie są większe od bocianów. Po paru minutach ruszyliśmy dalej. Towarzyszył nam boczny wiatr.

Ładne czerwone okno. Powód dla którego zrobiłem to zdjęcie :D
Coraz bardziej odludnie. 
    A niech to! Do tej pory nie złapałem żadnego sygnału radiowego. Będę musiał faktycznie kupić nowe słuchawki. Te już miały parę razy lutowany kabel i zmienianą wtyczkę. Przy okazji rozglądałem się przy obrzeżach lasów czy może trafiłbym na czarnego bociana. Nie trafiłem :(. Na niebie nisko przeleciał czerwony jedno- lub dwupłatowiec. 

Nie ma czarnego bociana, ale za to jest Orzełek.
Ale mokro!
    Po lesie i Orzełkach przejechałem przez Złotki. Wieś leży na małym wzniesieniu. Jak zwykle nikogo nie widzieliśmy.

Opuszczam Złotki
Wieś na małym wzgórzu.
Powróciły z RPA.
    W oddali zobaczyłem kościół w Prostyniu. Wydaje się być wysoki i przypomina Pałac Kultury i Nauki. Wjechaliśmy w powiat ostrowski. Na niebie przeleciał duży szary ptak. Odgadłem, że to czapla, bo w locie miała skrzywioną szyję. Ten kościół to nawet bazylika! Został wybudowany w 1946 roku, czyli zaraz po II wojnie światowej. Oczywiście w tym samym miejscu stały starsze jego wersje. Pierwszy kościół drewniany został wybudowany w 1344 roku w innym miejscu. Ten pierwszy właściwy wybudowano w 1511 roku i w 1547 roku odwiedziła go Królowa Bona. W 1657 roku niedobrzy Szwedzi podpalili kościół. W 1750 świątynie odbudowano. W 1799 rozebrano i w 1808 znów wybudowano. W 1812 w kościół uderzył piorun i niewiele z niego zostało. W 1858 roku znów wybudowano. W 1944 niedobrzy Niemcy wysadzili kościół. W końcu w 1946 wybudowano następny, który stoi do dziś. W 2012 roku stał się mniejszą bazyliką.

Bazylika Trójcy Przenajświętszej i św. Anny w Prostyni.
    Robotnicy jechali ciągnikiem z obładowanymi obiema przyczepami i zbierali różne meble, graty pozostawione na poboczach przez mieszkańców.
    Następna miejscowość to Treblinka. Być może wiecie, że w tych okolicach stał drugi najgorszy niemiecki obóz zagłady zaraz po Auschwitz-Birkenau. Istniał w latach 1942-1943 r. Wywożono tam ludność żydowską z Warszawy. Zginęło około 850 000 osób. Obóz nadzorowało 20-30 Niemców, 80-120 Ukraińców. Więźniowie byli traceni w komorach gazowych, do których nie wpuszczano cyklonu, a tlenek węgla. W sierpniu 1943 r. wybuchł bunt więźniów. Dostali się do amunicji i wybuchła strzelanina po całym obozie. Podczas strzelaniny zginęło 800 więźniów, 25 Niemców i 66 Ukrainców. Tylko 68 więźniom udało się uciec z obozu w trakcie buntu i nawet przeżyć wojnę. Po buncie obóz zaczęto likwidować. W listopadzie 1943 r. obóz już nie istniał. Teraz gdzieś w pobliżu stoi muzeum i pomnik.

Treblinka
    Zbliżaliśmy się już do rzeki Bug. Jest to czwarta najdłuższa rzeka w Polsce. Wjechaliśmy na bardzo ładną, zmodernizowaną drogę 627Od razu pojawiła się ścieżka rowerowa z chodnikiem po lewej stronie. Super porobili, że droga jest na wzniesieniu, są latarnie, nowy niebieski most nad Bugiem.

Bug! Widok na północ.
    Było tak miejsko na moście i ścieżce że poczułem się jak w Warszawie. Niezabudowane leśne tereny w czterech kierunkach świata dodawały surrealizmu.

Ale różowo!
    Nie było nikogo, oprócz jednego lokalnego rowerzysty w kapturze. Na ulicy też coś pusto. Latarnie jeszcze się nie świeciły. Zaraz... dni są długie i słońce wciąż jest wysoko. To przez te gęste zachmurzenie jest tak ciemno jak o 15-stej w grudniu.

Małkinia Górna!
   No i zaczęły się tereny zabudowane Małkini Górnej. Minęliśmy stację kolejową po lewej stronie. Kolega chce jeszcze pojechać w głąb miejscowości, by zjeść kebaba. Planował to od początku wycieczki :D. Znalazł na mapie "Pokusa Kebab" na ulicy Leśnej przy blokach, więc tam pojechaliśmy. Ja i tak miałem swój prowiant, więc nie jadłem. Po tym wróciliśmy na stację kolejową. 
    Tak - jest to końcowa stacja Kolei Mazowieckiej w kierunku północno-wschodnim. Dalej już KM-ki się nie wybierają. Możesz wybrać InterCity i pojechać do np. Białegostoku. Kupiliśmy bilet w biletomacie, który stoi przy budynku stacji. Pociąg będzie za jakieś 40 minut. Parę minut temu odjechał poprzedni. Widać, że jeszcze tutaj perony są stare i niskie, a przecież stare pociągi miały wysoko wejścia. Krakały gawrony. Od peronu do peronu chodził pijany mężczyzna w niebieskiej czapce z daszkiem. Dookoła niego kręciły się dwa młode przyjazne kundelki. Biegały w dwójkę po torach. Pijany facet ze szklaną butelką coś mamrotał. Toczył się coraz bliżej torów i się przewrócił. Jego głowa wystawała poza peron. Na oko z 6 osób pojawiło się na peronie. Oczekują nie na nasz pociąg, a na InterCity. Właśnie przyjechała biało-niebieska Pesa Dart. Jest to najnowszy pociąg od Pesy. Łał, ale w środku musi być elegancko. Pociąg przyjechał z Białegostoku i kieruje się do Warszawy. Kontroler jak zwykle wysiadł na peron, rozejrzał się czy wszyscy już wsiedli/wysiedli. Zauważył leżącego na peronie pijanego mężczyznę z wystającą głową nad torami poza peron. Usłyszałem jak mówił do krótkofalówki "przyślijcie... leży na torze czwartym...". Na początku pomyślałem, że przyjdą sokiści, a za chwilę zjawili się w pomarańczowych luminescencyjnych ubraniach ratownicy. Powiedzieli przyjaźnie "Znowu piłeś?" i poprowadzili go do karetki. Za chwilę się wrócili po jego czapkę, a pieski im towarzyszyły. Jeszcze wcześniej przyjechał nasz pociąg, ale zatrzymał się za stacją, by za parę minut zawrócić na peron. Wtedy już wsiedliśmy z rowerami. Uff, wysoko te wejścia, bo są tak nisko perony. W długim pociągu było oczywiście pusto. Powtórzę to zdanie: "W końcu kto się po południu wybiera do Warszawy? :D".

Stacja kolejowa w Małkini Górnej
    Minęło jeszcze parę minut zanim pociąg ruszył. W tym czasie zdążyłem połazić sobie po całym przedziale i wstąpić do toalety. Przedział dla rowerzystów (jeden z czterech) oferował wyjątkowo też wygodne siedzenia, ustawione przodem do kierunku jazdy. Były też te zwykłe rozkładane, na których siedzi się bokiem. Tak więc cała jazda była bardzo wygodna. Tylko parę pojedynczych osób wsiadło i zaraz przy jakiejś wsi wysiadali. Zauważyłem, że mimo całego pustego wagonu do dyspozycji i tak siadali na tych rozkładanych siedzeniach w przedziale dla rowerzystów tuż przy nas... Nie rozumiem dlaczego tam się zbierają i zabierają miejsca przyszłym pasażerom z rowerem!
Na zachodzie było naprawdę ciemno. Włączyły się światła w pociągu. Na dworze zaczęło padać.
    Przy Warszawie dołączył jeden rowerzysta. Naliczyłem dwa pioruny :D. Dojechaliśmy na stację końcową Warszawa Wileńska. Wtedy w Warszawie dosyć mocno padało i w kurtce przeciwdeszczowej z pokrowcem na plecak wróciłem szybko do domu. 
    Małkinia Górna okazała się być naprawdę ładną miejscowością z tętniącym życiem i na pewno do niej wrócę. Kiedy będzie dobra okazja, dojadę tam z kolegą tym razem pociągiem i stamtąd rowerami ruszymy do Czeremchy. Jest to miejscowość tuż przy granicy Polski z Białorusią i tam chciałbym zobaczyć te magiczne słupki i być może odsłonięte od drzew tereny poza Polską. Dystans by wyszedł podobny do 110 km. Wtedy byśmy wrócili szynobusem do Siedlec i z Siedlec drugim pociągiem do Warszawy Stadion. Kiedy będzie okazja - być może za tydzień, albo nawet za miesiąc - to tam pojedziemy. Póki co dalej będę realizować swoje wycieczki samemu ;).