Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powiat warszawski zachodni. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powiat warszawski zachodni. Pokaż wszystkie posty

środa, 19 lipca 2017

Wyszogród nad szeroką Wisłą

    Wyszogród to miasto, które leży nad Wisłą. Gdybyśmy mieli zacząć płynąć od północnej granicy Warszawy na północ, po 55 km dopłynęlibyśmy do tego miasta. Zamiast robić zawijasy po gminach, miałem ochotę pojechać gdzieś normalnie w jednym kierunku. Planem jest pojechanie z domu przez Kampinoski Park Narodowy asfaltem do Wyszogrodu (lewą stroną Wisły), przejechanie przez most nad Wisłą i prawą stroną Wisły dojechać do Nowego Dworu Mazowieckiego. To zabrzmiało jakbym miał non stop jechać brzegiem Wisły. Tak nie będzie!

Ścieżka rowerowa w Warszawie
Wyszło 135,1 km. Przebieg:

Warszawa>Łomianki>Dziekanów Leśny>Sadowa>Nowy Dziekanów>Palmiry>Czosnów>Dobrzyń>Wólka Czosnowska>Janów-Mikołajówka>Sowia Wola>Dąbrówka>Stara Dąbrowa>Górki>Józefów>Kampinos>Komorów>Łazy>Wola Pasikońska>Strojec>Budki Żelazowskie>Konary>Brochów>Witkowice>Kamion>Wyszogród>Chmielewo>Wola>Czerwińsk nad Wisłą>Zdziarka>Wilkówiec>Wychódźc>Miączyn>Wólka Przybójewska>Smoszewo>Wygoda Smoszewska>Emolinek>Trębki Stare>Zakroczym>Nowy Dwór Mazowiecki


    Wyjechałem gdzieś o 6-stej z minutami. Przejechałem przez most Gdański w Warszawie i jechałem ścieżką rowerową wzdłuż Wisły. Potem przez las Młociński dojechałem do Łomianek poza Warszawą. Jechałem ścieżką rowerową, a potem drogą serwisową drogi 7. W sumie tak jak kiedy zwiedzałem gminę Łomianki. Tym razem pojechałem dalej na północ aż do Czosnowa.

Wielki kask na dachu w Czosnowie
    Rano wiał słaby wiatr standardowo na wschód, więc jadąc na zachód aż do Wyszogrodu, nie było jeszcze tak źle. Obliczyłem, że wiatr będzie najsilniejszy kiedy będę już niedaleko Wyszogrodu. Potem, jadąc na wschód do Nowego Dworu Mazowieckiego, powinienem mieć już z wiatrem. Po Czosnowie zaczęło się już robić powoli słonecznie. Zjadłem nowego batona z Biedronki. Są to jakieś dwa pełnoziarniste wafle z sosem ziołowym i pomidorowym.

sobota, 13 maja 2017

Łowicz

    Co się działo z tym początkiem maja? Było całkiem zimno, wietrznie i deszczowo. Niska temperatura mi nie przeszkadza. Chodzi o silny wiatr i ciągły deszcz. Ostatnio się polepszyło i jako, że skończył się kwiecień, który zarezerwowałem jako "miesiąc niezwiedzania gmin", to już w niedzielę lub poniedziałek wybiorę się do północnej gminy Dobre w powiecie mińskim. Trzeba dokończyć tamten obszar, w którym byłem ostatnio we wrześniu. Patrząc na poprzednie maje - były dosyć aktywne. Trzeba będzie to nadrobić.
    Nie mogłem się doczekać niedzieli, więc w międzyczasie niestandardowo pojechałem do Łowicza. Tego dnia wiał wiejący 29 km/h wiatr na zachód przez cały dzień. Postanowiłem to wykorzystać i wyjechać z domu, przebić się przez Warszawę (grr...), zobaczyć na własne oczy Łowicz i jego rynek i wrócić pociągiem do domu. To będzie mój pierwszy raz, w którym wyjadę z województwa mazowieckiego i wjadę do innego.

Pierwsze pola na zachód od Warszawy
Wyszło 97,7 km. Przebieg:

Warszawa>Blizne Łaszczyńskiego>Szeligi>Macierzysz>Wieruchów>Strzykuły>Kaputy>Umiastów>Pogroszew>Koprki>Józefów>Rokitno-Majątek>Rokitno>Błonie>Bieniewice>Bronisławów>Regów>Kaski>Szymanów>Aleksandrów>Czerwona Niwa>Czerwona Niwa-Parcel>Różanów>Humin>Kolonia Bolimowska-Wieś>Bolimów>Łasieczniki>Nieborów>Bąkowiec>Mysłaków>Zielkowice>Łowicz

Na mapie: https://drive.google.com/open?id=1TEUIi_CIWYwzZMZPInW4QWGP-XQ&usp=sharing

    Wyjechałem o 7:00. Zaczął się mój nieulubiony etap, czyli przebijanie się przez Warszawę. Postanowiłem pojechać tą samą drogą, kiedy w listopadzie zwiedzałem gminę Stare Babice. Jest to droga 629. Na ulicy było tak samo pusto jak poprzednio. Jednak jakiś spieszny gość już zdążył na mnie zatrąbić, grr. Skręciłem łagodnie w prawo na 528 i już mogłem nacieszyć się ścieżką rowerową do samego końca miasta. Długo się nie nacieszyłem, bo zastałem całą rozwaloną i zablokowaną drogę z chodnikami obok. Okazało się, że rozszerzają drugą linię metra i zaczęli to robić jakieś 2 tygodnie po mojej ostatniej tu wizycie, 8 listopada. Czasami były przejścia dla pieszych. Pojechałem przez podwórko i zaraz skończył się plac budowy. Zaraz znowu się pojawiła zablokowana droga i to na dłużej. Pojechałem równolegle przez następne podwórka i po nich skończyła się budowa. Jacyś pijacy rzucili "Ej, ty! Zobacz no, coś ci z łańcuchem się stało!". Patrzyłem niewzruszenie przed siebie... no dobra, potem na chwilę spojrzałem w dół na łańcuch. Spodziewałem się, że to tylko żarcik.
    Warszawa wraz ze ścieżką rowerową się skończyła i pojechałem drogą serwisową wzdłuż S8 do Szeligi. Tak więc znowu znalazłem się w powiecie warszawskim zachodnim. Przejechałem przez Strzykuły. Ostatnio byłem tam w grudniu i to był pierwszy raz. Przy ciągu pieszo-rowerowym stoją dwie tablice. Pierwsza pokazuje popularne polskie ptaki, a druga roślinność.

Wygląda znajomo. Tym razem jest to druga tablica.
    Chciałem wejść na taką górkę przy placu zabaw w Umiastowie, lecz właśnie teraz koparki ją rozwalały. Pojechałem na południe za drogą 92. Na pustej, lokalnej drodze z naprzeciwka stała ciężarówka i w oddali zbliżał się samochód. Miał stojącą ciężarówkę po swojej prawej stronie, więc powinien się zatrzymać i mnie przepuścić, bo właśnie przejeżdżałem. Nie! Postanowił ją minąć i przy okazji mnie niemalże spychając na trawę.

W oddali komin w Mosznie.
    Przejechałem przez Błonie przez podwórkowe okolice. Nie sądziłem, że jeszcze tu zajrzę.

Błonie
    W Bieniewicach jest przejazd kolejowy. Trochę poczekałem z innymi samochodami aż podniosą się szlabany. Powoli jechał pociąg KM i po przerwie szybki IC. Po Bieniewicach zaczęły się dla mnie nowe tereny. Wjechałem do powiatu grodziskiego.

Początek powiatu grodziskiego.
    Powitały mnie liczne, żółte pola rzepakowe i mało wygodne drogi asfaltowe. Przez cały dzień było bezchmurnie. Z czapki, komina, rękawiczek zimowych, bluzy rowerowej i długich spodni przesiadłem się na koszulkę, spodenki i rękawiczki letnie.

Pola rzepakowe.
    Rolnicy robili coś przy swoich polach. Zauważyłem idealnie zaorane pola w szlaczki w kształcie trapezów. Zupełnie jak na początku maja w gminie Zakroczym rok temu. Zatrzymałem się w Kaskach. Jest tam charakterystyczny placyk z ławkami i przystankiem autobusowym.

Parafia św. Piotra i Pawła w Kaskach.
    Pisałem o pojechaniu z Małkini Górnej do granicy Polski z Białorusią. Miałem tam pojechać z kolegą i wrócić pociągiem. Jednak kolega nie miał czasu i oczekiwał na dzień z idealną pogodą. Takie idealne bezwietrzne, słoneczne dni nie występują tak często, hmm? Z związku z tym nie pojedziemy, albo za miesiąc. Przez zmiany decyzji i kompromisy straciłem parę dobrych dni, siedząc w domu.

Coraz dalej na zachód.
W oddali kościół w Szymanowie.
    Znalazłem się w powiecie sochaczewskim i zobaczyłem w oddali kościół w Szymanowie. Przód wygląda ciekawie i staro. Został zbudowany w 1667 roku - tak jest napisane na fasadzie. W 1907 roku został rozbudowany. Wygląda na to, że nic mu się nie stało podczas wojen, uff.

Kościół Wniebowzięcia NMP w Szymanowie.
    Przy polach rzepakowych pojawiło się nowe rondo i ciągi pieszo-rowerowe. Za chwilę się skończyły.

Ciąg pieszo-rowerowy
    Wjechałem do powiatu żyrardowskiego. To wciąż jest województwo mazowieckie. Przejechałem na drugą stronę drogi 50. Przecinała mi drogę. Tereny głównie składały się z wielkich pól. Po niedługim czasie nastał ten magiczny moment. Wyjechałem w województwa mazowieckiego i wjechałem do województwa łódzkiego! Wcale się nie spodziewałem jakiejś zmiany jak fioletowa trawa i drzewa rosnące do góry nogami... Minus taki, że nie było znaku informującego o zmianie województwa. Był tylko znak, że wjechałem do powiatu skierniewickiego, a nie wiedziałem czy to wciąż województwo mazowieckie.

Przynajmniej zrobiłem zdjęcie temu witaczowi.
Rzeka Rawka
    Graffiti na przystankach zmieniło swoją treść z Legii do jakiegoś RTS i Widzew. Przejechałem przez Bolimów, a w nim kościół św. Trójcy też z 1667 roku.

Bolimów.
    Wjechałem w tereny leśne. Od początku wycieczki robiłem zdjęcia w innym trybie. To tryb automatyczny, który sam dobiera parametry. Jak dla mnie, to zdjęcia nieostro wychodziły. Aparat skupiał ostrość na jakimś losowym punkcie :-(. Zmieniłem tryb na ten, który używałem zawsze.

Południowy jogging w lesie.
Tu już wyszło ostro.
Przypomina mi się Annopol niedaleko Przasnysza.
    Wjechałem do powiatu łowickiego. To w nim gdzieś znajduje się ten Łowicz :D. Heh, był Tarczyn, Warka to teraz Łowicz. Przez cały czas jechałem żółtym szlakiem rowerowym. Najpierw muszę zrobić objazd, by nie wjechać na drogę krajową. Musiałem pojechać z przeszkadzającym silnym wiatrem bocznym.

Powiat łowicki wita wraz z żółtym szlakiem.
    Przejechałem przez Bąkowiec i Mysłaków. Przede mną przejazd kolejowy z już opuszczonymi szlabanami. Przez długi czas nic nie jechało i wtedy w ekspresowym tempie przejechał pociąg IC. W Zielkowicach pozostał mi jeszcze jeden przejazd. Przejechał pociąg w nieznanym mi malowaniu. No tak - to inne województwo, więc jeżdżą inne przewoźniki. Przejechał stary EN57 w malowaniu szarym-czerwonym-czarnym. To właśnie jest pociąg Przewozów Regionalnych.

EU07 i EN57
    Po przejechaniu dwóch pociągów, szlaban wciąż stał opuszczony przez około 5 minut. Pomyślałem, że będzie jeszcze trzeci pociąg, jednak podniósł się i mogłem jechać dalej. W końcu dojechałem do Łowicza od innej strony!

Hurra!
    Wjechałem na rynek i postanowiłem go obejść na piechotę. Jest ładnie. Co tu dużo mówić. Pootwierane restauracje, kawiarnie, lodziarnie ze stolikami na zewnątrz.

Pomnik papieża na tle bazyliki katedralnej.
Kościół MB Łaskawej i św. Wojciecha. Przypomina archikatedrę Niepokalanego Poczęcia NMP w Hawanie.
Bazylika katedralna Wniebowzięcia NMP i św. Mikołaja
Ratusz Łowicza
Muzeum
    Po rozejrzeniu się po rynku, przeszedłem się w stronę dworca kolejowego. Już wiedziałem, że biletomat będzie stać w budynku. Od 2013 można chodzić z rowerami po dworcach, tunelach, kładkach i peronach, więc bez obaw. Przed dworcem remontują ulice i chodniki. W środku nikogo nie było. Kasa była zamknięta. Chłodno jak w kościele. Stał błyszczący się biletomat i mogłem też spojrzeć na rozkład jazdy. I tak miałem już na kartce zapisane przyjazdy pociągów, więc mogłem wybrać odpowiednią godzinę ważności biletu. Dlaczego teraz będę tak robić? Różne sytuacje jak takie, kiedy biletomat stoi z dala od rozkładu jazdy i peronów i trzeba się wracać do niego. We wtorek w deszczowy dzień przeszedłem się rano z Warszawy do Legionowa i wróciłem pociągiem. Najpierw doszedłem do biletomatu, żeby zauważyć, że nie ma nigdzie rozkładu jazdy. Wtedy wlazłem na peron, by go przeczytać i zawróciłem do biletomatu, by kupić bilet i z powrotem na ten sam peron. W ten sposób pociąg o około 10-tej mi uciekł.
    Wracając do Łowicza - pociąg będzie dopiero o 13:50 i wiedziałem o tym. Oczywiście wróciłem turbokiblem KM. Mają tutaj końcową stację. O, przyjechał pociąg Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. Oczywiście w Warszawie zebrało się sporo osób bez roweru do przedziału dla row... ech, dam sobie spokój. Tak czy siak, z ich powodu miałem mały problem z wyjściem z pociągu. Wycieczka była fajna, choć nie lubię zachodu. Znowu będę jeździć w ulubione kierunki i mam nadzieję, że maj będzie bardzo aktywny.

sobota, 25 marca 2017

Kampinoskie szlaki

    Robi się trochę cieplej. Trawa się powoli zieleni jak też i lekko krzaki. Wybieram się w tym czasie do gminy Kampinos. To już ostatnia, pożegnalna wycieczka na zachód do powiatu warszawskiego zachodniego! Gmina jest położona najbardziej na zachód. Za nią zaczyna się Sochaczew. Odwiedzę znów Kampinoski Park Narodowy, jakieś opuszczone wsie, wieś Kampinos, Niepokalanów i Żelazową Wolę.

Ponownie KPN!
Wyszło 85,5 km. Przebieg:

Teresin>Paprotnia>Stare Gnatowice>Zawady>Prusy>Podkampinos>Kwiatkówek>Kampinos A>Kampinos>Koszówka>Józefów>Granica>Bieliny>Karolinów>Bromierzyk>Łazy Leśne>Grabnik>Komorów>Łazy>Pasikonie>Wola Pasikońska>Strojec>Rzęszyce>Pindal>Krisztajnów>Budki Żelazowskie>Mokas>Dzięglewo>Żelazowa Wola>Strzyżew>Szczytno>Skarbikowo>Nowe Paski>Stare Paski>Topołowa>Teresin-Gaj>Teresin

    Wsiadłem do wcześniejszego pociągu, czyli o 09:24. Nadal było pusto. Co prawda nie było przedziału dla rowerzystów przy łączeniu składów, ale za to było dużo pustej przestrzeni. Ważność legitymacji jest bliska wygaszenia. Jest ważna do 31 marca. Trzeba będzie się przejechać do uczelni. Wysiadłem w Niepokalanowie o 10:14. Pojechałem tą samą ścieżką rowerową co na końcu poprzedniej wycieczki. Przedostałem się na drugą stronę drogi krajowej. Niebo się niebawem rozchmurzyło i w końcu mogłem zobaczyć błękit!

Przy Paprotni słupy wysokiego napięcia są pomalowane na zielono.
    Ruszyłem na północ, kierując się do wsi Kampinos. Niektórzy na puszczę Kampinoską mówią slangowo "Kampinos" - tym razem tu mam na myśli miejscowość. Tego dnia dosyć mocno wiało, bo 18 km/h z północy.

W oddali Zawady
    Droga do Starych Gnatowic okazała się być polna. Na szczęście powrotna jest asfaltowa. Założyłem nowe rękawiczki krótkie od Krossa. Wciąż było za zimno, więc zmieniłem szybko na zimowe. Naprawione słuchawki od razu się zepsuły :-/, więc przez cały czas jechałem w ciszy... po raz trzeci.

Rzeka Utrata
    W Zawadach jest ładna, spokojna droga asfaltowa z krawężnikami. Znalazłem się znowu w Podkampinosie i skręciłem na północ. Potem musiałem skręcić w lewo, by dojechać do Kwiatkówka i się wrócić. Inaczej musiałbym zrobić niepotrzebną pętlę. Robotnicy łatali dziury na drodze, a gdzieś w pobliżu jechał wąski walec. Objechałem osiedla domków w Kampinosie i dojechałem do jego centrum.

Skwerek w Kampinosie
    Było pustawo. Obok skwerku stoi drewniany kościół z XVIII wieku. Naprzeciwko niego, po drugiej stronie ulicy stoi pomnik przyrody - Dąb Stefan Wyszyński. Ma 398 cm obwodu i 28,5 cm wysokości. Nie wiem ile ma lat.

Kościół Wniebowzięcia NMP z 1782 roku.
Dąb Stefan Wyszyński
    Po Kampinosie pojechałem dalej na północ drogą asfaltową. Zaczęło się ostro z górki i niebawem wjechałem do obrębu Kampinoskiego Parku Narodowego. Skręciłem w prawo do Koszówki. Ubita droga była dosyć wygodna. Minąłem parę gospodarstw leśnych i droga się naprawdę pogorszyła. Mimo to wytrzymałem i wróciłem na asfalt.

Stawy w Józefowie
    Droga asfaltowa była dziwnie wąska. Po prawej stronie widziałem jakieś stawy. Jakiś kierowca zatrzymał się dokładnie tam, gdzie stałem. Pomyślałem, że potrzebuje pomocy lub myśli, że to ja potrzebuję, bo stoję. Wysiadł, spojrzał się na chwilę bez słowa i popatrzył na staw. Ja w myślach "eee, ok?" i ruszyłem. Pewnie sprawdzał czy rośnie już ryż :-D.
    W Józefowie wjechałem już na serio do puszczy. Tu jak zwykle nie miałem pewności czy będę jechać wygodnymi ścieżkami i przynajmniej trochę widocznymi. Na szczęście było szeroko. Zatrzymałem się pod wiatą i przebrałem się w spodenki. O wiele lepiej! Zjadłem też nowy baton proteinowy z Biedronki. Chyba takie nie nadają się na rower. Był dosyć syty. Powiem, że znowu pojechałem nieco na głodniaka. Nie było w sklepie żadnych przekąsek typu parówka w cieście, więc miałem tylko batony. Tak więc rozpoczęła się 20 kilometrowa jazda po puszczy. Jak dla mnie to rekord.

Szlak zielony do wsi Granica.
    Pierwsza wieś w puszczy to Granica. To jeszcze taka hmm... cywilizacja. Znajduje się tu leśniczówka, skansen, parking, cmentarz wojenny. Nikogo nie było.

Mapa Parków Narodowych. Przypomniały mi się lekcje przyrody w podstawówce.
Chatka Kampinoska z 1911 roku.
Cmentarz wojenny
    Pojechałem na północ żółtym szlakiem. Po drodze minąłem robotników jadących ciągnikiem. Wytworzyli ślady na niektórych krótkich piaszczystych odcinkach. Zjechałem w lewo ze ścieżki.



    Druga wieś w puszczy to Bieliny. Na moje oko wydaje się być opuszczoną wsią. Wszystko było zarośnięte. Stały przewrócone słupy niskiego napięcia. Czasami można było dostrzec stare fundamenty po opuszczonych gospodarstwach. Jakbym przeniósł się do 1935 roku, minąłbym 33 zamieszkane gospodarstwa po prawej stronie.

Opuszczony dom w Bielinach
    Znowu jechałem zielonym szlakiem. W pewnym momencie zauważyłem łosia, który biegł w podobną stronę co ja. O kurde! Przyspieszyłem i zaraz zniknął mi z oczu. Zapomniałem, że trzeba co jakiś czas klaskać, żeby dać znać łosiom i dzikom, że tu jestem i żeby się nie zbliżały. Tak więc uczyniłem. Zresztą i tak rower hałasował po wybojach. Dojechałem do dęba Powstańców 1863 roku.

Dąb Powstańców 1863 r.
    Dąb ma 250 lat i 420 cm obwodu. Podobno na jego konarach wieszano powstańców w czasie Powstania Styczniowego w 1863 roku. Dosyć przerażające. Ciągle się rozglądając za łosiem, wjechałem w łąki puszczy.

Gdzieś tam w oddali jest nieistniejące Karolinów.
    Spokojnie, to wciąż jest szlak zielony rowerowy. Szlak prowadził w cieniach tych drzew i zaraz znowu wjechałem w puszczę. Napotykałem strome wzniesienia.


    Trzecia wieś w puszczy to Karolinów. Całkowicie opuszczona. Znajduje się właśnie na tych łąkach. Nic tam nie ma, oprócz powalonych słupów na środkach łąk i fundamentów. Jest tam gdzieś opuszczony cmentarz ewangelicki, oraz miejsce zbrodni z 2002 roku. Brr, no nieciekawie. Na drodze były przewrócone drzewa. Według starej mapy z okresu międzywojennego, wieś Karolinów była całkiem rozwiniętą wsią z dużą ilością gospodarstw z rozgałęzionymi drogami. Teraz na mapie są same łąki, bagna i brak jakichkolwiek dróg. Większość wsi na terenie parku narodowego została wyludniona z powodu zostawienia w spokoju tego sporego ekosystemu, żeby człowiek tam nie ingerował. Zbliżając się, czułem narastający niepokój.

Okej, zawracam.
    Zawróciłem i dojechałem do czwartej wsi w puszczy - Bromierzyka. Też mi wygląda na opuszczoną wieś. Nie dostrzegłem żadnych budynków, oprócz kapliczki, którą pewnie ktoś odwiedza.

Kapliczka w Bromierzyku.
    Wjechałem w teren powiatu sochaczewskiego na początek wsi Farmułki Brochowskie. Tam już jest jakaś cywilizacja, co prawda rzadka. Słyszałem w oddali piłę mechaniczną. Pojechałem inną drogą i znowu dojechałem do szlaku zielonego. Jeszcze pozostały mi Łazy leśne i będę mógł pożegnać się z puszczą. W końcu wjechałem na częściej uczęszczaną drogę, która prowadzi na asfalt. Zjadłem drugiego batona proteinowego. Smakował jak Big Milk śmietankowy. Po nim czułem się tak, jakbym wypił parę szklanek mleka :-/. Powróciłem do cywilizacji. Odcinek przez Grabnik także okazał się być szlakiem zielonym.

Po Grabnikach

    Dojechałem na konkretny asfalt i jechałem dalej na zachód. Wiatr dawał się we znaki. Na puszczę mogłem już tylko popatrzeć z daleka. Pomarańczowy autobus szkolny rozwoził uczniów do domów.

Łazy
    Pozostało parę wsi na północy i wiedziałem, że asfalt znów się skończy. Są to Rzęszyce, Pindal, Krisztajnów i Budki Żelazowskie.

Strojec
    Wieś Pindal wydaje się być tylko jednym gospodarstwem, tak więc nic tu po mnie. Spodziewałem się w Krisztajnowie drogi asfaltowej, ale nie, nie było. Ostatnia prosta i teraz miałem już gwarantowany asfalt do końca trasy.


    Wjechałem do powiatu sochaczewskiego. O, patrzcie - znów szlak zielony! Po Mokasie i Dzięglewie dojechałem do Żelazowej Woli. Była po drodze. Tam w 1810 roku urodził się Fryderyk Chopin. Jednak po niecałym roku i tak przenieśli się do Warszawy. Można wejść na teren dworku za 4 zł, niestety bez roweru. Tak więc na moje warunki mogłem sobie pozwolić na to zdjęcie:

Za ogrodzeniem Dom Urodzenia Fryderyka Chopina.
    Wracałem na południowy wschód do Niepokalanowa. Przed Szczytnem miałem ostry zjazd nad rzeką Utrata. I oto ostatnia miejscowość powiatu - Skarbikowo! Super!

Ostatnia miejscowość gminy i powiatu warszawskiego zachodniego!
    Przejechałem na drugą stronę drogi krajowej i jechałem obok wielkich hali dla tirów. W Niepokalanowie poczekałem na pociąg. Niby miał się zjawić za parę minut, ale ani widu ani słychu. Poczekałem na następny. Zaczęło słońca brakować, a ja zacząłem trząść się z zimna. Zadzwonił dzwon w bazylice. Jak widać, spodenki w taką temperaturę mogą się już powoli nadawać do jazdy, ale nie do stania.
    To by było na tyle. Cały powiat warszawski zachodni zaliczony! Przejechałem jego każdą miejscowość, a jest ich 158. Począwszy od Łomianek, kończąc w Skarbikowie niedaleko Żelazowej Woli. Fakt, niektóre wsie są opuszczone od dawna i nie wiadomo czy mogą się zaliczać, ale dmuchałem na zimne i jednak tam pojechałem.

Oto wszystkie ślady po powiecie warszawskim zachodnim, oprócz niektórych krótkich: