Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mińsk Mazowiecki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Mińsk Mazowiecki. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 września 2016

Lato skończyło się na Dobre

    Tak jak podejrzewałem - poprawy nie pozwoliły mi zbytnio na spędzenie czasu na dworze we wrześniu. A szkoda, bo wciąż miło wspominam zeszłoroczną wycieczkę z drugiej połowy września na Jadów i okolice. Wciąż było czuć lato. Ostatnio miałem czas, żeby gdzieś pojechać. Po ponad roku przerwy przejechałem się rolkami na Nightskating. Było jak zwykle ciekawie i fajnie się samemu wracało o północy przez puste ulice Warszawy. Wybiorę się jeszcze w ostatni w tym roku, który będzie 6 października. W przerwie od nauki do ostatniego egzaminu postanowiłem we wtorek zwiedzić południową gminę Dobre w powiecie mińskim i zahaczyć, ot tak, o Wierzbno w powiecie węgrowskim. Potraktowałem to jako ostatnią, ambitną wycieczkę, żegnającą okres letni.

Dosyć wcześnie jak na żółty kolor, ale za to jest ładna aura.
Wyszło 104,1 km. Przebieg:

Mińsk Mazowiecki>Karolina>Stara Niedziałka>Niedziałka Druga>Jakubów>Izabelin>Łaziska>Wola Polska>Mlęcin>Adamów>Kamionka>Wólka Czarnogłowska>Czarnogłów>Pokrzywnik>Czarnogłów>Wyględówek>Janówek>Wierzbno>Wólka>Świdno>Ossówno>Rąbież>Duchów>Rudno>Rąbierz-Kolonia>Antonina>Dobre>Zdrojówka>Wólka Kokosia>Poręby Stare>Osęczyzna>Poręby Nowe>Grabniak>Rudzienko>Rakówiec>Wólka Mlęcka>Gęsianka>Ludwinów>Mistów>Wólka Mińska>Mińsk Mazowiecki

    Przez cały dzień było słonecznie i 17'C. Ostatnio nagle się ochłodziło i na szczęście znów się ociepla. Takie nagłe, drastyczne ochłodzenie nie może pozostać już na dobre, więc tak jak sinusoida musi z powrotem się ocieplić. Nie chciało mi się jechać :-I i to głównie z powodu pociągów. Krótsze dni i mniejsza temperatura rano już nie zachęcają na wczesne wyjście z domu, więc wsiadłem do pociągu o 8:14. Tym razem byłem przebiegły i nie dałem się wsiąść do wąskiego ER75, tylko zajrzałem w Internecie na rozkład jazdy i wiedziałem po podwójnych numerach pociągów, który pociąg będzie długim EN57 z pustymi wagonami. Na przykład 19822+19823 to (chyba) dwa pociągi sprzężone ze sobą.
    Wysiadłem w Mińsku Mazowieckim. Przejechałem przez parę małych rond, a przy parku Dernałowiczów jest jakiś remont drogi i musiałem jakoś się przedrzeć. Wyjechałem z miasta i znów przejechałem przez Niedziałki. Autobusy szkolne wiozły dzieciaki do szkół.

Stara Niedziałka
    Ostatnio tu byłem jak jechałem z kolegą do Siedlec, a pierwszy raz pod koniec maja. Przy A2 budują coś wielkiego co przypomina halę. Od Jakubowa skręciłem w lewo na północ i wtedy zaczęły się nowe rejony, jednak do gminy Dobre jeszcze nie dojechałem.

Łaziska
Za niedługo wjazd do lasu...
...a w nim Wola Polska.
    Kiedy las się skończył, pojawił się podjazd i minąłem fioletowy witacz "Gmina Jakubów żegna". Rozpoczął się ładny widok żółtych drzew, ustawionych w szeregu (pierwsze zdjęcie od góry) i rozpoczęła się gmina Dobre.

Pierwsza miejscowość to Mlęcin, a po niej Adamów
    Adamów było pod względem wysokości względnej wycieczki najwyższym punktem na mapie, bo 197 m n.p.m. :-D.

Moja druga panorama. Na horyzoncie widać lasy położone niżej w Kamionce.
    Powiem, że jednak nie czułem lata. Było chłodno, choć mogłem jechać w spodenkach, ale pomyślałem, że jednak nie chce mi się zmieniać odzieży. I co prawda, jeszcze jakiś zielony akcent dał się znaleźć, ale czułem czasami taki klimat jak w Tarczynie, które zwiedzałem w zimę i przedwiośnie.

Staw w Woli Czarnogłowskiej
    Zaraz miałem po lewej stronie spore pola. W pobliżu siedział kot na drzewie i zszedł, kiedy mnie zobaczył. Miauczał i w odległości 2 metrów nie uciekał, co pewnie oznaczało, że jest w jakimś %-cie oswojony, bo tak jakby chciał się pogłaskać, ale nie był zdecydowany. Nie udało mi się zrobić mu zdjęcia, bo sobie poszedł :-(
    Od Czarnogłowa rozpocząłem jazdę na wschód do Wierzbna. Od razu wjechałem w powiat węgrowski i powitały mnie kocie łby. Obok jednak było wydeptane pobocze. Skręciłem w Wyględówku w lewo i zauważyłem jak robotnicy kładli asfalt na dziury.

Belki chyba idą na kiszonkę. Za lasem jest Jaworek.
    Nie brakowało czasem zobaczyć jakieś opuszczone gospodarstwa. Zbyt zarośnięte, bym mógł je pokazać.

Krowy w Janówku.
    Po lewej stronie dało się zobaczyć mnóstwo turbin wiatrowych w oddali za lasami. Wyliczyłem ich chyba 17!

W oddali wiatraki. Widać też na horyzoncie jakiś szaroniebieski kolor.
Urząd gminy we Wierzbnie
    Dojechałem do Wierzbna. Dostrzegłem szkołę, staw i urząd gminy. Powiat węgrowski to jeszcze nie moja działka. Zacząłem wracać na zachód z powrotem do powiatu mińskiego.

Jest nadzieja!
    Często miałem z górki. W Ossównie skręciłem z asfaltu na drogę polną, którą jechało się w porządku. Rolnik w ciągniku na polu pewnie się zdziwił co tu robi ten koleś na rowerze.

W drodze do Rąbieża
    Rąbież strasznie przypominał mi Kamionkę, hmm... no cóż. Dostałem się znów na gminę Dobre. Powitała mnie niestraszna miejscowość Duchów, choć ze straszną nawierzchnią, brr!

Pierwsze czerwone drzewka.
Rąbierz-Kolonia, a w oddali Duchów. To chyba jedyne zdjęcie, które przypomina mi lato.
    Znalazłem się w Dobrem. To miasteczko nad drogą 637, która prowadzi do Węgrowa. Jest tu skwerek, rynek z przystankami autokarowymi, na którym czekało dużo osób. Jest tu parafia św. Mikołaja Biskupa. Kiedyś do tego miasteczka zajrzę nie raz.

Kościół św. Mikołaja Biskupa w Dobrem
Pomnik Józefa Piłsudskiego na skwerku.
    Miałem okazję pojechać tą drogą wojewódzką. Bardzo fajnie się jechało. Kiedyś może wybiorę się do Węgrowa. Odbiłem zaraz w prawo na Zdrojówkę.

Pytanie tylko, kim był ten Kokoś?
    Wjechałem do sporego lasu i to chyba jeden z największych lasów, z którymi miałem do czynienia. Otóż rok temu, chyba w lipcu pojechałem na moje pierwsze 150 km i jechałem głównie drogą krajową od Stanisławowa do Łochowa. Jechałem asfaltem przez spory las, mijając czasami wjazdy do lasu po prawej stronie i tak sobie wyobraziłem, że gdzieś tam daleko w lesie właśnie sobie jadę, rozszerzając granice mapy w swojej wyobraźni. Nie czułem, że byłem w tym lesie, bo wjazd od innej strony, to jednak co innego :-/. 

Takie tam w lesie.
    Znów się znalazłem na tej samej drodze wojewódzkiej i pojechałem do Poręb Nowych. Nie muszę mówić, że wieś ładniej wygląda przy ładnej drodze. Panowała sympatyczna atmosfera i nawet ciąg pieszo-rowerowy jest po prawej stronie.

Do Grabniaka
Rakówiec
    Rakówiec to ostatnia miejscowość. Specjalnie sprawdziłem znak czy to był faktycznie "Rakówiec" czy może jednak "Rakowiec". Teraz mi pozostał powrót do Mińska Mazowieckiego. Pojechałem sobie drogą serwisową przy autostradzie i wjechałem na znany mi wiadukt. W Mińsku Mazowieckim zlokalizowałem na pierwszym peronie biletomat. Są tam chyba 3 perony. Zobaczyłem, że mój pociąg będzie dopiero za prawie 50 minut. Jednak jakiś pociąg w kierunku Warszawy już stoi i odpoczywa. Jeszcze raz spojrzałem na rozkład jazdy i to faktycznie mój pociąg, bo poprzedni dawno odjechał. Poczekałem w pociągu jakiś czas i wtedy ruszył. Wysiadłem przy Stadionie Narodowym.
    Oto jestem :-D. To była pożegnalna wycieczka, żegnająca lato. To oznacza koniec dłuższych wycieczek w ciekawych kierunkach jak na ten rok. Od października rozpocznę zwiedzanie nieznanego mi powiatu warszawskiego zachodniego i tak pewnie będzie się to ciągnąć aż do przedwiośnia. Gminę Dobre dokończę w następną wiosnę, bo została jej północna część do wyeksplorowania.

poniedziałek, 30 maja 2016

Najstarsza sosna w Polsce

    Witajcie pasażerowie. Dziękujemy za wybranie linii rowerowych Introwerzysta S.A. W okresie napadających na nas burz, w ten ostatni suchy dzień pojedziemy zwiedzić gminę Mińsk Mazowiecki. Przejedziemy się wsiami dookoła Mińska Mazowieckiego. Najpierw na południe, potem na wschód i na północ, a w Gliniaku urządzimy postój w cieniu najstarszej sosny zwyczajnej w Polsce. Nie zabraknie takich atrakcji jak X-tremalny wiatr i X-tremalne wyboje™. Zatem zajmijcie siedzenia i cieszcie się jazdą tanimi liniami rowerowymi Introwerzysta S.A. Zmieniamy się na lepsze dla was!
Nie ponosimy odpowiedzialności za ubrudzone siedzenia po osobach chorujących na chorobę lokomocyjną.

Wielgolas Duchnowski
Wyszło 146,4 km. Przebieg:

Warszawa>Sulejówek>Zakręt>Nowy Konik>Stary Konik>Brzeziny>Wielgolas Duchnowski>Górki>Poręby>Teresław>Celinów>Jędrzejnik>Zamienie>Maliszew>Józefów>Grębiszew>Wólka Iłówiecka>Kluki>Iłówiec>Grabina>Pogorzel>Nowa Pogorzel>Mikanów>Chmielew>Marianka>Huta Mińska>Cielechowizna>Gliniak>Tartak>Prusy>Tartak>Chochół>Mińsk Mazowiecki>Targówka>Stare Zakole>Zakole-Wiktorowo>Barcząca>Budy Barcząckie>Anielew>Budy Janowskie>Dziękowizna>Ignaców>Janów>Kolonia Janów>Osiny>Nowe Osiny>Mińsk Mazowiecki>Karolina-Kolonia>Stara Niedziałka>Niedziałka Druga>Stara Niedziałka>Karolina>Wólka Mińska>Dłużka>Wólka Mińska>Królewiec>Arynów>Stojadła>Choszczówka Stojecka>Kobierne>Dębe Wielkie


    Na tej wycieczce nie będzie dużo zdjęć, bo za bardzo skupiałem się na jeździe i wiedziałem, że zastanę podobne krajobrazy jak w gminie Dębe Wielkie. Chciałem pojechać w piątek, ale zapowiadali burze i faktycznie padało, a zwłaszcza w nocy, chociaż to nawet dobrze. Wstałem o 5:00, od razu spojrzałem na prognozę pogody i rozczarowałem się zapowiadanymi burzami.
    Planowałem pojechać w sobotę i też zapowiadali burze, ale tym razem jeszcze bardziej się rozczarowałem, bo przez cały dzień nie było nawet pochmurnie! Dopiero pojechałem w niedzielę. Wstałem o 4:30 i o 5:30 wyjechałem na rower. Nie zapowiadali opadów, ale nieco silniejszy wiatr wiejący ze wschodu, a właśnie w tamtym kierunku będę głównie jechać. Jednak zaryzykowałem, bo w następnych dniach zapowiadają jeszcze silniejszy wiatr i już bardziej gwarantowane burze.
    Na skrzyżowaniu ulicy Strażackiej z ulicą Chełmińską był ostatnio remont i tym razem również był, ale było pusto. Przejechałem przez Warszawę Rembertów i Wesołą. Było cicho i spokojnie. Wybrałem sobie inną drogę w Sulejówku, a to była część chyba czerwonego szlaku. Zastałem różne osoby w cywilnych ubraniach jadące na rowerach. Dojechałem do drogi krajowej 2 i jechałem ciągiem pieszo-rowerowym aż do Wielgolasu Duchnowskiego. Tam skręciłem w prawo na skróty, by dojechać do Jędrzejnika. Już wtedy wiatr zaczał dawać się we znaki.

Początek skrótu do Górki
    Na polnej drodze było pełno komarów. Zastałem na drodze bociana, który uciekł, ale zaraz pojawił się na łące po prawej stronie. Zanim zrobiłem mu zdjęcie, to jeszcze na chwilę zawróciłem, bo widziałem innego ptaka po lewej stronie w oddali i nie przypominał bociana. Widziałem jak już się patrzył na mnie bokiem, więc w pośpiechu zrobiłem zdjęcie. Mam jeszcze drugie w przybliżeniu, ale gorszej jakości.

A więc to żuraw!
A tu nasz bociek uciekinier. Wygląda sympatycznie.
    Zrobiłem sobie krótką przerwę na batona w lesie za Teresławem. Tam jest położona asfaltowa droga. Usiadłem na szlabanie. Właściwie, to nie lubię siedzieć na czymś wąskim, np. rury, drabinki. Może mnie zacząć boleć lewa lub prawa noga w okolicy zgięcia nogi. Dopiero w Jędrzejniku zaczęły się dla mnie nowe miejsca, chociaż ten skrót też był nowy.

Kaplica Matki Bożej Różańcowej w Józefowie.
Wjazd do lasu za Józefowem.
    Za lasem przejechałem przez drogę krajową 50. Widziałem coraz więcej ludzi jadących rowerami do kościoła. W Klukach miałem przejazd kolejowy i po tym drogę piaszczystą. Na szczęście na krótko.

Nowa Pogorzel
Chmielew
    Było raz ładnie z górki i jechałem przez pewien czas na północ. To jednak były wciąż południowe miejscowości. Od Marianki już zaczęło się więcej terenów zabudowanych.
    Dojechałem do Gliniaka i w lesie zatrzymałem się na małym parkingu rekreacyjnym. Widziałem truchtaczy. Parking to ładnie wyrównana ziemia, ogrodzona drewnianym ogrodzeniem. Nie było tam ławek, ani wiat. Były może ze 3 zaparkowane samochody. Od parkingu prowadziła droga do pomnika przyrody. Zastałem najstarszą sosnę zwyczajną w Polsce!

Najstarsza sosna zwyczajna w Polsce
    Ma 360 lat, 360 cm obwodu pnia i 22 m wysokości! Wyróżnia się wysokością i grubością pnia, a także dodatkowymi konarami i grubymi gałęziami. Przeczuwam, że zaczął rosnąć w drugiej połowie XVII wieku.


    Moja lewa noga wciąż bolała przy mocniejszym pedałowaniu, a miałem dopiero 75 km przy sośnie. No nic, ruszyłem dalej. Przejechałem przez Tartak jedyną drogą do Prus i tak samo zawróciłem.

Prusy
    Jeszcze przez Chochół i dojechałem do Mińska Mazowieckiego. Minąłem szkoły, całkiem ładne osiedla ze sklepami na parterze i niedaleko stację kolejową. Na chwilę miałem ścieżkę rowerową. Zacząłem zwiedzać miejscowości na wschód od Mińska Mazowieckiego i wtedy to już w ogóle miałem dość mocno pod wiatr. Musiało wiać 16 -18 km/h. 

Zakole-Wiktorowo
    W Budach Barcząckich jest stacja kolejowa i chyba bez biletomatów. W razie czego, to na stronie internetowej Kolei Mazowieckich jest pokazana tabelka do pobrania z listą stacji, gdzie można kupić bilet w biletomacie. Być może na tej stacji wysiądę następnym razem, zamiast jechać przez znany mi Sulejówek.

Budy Barcząckie
    Ignaców było wschodnim krańcem wycieczki i w końcu mogłem jechać na zachód i zwiedzić północne miejscowości. Usiadłem sobie na trawie przy drodzej krajowej biegnącej do Kałuszyna. Miałem 101 km na liczniku i dopiero wtedy skończyła się mordęga jazdy pod wiatr. W powrocie jechałem przynajmniej 28-30 km/h, ale i tak byłem mocno zmęczony.

Karolina
    Postanowiłem tylko dojechać do Niedziałki Drugiej, zamiast ją objechać i zrobić tak samo z pozostałymi miejscowościami ze względu na zmęczenie.

Kościół MB Dobrej Rady w Wólce Mińskiej
    Więc dojechałem do Dłużki i zawróciłem do Wólki Mińskiej. Miałem okazję przejechać nad Autostradą Wolności.

Autostrada Wolności
    Zwiedziłem Królewiec i Arynów jako ostatnią miejscowość na dzisiaj. Teraz pozostało dojechać do znanej mi drogi krajowej i dojechać ciągiem pieszo-rowerowym do Dębe Wielkim. Szkoda, że prowadziła do niej inna droga krajowa na której jest zakaz dla rowerzystów i pieszych. Tylko na wiadukcie nad torami był chodnik, więc przedostałem się na drugą stronę torów, zszedłem i pojechałem na zachód, szukając innej drogi. Jak widzicie na mapie tej trasy, podjąłem parę prób dojechania do drogi krajowej. Skręciłem w prawo: dojazd do posesji. Skręciłem dalej w prawo: dojazd do posesji. Pojechałem trawiastą drogą: Donikąd. Skręciłem w lewo od trawiastej drogi: dojazd na tyły gospodartwa. Grr!
    Zawróciłem do wiaduktu i pojechałem inną drogą. Dojechałem do jej końca na szczerym polu... jednak ktoś wydeptał w wysokiej trawie ścieżkę i dojechałem do upragnionej drogi krajowej. Wracałem sobie na zachód i raz z prędkością 45 km/h. To dziwne, bo przecież miałem być zmęczony. Na stacji Nowe Dębe Wielkie kupiłem bilet w biletomacie i poczekałem na pociąg. W rozkładzie jazdy było na każdym pociągu zaznaczone, że są w nich przedziały dla rowerzystów. Przyjechał pociąg, rozglądam się na całej jego długości i nie zastałem żadnego przedziału dla mnie. Pociąg był dziwnie wąski, krótki, a ludzie siedzieli nawet na rozkładanych siedzeniach tuż przy drzwiach. Nie było mowy bym miał wsiąść do tego pociągu. Głupio mi było tak pobiec do drzwi, jakbym chciał wsiąść i zrezygnować. To był pociąg ER75. Grr! Kupiłem drugi bilet i tym razem przyjechał już normalny pociąg z przedziałami. To był EN57KM. Był prawie pusty. Niektórzy dosiadywali się na następnych stacjach i czekali na konduktora. Wysiadłem dla odmiany na stacji Warszawa Wschodnia.
    To by było na tyle. Padam z nóg. Nauczyłem się po raz kolejny tego, by nie wybierać wietrznych dni do jazdy. To zupełnie inna różnica jak w maju pojechałem na 150 km bez zmęczenia, bo nie było wiatru. Następnym razem zajrzę do powiatu przasnyskiego ;-)

sobota, 27 czerwca 2015

Złoty ułan w Kałuszynie

    Dawno nigdzie daleko nie pojechałem, ale to z powodu kiepskiej pogody i studiów. Jeszcze sesja się nie zaczęła. Będę pisać dwa egzaminy, ale już będę musiał napisać coś we wrześniu. Nie zaliczyłem jednego sprawdzianu i na złość nauczyciel nie mógł zrobić poprawy w czerwcu, tylko dopiero po wakacjach. Zatem mam jeden egzamin mniej. Najwyżej zdecyduję się na różnicę programową, czyli o ile wiem, to będę pisać egzamin z tego przedmiotu za rok, ale przechodzę do kolejnego roku jak gdyby nigdy nic. Jak dla mnie, to emerytowani nauczyciele nie powinni nauczać. Dają niejasne materiały, a w Internecie nie ma nic o tej dziedzinie.


    Mam fajną trasę na 145 km, ale chciałem wpierw przejechać się na 130 km. Kiedyś, w pierwszej technikum przejechałem się z kolegą do Mińska Mazowieckiego. Trasa była ciekawa, słoneczna, a miasto niczego sobie. W ostatnią jesień chciałem na wiosnę przejechać się w tamtą stronę i za Mińskiem poszukałem jakiegoś wystarczająco większego miasteczka. Mam na myśli miejscowość, gdzie krzyżują się drogi wojewódzkie, jest kościół, ratusz i rynek. Wyszło na Kałuszyn. Nawet zdjęcia z Google Street View mnie zachęciły, pokazując miasteczko o słonecznej pogodzie w środku lata. Narysowałem trasę tak, by powrót wyglądał inaczej.

Przejechałem 136,2 km. Pobiłem swój rekord o 8,7 km. Przebieg trasy:

Warszawa>Sulejówek>Zakręt>Nowy Konik>Stary Konik>Brzeziny>Wielgolas Brzeziński>Wielgolas Duchnowski>Dębe Wielkie>Kobierne>Choszczówka Stojecka>Stojadła>MIŃSK MAZOWIECKI>Nowe Osiny>Osiny>Janów>Jędrzejów Nowy>Jędrzejów Stary>Ryczółek>KAŁUSZYN>Chrościce>Kluki>Turek>Wiśniew>Rządza>Szczytnik>Jakubów>Anielinek>Mistów>Borek Czarniński>Borek Miński>Brzóze>Żuków>Cyganka>Cezarów>Chobot>Mrowiska>Długa Kościelna>Długa Szlachecka>Sulejówek>Warszawa

    Trzeba było w końcu zrealizować tę trasę i odpocząć od znanych mi powiatów. W całej trasie zjadłem 4 batony musli, niecałą paczkę kabanosów i wypiłem pół lub trzy czwarte 1,5 litrowej butelki wody. Wyruszyłem o 8:00. GPS pokazał, że jechałem 7,5 godzin, w tym jedną godzinę zsumowanych przerw.

Droga krajowa nr. 2. Musiałem przez prawie cały czas jechać ciągiem pieszo-rowerowym.
    Przejechałem przez Warszawę Rembertów i Wesołą wzdłuż torów. Po Sulejówku dołączyłem się do drogi krajowej, która bezpośrednio prowadzi do Mińska Mazowieckiego i Kałuszyna. Niestety musiałem jechać przez prawie cały czas drogą dla rowerów i pieszych. Często wyjeżdżały ciężarówki z posesji i blokowały mi jazdę.

Pola po prawej stronie.
    Trafiłem na nieco większą miejscowość. Jest to Dębe Wielkie. Mogłem już jechać szeroką drogą poboczną, więc było wygodniej.

Kościół pw św. Apostołów Piotra i Pawła z 1906 r.
    Długo to nie trwało i dojechałem do Mińska Mazowieckiego. Co mnie zaciekawiło? Pasy dla rowerzystów! Jednak te pasy co parędziesiąt metrów skręcały na chodnik i znów wyjeżdżały na ulicę. Jak widać, robiłem zdjęcia pod słońce i to dlatego wychodziło białe niebo.


Stary Rynek w Mińsku Mazowieckim. Sorry, że nie poszedłem dalej, by zrobić ciekawsze ujęcie.
    Właśnie wtedy widziałem sporo dzieciaków w galowych strojach. Przypomniało mi się, że było zakończenie roku szkolnego.

Parafia Narodzenia NMP. Sanktuarium Matki Bożej Hallerowskiej.
    Wyjechałem z miasta. Jechało mi się dosyć szybko, około 25-27 km/h. Z tyłu zacząłem widzieć nieciekawe chmury.

W drodze do Kałuszyna. Zaczęło się chmurzyć.
    Dojechałem do Kałuszyna. Było pochmurnie i nie tak sobie przypominałem tę miejscowość po zdjęciach. Po lewej stronie stał ciekawy, złoty pomnik. Rozjaśniło się na chwilę, jak zbliżyłem się do pomnika.

Złoty Ułan
    Przejechałem przez rynek. Sporo młodzieży w strojach galowych porozsiadało się na ławkach.

Kościół NMP w Kałuszynie.
    Miałem niby zrobić sobie najdłuższą przerwę, ale po 3 minutach postoju ruszyłem dalej. Plan był taki, że wracałem przez wsie na północ od tej drogi krajowej. Spodziewałem się pagórków i prędzej zjazdów niż podjazdów.

Wakacyjnie! Wciąż Kałuszyn.
Kluki
    Niebawem z powrotem zrobiło się słonecznie. We wsi Turek zrobiłem łuk w lewo, na zachód i zrobiło się nieciekawie. W tym kierunku wiało i to oczywiście spowolniło moją prędkość. Od razu napiszę, że to mnie mniej rozłożyło niż poprzednio, jak wracałem z gminy Strachówka.

Wiśniew/Rządza
    Zrobiło się ciekawiej, bo przez większość drogi miałem z górki. Zatem niektóre odcinki pokonywałem bez pedałowania.

Turbina wiatrowa w Rządzy. 
    Po Cygance wjechałem w tereny leśne. GPS pokazał, że miałem na pewnym skrzyżowaniu leśnych dróg pojechać prosto, ale droga była ledwo widoczna. Przejechałem obok czyjejś działki i zaraz znalazłem się za czyimś terenem za stodołą. Zawróciłem zirytowany i pojechałem bardziej na północ, przez Cezarów. Po 2,5 km dojechałem na asfalt :-D

Miejscowość Chobot. Beep-boop.
    Ta mała odskocznia od trasy na szczęście nie skróciła dystansu, a chyba przedłużyła o 2 km. W Sulejówku zrobiłem dwie przerwy 5 minutowe. Zjadłem czwartego batona. Ogólnie to dzielnie jechałem, bo w Warszawie utrzymywałem ponad 22 km/h. Ta trasa bardziej mnie przygotowała na 145 km i być może następnym razem przejadę się tą magiczną pętlą, którą też zaplanowałem w ostatnią jesień. Życzcie mi powodzenia w poprawach, egzaminach i pewnie w poprawach egzaminów!