poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Ostatnie miejscowości przy Narwi i Bugu

    Nie pozostało mi zbyt wiele do zwiedzenia z powiatu legionowskiego. Zostało tylko 6 miejscowości: Łacha, Gąsiorowo, Nowa Wieś, Cupel, Kania Polska i Kania Nowa. Znajdują się w gminie Serock, gdzie w maju zaliczyłem 28 miejscowości.

    Wyszło 111 km. Przebieg wycieczki:
Warszawa>Jabłonna>Legionowo>Michałów-Reginów>Zegrze Południowe>Zegrze>Borowa Góra>Skubianka-Kolonia>Ludwinowo Zegrzyńskie>Marynino>Serock>Wierzbica>ŁACHA>GĄSIOROWO>NOWA WIEŚ>CUPEL>KANIA NOWA>KANIA POLSKA>Nowa Wieś>Łacha>Wierzbica>Serock>Stasi Las>Borowa Góra>Zegrze>Zegrze Południowe>Nieporęt>Rembelszczyzna>Warszawa

    Nie zapowiadało się trudno jak na 151 km, choć wtedy jechałem tylko drogami krajowymi. Ot taka, zwykła wycieczka. 

Zalew Zegrzyński
    Zamiast pojechać bezpośrednio do Serocka, pojechałem na zachód przez parę wsi.

Ludwinowo Zegrzyńskie
Marynino. Widać sady, które przypominały majową wycieczkę w te tereny.
Okolice Karolino
Serock w oddali
    Przejechałem przez podwórka w Serocku i zjechałem do Wierzbicy. Nie widziałem tej wielkiej truskawki po lewej stronie, bo chyba jest za rondem, a ja wtedy skręciłem w prawo. Przejechałem przez most nad rzeką Narew. Ciekawe, bo most zaczął się dopiero później, bo jechałem nasypem. Dopiero wtedy zaczęły się dla mnie nowe miejsca. Na drugim brzegu znalazłem się od razu w Łacha. Skręciłem w lewo na Gąsiorowo, by zrobić pętlę.



    Tak jak się spodziewałem. Ta "wyspa" ma w sobie głównie domki letniskowe. Po pętli pojechałem do Cupla, by zobaczyć jak wygląda cypel :-D.



    Zawróciłem i przejechałem przez pozostałe 4 miejscowości. To były tereny leśne. Trafiały się mapki z okolicami.

Kania Polska
    Pora wracać. Wróciłem przez most. Stamtąd zobaczyłem na horyzoncie wieżowce w Warszawie, a to jakieś 33 km stąd. Wow. Postanowiłem pokręcić się po Serocku. Chciałem zrobić zdjęcie rynku i ratuszu, ale ludzie rozbili bazar i nic nie było widać. Wrzucam w takim razie dwa zdjęcia z wycieczki na Serock z 2012 roku.


Straż Miejska i Urząd Serocka i gminy.
    Zwiedziłem jeszcze plażę (leciała chyba muzyka z VOX FM) i park na Trakcie Spacerowym i szykowałem się do powrotu, ale zapomniałem o modelu osady Barbarka.


    To by było na tyle. Powiat legionowski został zaliczony. Przejechałem razem 89 miejscowości, od czasu do czasu robiąc wycieczkę w tym kierunku. Nie zapomnijcie, że zostały mi jeszcze dwie gminy powiatu wołomińskiego, które nie wiem jak wyglądają. Może czymś się zaskoczę. Tu możecie zobaczyć trasy na mapie, które z grubsza przejechałem:
https://www.google.com/maps/d/edit?mid=zrcJ6KM6zWHM.kLGFpTECMSfM&usp=sharing

    Co do Mazur, to nie pojechałem. Głupio było z mojej strony, że zbyt późno odmówiłem (miałem czas na zmianę decyzji, ale byłem zajęty wyprawą do Sanoka...). Następna wycieczka powinna być na 140-150 km.

piątek, 24 lipca 2015

Piekielnie Parna Pętla

    Wybrałem się na jedną z tras, którą narysowałem w jesień 2014. Parę takich tras już zrealizowałem, np. do Kałuszyna za Mińskiem Mazowieckim. Na pewno będę musiał odwiedzić Pulwy, to 8 kilometrowe łąki. Są położone na poziomie Pułtuska i musiałbym przejechać 170 km, ale to na potem. 
    Jest taka pętla, prowadząca na wschód. Przebiega przez Sulejówek, Stanisławów, Łochów, Wyszków, Radzymin i Wołomin. Narysowałem ją na szybko, a w wiosnę poprawiłem, bo była niedokładnie narysowana. Postanowiłem przejechać swoje pierwsze 150 km.

Wyszło 151,3 km. Pobiłem swój rekord o 15,1 km. Przebieg:

Warszawa>Sulejówek>Okuniew>Zagórze>Michałów>Pustelnik>Goździówka>Zalesie>STANISŁAWÓW>Wólka Piecząca>Kąty-Borucza>Kąty-Miąski>Kąty Czernickie>Strachówka>Ludwików>Warmiaki>Zawiszyn>Owsianka>ŁOCHÓW>Budziska>Gwizdały>Puste Łąki>Kółko>Skuszew>WYSZKÓW>Tumanek>Deskurów>Gaj>Niegów>Głuchy>Trojany>Karpin>Emilianów>Zwierzyniec>Stary Dybów>Radzymin>Ciemne>Helenów>Czarna>Wołomin>Kobyłka>Zielonka>Ząbki>Warszawa

    Jak zwykle wziąłem ze sobą 6 batonów zbożowych, 2 paczki kabanosów delikatesowych i tym razem 3,75 litrów picia, czyli 1,75l wody i 2l soku. Po takiej trasie spodziewalibyście się, moi nieobecni czytelnicy, ode mnie sporo zdjęć. Trasa była zbyt prosta i nie zrobiłem zbyt wielu zdjęć, bo nie było na co pstrykać.

Łącznie wyszło 37,54 km lasami.
    Jechałem znanym mi odcinkiem, czyli przez Warszawę Rembertów, Wesołą, Sulejówek i aż do Pustelnika. Dopiero za Pustelnikiem zaczynały się nowe tereny. Nie przeszkadzał mi wiatr, kiedy jechałem na wschód.

Widok z rynku w Stanisławowie.
Dawny zajazd i pomnik poległych z 1914-1920 roku.
    Skręciłem zaraz w lewo na drogę krajową. Tu akurat ładnie mnie wyprzedzały tiry. Nawet zjeżdżały na przeciwny pas, ale jak dla mnie, to lekka przesada. Trafił się jeden cwaniak, który zamiast wyprzedzić, zatrąbił długo i donośnie dosłownie tuż za moimi plecami. Dopiero wtedy powoli mnie wyprzedził. Po lewej stronie miał mnóstwo miejsca i droga była pusta. Dlaczego nie mógł mnie wyprzedzić tak jak reszta to zrobiła i robiła aż do końca trasy?

Okolice Strachówki
    Przez tereny leśne jechałem przez długi czas. Spodobały mi się nasłonecznione lasy mieszane. Co jakiś czas zdarzał się przystanek PKS-owy.


    Zwiedziłem 2 kolejne miejscowości gminy Strachówka i 2 gminy Jadów przez które przebiegała ta droga krajowa. Kiedy w końcu będzie to Łochów? Lasy się już skończyły i zaczęły się pola. Właściwie to zaczął się typowy krajobraz tej gminy - pogmatwany, nieco większe pola, drzewa rosnące w nieregularnych miejscach i dużo nieużytków rolnych.

Rzeka Liwiec, już niedaleko Łochowa.

    Zaczęło się Łochów, ale jechałem dalej drogą krajową. To znaczy skręciłem rondem w lewo na inną drogę krajową. W efekcie nie zwiedziłem tego miasteczka. Zapomniałem napisać, że zmodyfikowałem sobie wycieczki, dodając przerwy. Wcześniej zatrzymywałem się tylko po to, by się napić i coś zjeść, więc pod koniec byłem zmęczony. Na tej wycieczce postanowiłem robić sobie przerwy w kamieniach milowych wycieczki. W Stanisławowie zrobiłem 5-minutową przerwę, a w Łochowie 10-minutową. To nawet pomaga!
    Przejechałem przez Budziska i ponownie przez następny most nad rzeką Liwiec. Zaczął się dosyć silny wiatr. Ciężko mi się jechało. Pomyślałem, że w powrocie w odwrotnym kierunku będę miał i tak tak samo, bo taki już wiatr bywa. Znalazłem się na terenie Wyszkowa, ale nie na terenie zabudowanym. Skręciłem w lewo i byłem w drodze do Niegowa.

Nie mogłem znaleźć tego miejsca na mapie.
    Wiatr naprawdę silnie wiał, a do domu w linii prostej miałem 46,5 km.


    Dojechałem do Radzymina (w końcu!) i zrobiłem 15-minutową przerwę. Potem skręciłem w lewo na znaną mi trasę i jechałem w kierunku Wołomina. W tym momencie prędkość wzrosła do 24-28 km/h. Fajnie, że jednak miałem siłę, bo widziałem, że po zmianie kierunku byłem w stanie jechać szybciej. Przejechałem przez miejscowość Ciemne i Czarne. Jak zwykle w obrębie Ząbek zacząłem widzieć więcej rowerzystów.
    Trasa nie należała do najciekawszych, ale jestem zadowolony, że przejechałem swoje pierwsze 150 km. Brakowało jeszcze 50 km do 200km! Najbardziej byłem zadowolony z tego, że po uciszeniu się wiatru mocno przyspieszyłem. Planuję kolejne trasy zanim pojadę na Mazury. Może to być zwiedzenie pozostałych miejscowości gminy Strachówka (powinno być ciekawiej) lub pozostałych z gminy Serock. Wtedy cały powiat legionowski miałbym ukończony w 100%.

niedziela, 19 lipca 2015

Brama Bieszczad

    Jakiś czas temu nie napisałem żadnej relacji o wycieczce rowerowej. Trudno było mi znaleźć odpowiedni dzień, Taki bez silnego wiatru, upału i opadów. Chyba wybrzydzam. Szykowałem się na 150 km od dłuższego czasu i wciąż nie znalazłem dobrego dnia. Dodatkowo kolega namówił mnie na wyjazd w trójkę na Mazury. W sensie, że ja, kolega i jego dziewczyna. Myślę, że będzie fajnie, ale prawdopodobnie będzie mnie gryźć jedna rzecz. Znacie to określenie - "trzecie koło"? Często to czuję, gdy spotkam się z większą ilością osób i dlatego preferuję tylko w cztery oczy. Parę razy spotkałem się z nimi i nie było tak źle. Czasami przytulali się i momentami czułem, że nie mówię do swojego kolegi, a do dwugłowego, ośmiokończynowego potwora :-D. Przeczuwam, że na Mazurach będę się nudzić, bo siedziałbym głównie w namiocie i czytałbym książkę. Dosyć szybko męczę się kontaktami i dlatego potrzebuję jednego dnia odpoczynku od ludzi. Jeśli będzie fajnie, to zdam relację!



    Oprócz mojego jedynego kolegi jest jeszcze jeden wirtualny. Poznaliśmy się w kwadratowym świecie Minecrafta, jakieś 3 lata temu. Napisałem kiedyś, że być może w lato go odwiedzę, jako, że interesuje się kolarstwem i mieszka w ciekawym rejonie. Chodziło mi o zwiedzenie miasta Sanoka. Moje jedyne doświadczenie z górami, to Kalwaria Zebrzydowska. Byłem na takiej wycieczce 10-11 lat temu i zbiegałem z 400 metrowej góry.
    Mieszka przy Sanoku - w mieście gdzie narodził się Autosan i zaczynają się Bieszczady (a może Beskidy?). Tydzień temu zacząłem przygotowywać się do tej wycieczki. Pomógł mi znaleźć pole namiotowe, a ja w międzyczasie kupiłem namiot. Miałem wziąć ze sobą rower, by przejechać się po serpentynach, ale w autokarze musiałbym rower rozkręcić i schować w jakąś walizkę, a w pociągu trzymać w kiblu przez całą noc. No właśnie, choroba lokomocyjna. Wybrałem autokar, bo jechałbym 7 godzin bez przesiadek. Zdecydowałem, że posiedzę w Sanoku dwa dni. Przygotowanie psychiczne trochę mi zajęło. Znalazłem w mieszkaniu plecak, który na oko ma 60 litrów. Niestety okazał się być strasznie ciężki. Ważył 6-9 kg. Kupiłem i wydrukowałem bilety w Neobusie. Wsiadłem w autokar w czwartek o 5:00 godzinie. Udało mi się nie zwymiotować. Jedyne znane wam miasta, które przejechałem po drodze to Radom i Rzeszów. W Rzeszowie widziałem nad skrzyżowaniem ciekawą kładkę dla pieszych w kształcie ronda. W Niebylcu była jednak przesiadka do drugiego autokaru, ale trwała chwilę. Dojechałem do Sanoka, ale nie na dworcu PKS, ale PKP. Musiałem przejść się nieco, by dotrzeć do kolegi. Niestety nie przyjechał z dwoma rowerami, bo od swojego domu miał dosyć daleko. Nie dałby rady przyprowadzić dwóch rowerów na piechotę i jeszcze pod koniec dnia je zawieźć z powrotem do domu. Fajnie było poznać kolejną osobę poznaną z Internetu. Od razu zaczęliśmy zwiedzać Sanok.

Dawny ratusz miejski z 1700-1800 r.
Widok z placu św. Jana. W oddali po prawej stronie widać Czalnię (576 m) z 17 km, pośrodku Żuków (768 m) 30 km stąd.
Te niebieskie budynki to siedziba Autosanu, a góra w oddali to Gruszka (583 m) 14 km stąd.
    Ciekawy był zamek królewski, który niestety został zniszczony w 1915 roku, a odbudowany w 1934 roku.





    Wybraliśmy się do skansenu, ale tego dnia nie było wstępu za darmo. Zatem wybraliśmy się na północ zobaczyć pewną cerkiew. Akurat w tym rejonie stoi sporo cerkwi. Ta została zbudowana w 1906 roku.



    W drodze do cerkwi przybiegła do nas kotka z dzwoneczkiem na szyi :-D. Jako, że byłem zmęczony po autokarze, to postanowiliśmy już skierować się do pola namiotowego. Mówił, że znalazł jakieś niestrzeżone i bezpłatne. Musiał już jechać do domu, więc od tego czasu sam wędrowałem na to pole w Międzybrodziu.


W drodze do Międzybrodzia
    Znalazłem ten kawałek terenu. Nikt nie rozbił żadnego namiotu. Był niby znak drogowy, że to są tereny rekreacyjne, ale mimo tego obawiałem się, że ktoś zwróci mi uwagę lub policja mnie zgarnie. Na szczęście przez całą noc nic się złego nie stało. Zbyt wcześnie rozbiłem namiot i nie miałem co robić. Pozostało jedynie czytać książkę. Następnego dnia kolega miał pojawić się już z dwoma rowerami, bo akurat do Międzybrodzia ma niedaleko. Niestety musiał zostać w domu, więc głodny musiałem dojść do Sanoka. Na szczęście szybko dojechałem autostopem do Kauflandu i kupiłem to, co chciałem. Taki byłem ucieszony jedzeniem i piciem, że przez następne parę godzin czułem taką sytość, że ciężko mi się chodziło. Z kolegą spotkałem się przy skansenie, który jednak postanowiłem zwiedzić za 14 zł. Znów pojawił się bez roweru :-(.


Skansen w Sanoku jest największym skansenem w Polsce!






Winda wyciągowa
    Po zwiedzaniu skansenu kupiłem sobie pamiątkę i ruszyliśmy na wyprawę do Orlego Kamienia. To głaz położony na 518 m n.p.m w Górach Słonnych. Wyobrażacie sobie łażenie pod górę z takim plecakiem? Na szczęście miałem pomocną dłoń.


Coraz wyżej...


Jeszcze wyżej...
W drodze na Orli Kamień, ale już jest blisko.


Oto jest!
    Po drodze spotkaliśmy zaskrońca zwyczajnego. To taki czarny, nieszkodliwy wąż. Pamiętam jak w podstawówce uczyli odróżniać żmiję zygzakowatą od zaskrońca.
    Kolega o 17 musiał już jechać do domu. Pożegnaliśmy się i włączyłem GPS'a by dostać się na dworzec PKP. Hah, byłem zadowolony. Autokar miał pojawić się o 21:00. Ściemniało się, a z nor zaczęły wyjawiać się dresy. Dopiero o 21:30 przyjechał. Na szczęście nocą jedzie się o wiele lepiej - nie widzisz obiektów migających przez okno, więc nie czujesz się źle. I tak nie zasnąłem. W domu pojawiłem się o 3:40.
    To była świetna wycieczka! Pierwszego dnia przeszedłem 17 km, a drugiego 18 km. Fajnie było no i mam nadzieję, że niedługo znowu nakieruję na któreś miejsce na mapie palcem. Najpierw chcę zrealizować następne wycieczki rowerowe i wyjazd w trójkę na Mazury.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Nominacja do Liebster Blog Award

    Cześć. Dzisiaj z innej beczki. Nie wiedziałem o tym, ale zostałem nominowany do Liebster Blog Award. Brzmi to jak otagowanie czyjegoś profilu na deviantarcie. Jest skierowany do blogów rzadko uczęszczanych, o małej ilości widzów. Tak naprawdę nie zależy mi na zbieraniu widzów. Co prawda, fajnie, że trafi się ktoś, kto stale będzie czytać posty. To mnie zachęca. Widzę, że mnóstwo blogów o podobnym poziomie ma sporo widzów, którzy obserwują za obserwację i zapominają. 


Dostałem zestaw pytań. Oto one:

1. Co zainspirowało ciebie do założenia bloga?

    Zainspirowały mnie osoby, które mają problemy w odnalezieniu się wśród ludzi. Te osoby nie mają wysoce rozwiniętych umiejętności społecznych. Łączy ich wspólna cecha - brak znajomych. Trafi się ktoś z odmiennymi zainteresowaniami i nie będzie mógł się z nikim dogadać w szkole. Ekstrawertyk, dzięki znajomym, może być wiecznie zajęty. Ci, którym się nie powiodło zawieranie znajomości, siedzą w domu przed komputerem i odnajdują w sobie hobby w grach i informatyce. Choć nie interesują mnie gry i informatyka, to też zaliczam się do tych osób. Na tym blogu chcę pokazać, że mimo braku znajomych od wyjścia, sam sobie radzę. Odnajduję hobby poza domem i robię swoje. To zabija nudę oraz daje cichą nadzieję na poznanie się z nowymi osobami. Chcę, by inni czytając tego bloga, zaczęli sami wychodzić na dwór, a nie mówić, że "ale samemu to tak głupio."

2. Masz jakieś hobby?

    Mam. Kolarstwo rekreacyjne, rysowanie w stylu komiksowym, rolkarstwo, komponowanie muzyki, trochę modelowanie 3D, geocaching, układanie puzzli, zwiedzanie nowych miejsc i robienie im zdjęć.

3. Jaki jest twój ulubiony film?

    Nie mam ulubionego filmu.

4. Co zamierzasz robić w te wakacje?

    Zamierzam przemierzyć kolejne, dalsze gminy i powiaty; pojeżdżę pociągiem; porobię rysunki na zlecenie; pojadę w góry; zanocuję w namiocie;

5. Jaką cechę uważasz za najcenniejszą?

    Dobroć do wszystkich.

6. Czy oceniasz ludzi na podstawie tego, co powie o nich ktoś inny?

    Tak, ale zachowuję tylko jako ostrzeżenie. Rozpocząłbym znajomość z taką osobą tak, jakbym nic o niej nie wiedział i starałbym się za wszelką cenę rozwiać tę plotkę.

7. Jak spędzasz wolny dzień?

    Pojadę gdzieś na rowerze, porysuję, popiszę na GG, przejdę się, pooglądam filmiki na YouTube, pogram na keyboardzie, poczytam na dworze książkę.

8. Masz ulubionego wykonawcę?

       Trudno mi wybrać jednego. Są to kompozytorzy gier.

9. Masz jakieś zwierzę? Jak tak, to jakie?

    Mam 8-letniego, nierasowego kocura.

10. Jakie jest twoje największe marzenie?

    Paczka znajomych szukających przygód oraz zwiedzenie świata jako plecakowicz.

11. Jaka jest twoja ulubiona piosenka?

    Nie mam takiej piosenki, która stałaby na pierwszym miejscu. Lubię muzykę elektroniczną.

Mam teraz wybrać 11 rozwijających się blogów. Nie mam pojęcia, które :-/

sobota, 27 czerwca 2015

Złoty ułan w Kałuszynie

    Dawno nigdzie daleko nie pojechałem, ale to z powodu kiepskiej pogody i studiów. Jeszcze sesja się nie zaczęła. Będę pisać dwa egzaminy, ale już będę musiał napisać coś we wrześniu. Nie zaliczyłem jednego sprawdzianu i na złość nauczyciel nie mógł zrobić poprawy w czerwcu, tylko dopiero po wakacjach. Zatem mam jeden egzamin mniej. Najwyżej zdecyduję się na różnicę programową, czyli o ile wiem, to będę pisać egzamin z tego przedmiotu za rok, ale przechodzę do kolejnego roku jak gdyby nigdy nic. Jak dla mnie, to emerytowani nauczyciele nie powinni nauczać. Dają niejasne materiały, a w Internecie nie ma nic o tej dziedzinie.


    Mam fajną trasę na 145 km, ale chciałem wpierw przejechać się na 130 km. Kiedyś, w pierwszej technikum przejechałem się z kolegą do Mińska Mazowieckiego. Trasa była ciekawa, słoneczna, a miasto niczego sobie. W ostatnią jesień chciałem na wiosnę przejechać się w tamtą stronę i za Mińskiem poszukałem jakiegoś wystarczająco większego miasteczka. Mam na myśli miejscowość, gdzie krzyżują się drogi wojewódzkie, jest kościół, ratusz i rynek. Wyszło na Kałuszyn. Nawet zdjęcia z Google Street View mnie zachęciły, pokazując miasteczko o słonecznej pogodzie w środku lata. Narysowałem trasę tak, by powrót wyglądał inaczej.

Przejechałem 136,2 km. Pobiłem swój rekord o 8,7 km. Przebieg trasy:

Warszawa>Sulejówek>Zakręt>Nowy Konik>Stary Konik>Brzeziny>Wielgolas Brzeziński>Wielgolas Duchnowski>Dębe Wielkie>Kobierne>Choszczówka Stojecka>Stojadła>MIŃSK MAZOWIECKI>Nowe Osiny>Osiny>Janów>Jędrzejów Nowy>Jędrzejów Stary>Ryczółek>KAŁUSZYN>Chrościce>Kluki>Turek>Wiśniew>Rządza>Szczytnik>Jakubów>Anielinek>Mistów>Borek Czarniński>Borek Miński>Brzóze>Żuków>Cyganka>Cezarów>Chobot>Mrowiska>Długa Kościelna>Długa Szlachecka>Sulejówek>Warszawa

    Trzeba było w końcu zrealizować tę trasę i odpocząć od znanych mi powiatów. W całej trasie zjadłem 4 batony musli, niecałą paczkę kabanosów i wypiłem pół lub trzy czwarte 1,5 litrowej butelki wody. Wyruszyłem o 8:00. GPS pokazał, że jechałem 7,5 godzin, w tym jedną godzinę zsumowanych przerw.

Droga krajowa nr. 2. Musiałem przez prawie cały czas jechać ciągiem pieszo-rowerowym.
    Przejechałem przez Warszawę Rembertów i Wesołą wzdłuż torów. Po Sulejówku dołączyłem się do drogi krajowej, która bezpośrednio prowadzi do Mińska Mazowieckiego i Kałuszyna. Niestety musiałem jechać przez prawie cały czas drogą dla rowerów i pieszych. Często wyjeżdżały ciężarówki z posesji i blokowały mi jazdę.

Pola po prawej stronie.
    Trafiłem na nieco większą miejscowość. Jest to Dębe Wielkie. Mogłem już jechać szeroką drogą poboczną, więc było wygodniej.

Kościół pw św. Apostołów Piotra i Pawła z 1906 r.
    Długo to nie trwało i dojechałem do Mińska Mazowieckiego. Co mnie zaciekawiło? Pasy dla rowerzystów! Jednak te pasy co parędziesiąt metrów skręcały na chodnik i znów wyjeżdżały na ulicę. Jak widać, robiłem zdjęcia pod słońce i to dlatego wychodziło białe niebo.


Stary Rynek w Mińsku Mazowieckim. Sorry, że nie poszedłem dalej, by zrobić ciekawsze ujęcie.
    Właśnie wtedy widziałem sporo dzieciaków w galowych strojach. Przypomniało mi się, że było zakończenie roku szkolnego.

Parafia Narodzenia NMP. Sanktuarium Matki Bożej Hallerowskiej.
    Wyjechałem z miasta. Jechało mi się dosyć szybko, około 25-27 km/h. Z tyłu zacząłem widzieć nieciekawe chmury.

W drodze do Kałuszyna. Zaczęło się chmurzyć.
    Dojechałem do Kałuszyna. Było pochmurnie i nie tak sobie przypominałem tę miejscowość po zdjęciach. Po lewej stronie stał ciekawy, złoty pomnik. Rozjaśniło się na chwilę, jak zbliżyłem się do pomnika.

Złoty Ułan
    Przejechałem przez rynek. Sporo młodzieży w strojach galowych porozsiadało się na ławkach.

Kościół NMP w Kałuszynie.
    Miałem niby zrobić sobie najdłuższą przerwę, ale po 3 minutach postoju ruszyłem dalej. Plan był taki, że wracałem przez wsie na północ od tej drogi krajowej. Spodziewałem się pagórków i prędzej zjazdów niż podjazdów.

Wakacyjnie! Wciąż Kałuszyn.
Kluki
    Niebawem z powrotem zrobiło się słonecznie. We wsi Turek zrobiłem łuk w lewo, na zachód i zrobiło się nieciekawie. W tym kierunku wiało i to oczywiście spowolniło moją prędkość. Od razu napiszę, że to mnie mniej rozłożyło niż poprzednio, jak wracałem z gminy Strachówka.

Wiśniew/Rządza
    Zrobiło się ciekawiej, bo przez większość drogi miałem z górki. Zatem niektóre odcinki pokonywałem bez pedałowania.

Turbina wiatrowa w Rządzy. 
    Po Cygance wjechałem w tereny leśne. GPS pokazał, że miałem na pewnym skrzyżowaniu leśnych dróg pojechać prosto, ale droga była ledwo widoczna. Przejechałem obok czyjejś działki i zaraz znalazłem się za czyimś terenem za stodołą. Zawróciłem zirytowany i pojechałem bardziej na północ, przez Cezarów. Po 2,5 km dojechałem na asfalt :-D

Miejscowość Chobot. Beep-boop.
    Ta mała odskocznia od trasy na szczęście nie skróciła dystansu, a chyba przedłużyła o 2 km. W Sulejówku zrobiłem dwie przerwy 5 minutowe. Zjadłem czwartego batona. Ogólnie to dzielnie jechałem, bo w Warszawie utrzymywałem ponad 22 km/h. Ta trasa bardziej mnie przygotowała na 145 km i być może następnym razem przejadę się tą magiczną pętlą, którą też zaplanowałem w ostatnią jesień. Życzcie mi powodzenia w poprawach, egzaminach i pewnie w poprawach egzaminów!